Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdominowała go chęć władzy

Anna Mierzyńska
Metropolita warszawski i całej Polski arcybiskup Sawa
Metropolita warszawski i całej Polski arcybiskup Sawa
Czy ujawnienie przez IPN roli, jaką wobec SB odegrał obecny metropolita prawosławny abp Sawa, jest atakiem na Cerkiew? Ale czy - z drugiej strony - o historii widzianej oczyma SB lepiej milczeć? I nie wspominać o tym, co znajduje się w trzech grubych tomach teczki Sawy?

Suche fakty, praktycznie pozbawione komentarza czy nawet głębszej analizy - tak wygląda publikacja dwóch pracowników IPN-u Krzysztofa Sychowicza i Mariusza Krzysztofińskiego, zatytułowana "W kręgu Bizancjum". Jedyną własną ocenę autorzy zamieścili w zakończeniu swojej pracy, które liczy sobie... dwie strony. To nie atak, tylko pozbawiona emocji relacja o tym, czego dowiedziało się SB od TW Jurka i jak wykorzystywało te informacje.

Emocje może budzić jedynie zachowanie Michała Hrycuniaka, znanego dziś w całej Polsce jako metropolita Sawa. Po lekturze "W kręgu Bizancjum" aż trudno uwierzyć w to, jak głębokie więzi istniały między obecnym metropolitą a Służbą Bezpieczeństwa. Oczywiście, tekst zawiera jednostronny obraz sytuacji, ponieważ oparty jest wyłącznie na aktach SB. Często dziś mówi się o tym, że esbecy kłamali w dokumentach - po to, by wypełnić nakładane na nich obowiązki i wykazać swoją ciężką pracę. W przypadku TW Jurka trudno jednak sobie wyobrazić, że esbecy dla przyjemności przełożonych samodzielnie wytworzyli setki kartek donosów, analiz, opinii. Trudno uwierzyć, tym bardziej że Sawą "opiekował się" w SB nie jeden funkcjonariusz, ale kilku, i to z różnych miast. Wszyscy podkreślali, jak dobrze się z nim pracuje, jaki jest konkretny. Z opinii esbeków, jak i z zachowań samego metropolity, wyłania się też jeszcze jedna cecha Sawy - silna chęć władzy. Wydaje się, że to ona mogła zdecydować o bliskiej współpracy hierarchy z SB.

W aktach zachowały się donosy pisane ręcznie
TW Jurek, bo taki pseudonim nosił Sawa w rejestrach SB, na początku spotykał się z funkcjonariuszem w warszawskiej kawiarni "Krokodyl", potem w restauracji "Trojka". Nie tylko opowiadał o tym, co się dzieje w Kościele prawosławnym, ale też przekazywał dokumenty, choćby maszynopis dotyczący organizacji przez kurię krakowską w styczniu 1967 r. nabożeństw ekumenicznych, informację o przebiegu Wszechprawosławnej Konferencji Teologicznej w 1966 r. w Belgradzie czy Chrześcijańskiej Konferencji Pokojowej w Pradze. Część swoich doniesień TW Jurek pisał ręcznie.

TW Jurek często sam wywoływał spotkania, by opowiedzieć esbekowi najnowsze informacje oraz swoje opinie na temat bieżącej sytuacji. W lipcu 1968 r. funkcjonariusz SB zanotował: "TW uważa, że tow. Moczar zajmie najwyższe stanowisko w partii, co [jak sądzi] spotka się zarówno z negatywnymi, jak i pozytywnymi głosami. Niemniej twierdzi, że byłoby to bardzo dobre posunięcie".

TW Jurek bez większych wstrętów przyjmował od SB upominki - noworoczne, imieninowe. Pierwszy był odbiornik tranzystorowy "Sylwia", potem także pieniądze. Funkcjonariusze wręczali mu po kilka tysięcy złotych (kwoty wahały się od pięciu do dziesięciu tys. zł). Agent nie tylko brał wynagrodzenie, ale również podpisywał jego odbiór.

Przekazywał im plotki
Ksiądz Sawa chętnie też dzielił się swoimi opiniami na temat przełożonych. Negatywnie oceniał metropolitę Stefana, ale jeszcze gorzej - jego następcę abp. Bazylego. Twierdził, że jest to "człowiek, który może doprowadzić do schizmy - rozłamu, do utraty autorytetu oraz do dezorganizacji". Przekazywał esbekom informacje, które mogły skompromitować bp. Bazylego i bp. Nikanora. Przekazywał też plotki o homoseksualnych skłonnościach jednego z duchownych. Takie plotkowanie z esbekami było bardzo groźne, bo dzięki nim funkcjonariusze "mieli haki" na kolejnych duchownych.

Ale to nie plotki najbardziej interesowały TW Jurka. Najmocniej angażował się on w przekonywanie esbeków, by zechcieli na obecnych i przyszłych hierarchów prawosławnych spojrzeć oczyma Sawy. Po co? Wszystko wskazuje na to, że po to, by SB jak najszybciej doszło do wniosku, że najlepszym kandydatem najpierw na biskupa, a potem na metropolitę całej Polski, jest właśnie... TW Jurek, czyli Sawa. On sam nie krył się ze swoimi zamiarami. Kilkakrotnie zdarzyło się, że w swoich analizach przekazywanych służbom na temat najlepszych kandydatów na rozmaite stanowiska, TW Jurek wskazywał... siebie (po raz pierwszy w 1976 r., gdy SB zbierało opinie o kandydatach na biskupów prawosławnych).

Usuwanie rywali oraz rozgrywki personalne
SB nie wierzyło jednak we wszystko, co TW Jurek mówił. Co więcej, sprawdzał go również, wykorzystując inne źródła. Ciekawa jest opinia na temat Sawy, wygłoszona przez Sergiusza Bańkowskiego (pod koniec lat 60-tych był kierownikiem kancelarii parafii prawosławnej w Warszawie), który był traktowany przez SB jako kontakt operacyjny. Jego zdaniem, bieżące zachowanie Sawy cechowała działalność na rzecz dobra własnego, faworyzowanie ludzi wygodnych i posłusznych. "W działaniu nie uwzględnia hierarchii ważności spraw (rozprasza się na drobiazgach osobistych, jak usuwanie rywali, rozgrywki personalne itp. Tymczasem zaniedbuje sprawy wagi ogólnokościelnej" - stwierdził Bańkowski.

To, oczywiście, była tylko subiektywna ocena jednego człowieka, niekoniecznie prawdziwa. Tym bardziej że Sawa od momentu, gdy zaczął sprawować samodzielne funkcje w Cerkwi, raczej nie zaniedbywał spraw ogólnokościelnych. Potrafił nieźle zarządzać monasterem w Jabłecznej, potem sprawdził się w roli managera (jakbyśmy to dzisiaj powiedzieli) w diecezji białostocko-gdańskiej. Był skuteczny, jeżeli chodzi o budowanie cerkwi i zdobywanie pieniędzy na potrzeby diecezji. Zabiegał też o klasztor w Supraślu. O pomoc w jego odzyskaniu w 1981 r. zwrócił się... do SB - tak przynajmniej wynika z zachowanych akt.

Jednocześnie TW Jurek uzależniał wiele swoich decyzji od stanowiska SB. To funkcjonariusze decydowali często, z kim Sawa utrzymywał kontakty służbowe, gdzie wyjeżdżał i jakie prezentował poglądy podczas oficjalnych spotkań.

- Kościół prawosławny był słaby. Mógł się odwołać tylko do Boga. Jeśli to zachowanie gorszyło i będzie gorszyć dzisiaj młodych ludzi - mówię: przepraszam, przepraszamy. To mówię w imieniu starszego pokolenia. Inaczej w takich uwarunkowaniach nie dało się pracować - powiedział abp Sawa autorom publikacji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna