Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zdrady ojczyzny nie dało się ukryć

Andrzej Zdanowicz [email protected]
Dokumenty znalezione w okolicach miejscowości Korzeniste, to, z punktu widzenia historycznego bardzo cenny nabytek  - uważa Adam Malczyk, z białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
Dokumenty znalezione w okolicach miejscowości Korzeniste, to, z punktu widzenia historycznego bardzo cenny nabytek - uważa Adam Malczyk, z białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej.
Rolnik z powiatu kolneńskiego wyorał na swoim polu tajemniczą skrzynkę. Wysypały się z niej dokumenty opisujące ludzkie dramaty, przedstawiające Polaków współpracujących z Niemcami i sowietami.

Gertruda K. z gminy Jedwabne podczas II wojny światowej była dozorczynią w obozie karnym. Żołnierze Armii Krajowej zarzucali jej, że była okrutna wobec osadzonych, biła ich i zabierała i tak skromne racje żywnościowe.

Piotr Ż. urodzony w Łomży również był dozorcą więziennym, i także znęcał się nad więźniami. Nie tylko ich bił i zabierał jedzenie, ale też gwałcił osadzone.

W odkrytych niedawno aktach AK nazwisk konfidentów i współpracowników sowieckich lub III Rzeszy było dużo więcej - przynajmniej kilkadziesiąt. Udało się nam jednak odczytać tylko fragmenty tych dokumentów. A i tak pojawiające się w nich opisy wywołują ciarki na plecach.

Donosili Niemcom...

Zdzisław J. był policjantem, który znęcał się nad ludźmi. Jak czytamy w aktach oskarżenia sporządzonych przez protokólantów AK, był w tym bardzo skrupulatny. J. miał katować zatrzymanych w areszcie. W akcie oskarżenia znajduje się - niestety zachowany tylko we fragmentach - opis jednego z drastycznych wydarzeń.

Na posterunek, w którym urzędował J. trafiła kobieta z małym dzieckiem na ręku, prawdopodobnie żona jednego z zatrzymanych. Dlaczego przyszła na policję i co dokładnie się z nią działo, nie wiadomo, ale parę linijek dalej napisano: "po paru dniach dziecko nie żyło".

Wśród akt znaleźliśmy także krótkie opisy łapanek, w których uczestniczyli Polacy-konfidenci. Jedna z oskarżonych kobiet miała brać udział w podpaleniu domu sąsiadów, a potem dobiła kamieniem jednego z uciekających członków AK. Kolejny mężczyzna, który zdaniem oskarżycieli wysługiwał się Niemcom, podczas łapanki razem z hitlerowcami skatował uciekającego chłopca.

Wśród oskarżonych jest też były członek AK, który po aresztowaniu i prawdopodobnie torturach zaczął współpracę z okupantem i wydawał w ręce wroga swych współtowarzyszy.

...i służyli sowietom

Wśród oskarżanych kobiet znajdują się zwolenniczki ideologii sowieckiej lub hitlerowskiej, które to szerzyły propagandę w polskim społeczeństwie. Jedną z nich była żona kowala z wsi pod Jedwabnem, deputowana i sowiecka aktywistka.

Natomiast Jan B. mieszkający w Grądach Dużych w 1940 i 1941 był konfidentem NKWD i uczestniczył w łapankach urządzanych na członków podziemia zbrojnego. Jak napisano w akcie oskarżenia, był komunistą z przekonania. Podobnie Jan R., który zdaniem oskarżycieli, "będąc aktywistą sowieckim, dręczył miejscową ludność" i donosił władzom zwierzchnim na członków podziemia. Jeden z oskarżonych złożył donos, w wyniku którego zarekwirowano jego sąsiadowi przyrządy do produkcji wódki. Jedna z mieszkanek wsi pod Jedwabnem oskarżona była o to, że " za czasów okupacji zbliżyła się do sowietów, (..)bardzo często widywano u niej wojskowych, którzy odwiedzali ją o różnych porach dnia i nocy (...)często u niej nocowali..."

Na polu żołnierza AK

Cytowane akty oskarżenia znajdują się w archiwum białostockiego oddziału Instytutu Pamięci Narodowej. Odnaleziono je zupełnie przypadkiem. W okolicach miejscowości Korzeniste (pow. kolneński) na swoim polu wyorał je rolnik. Znajdowały się w metalowej skrzynce po amunicji. Mężczyzna początkowo przekazał je do Archiwum Państwowego w Łomży, jednak jako że tam nie zainteresowano się zbytnio tym cennym odkryciem, rolnik postanowił dokumenty zabrać. Zaniósł je do miejscowego proboszcza - ks. Jana Domańskiego z parafii Poryte, a ten pod koniec ubiegłego roku przywiózł je do Białegostoku i oddał pracownikom IPN.

Stan dokumentów był opłakany. Z metalowej skrzynki wyjęto jedynie stos rozsypujących się w rękach kartek. O odczytaniu z nich jakichkolwiek informacji nie było mowy. Białostoccy pracownicy IPN przekazali więc znalezisko do stolicy, gdzie specjaliści zajęli się jego konserwacją. Niedawno cenne papiery wróciły do Białegostoku. Okazało się, że są to unikalne akta sporządzane na potrzeby wymiaru sprawiedliwości działającego przy Armii Krajowej.

- Nie wszystkie są czytelne, ale zważywszy na to, że przez ponad pół wieku przeleżały w metalowej skrzynce zakopanej w ziemi, to i tak nie jest źle - ocenia Adam Malczyk z białostockiego IPN.
Dokumenty te pochodzą z lat 1942-44. Jak dodaje Paweł Niziołek, historyk z białostockiego IPN-u, dotyczą one osób, które współpracowały z okupantem sowieckim w latach 1939-1941 lub, w okresie późniejszym, z Niemcami. Materiał dowodowy zbierany był przez żołnierzy Obwodu AK Łomża. Ukryto je prawdopodobnie latem 1944 r., w związku ze zbliżającym się frontem. Miejsce zdeponowania akt nie było przypadkowe. W latach 40. ubiegłego wieku znajdowało się tam gospodarstwo Stanisława Kulikowskiego, ps. Kruk - żołnierza AK.

Za zdradę karano śmiercią

Akty oskarżenia sporządzane były w rosyjskich zeszytach szkolnych lub niemieckich dokumentach księgowych.
- W czasie wojny żołnierze AK nie mieli dostępu do papieru, więc korzystali z tego, co udało się zdobyć - tłumaczy Malczyk.

Na podstawie takich akt wyroki wydawały sądy specjalne Okręgu AK Białystok. Konspiracyjne procesy sądowe znacznie różniły się od dzisiejszych rozpraw, choćby tym, że oskarżeni nie byli doprowadzani przed sąd. - Trudno sobie wyobrazić by np. konfidenta Gestapo sprowadzono do kryjówki AK by go sądzić- wyjaśnia Niziołek. - Dlatego wyroki wydawano zaocznie.

Za zdradę najczęściej karano śmiercią, ale za drobniejsze przewinienia skazywano np. na chłostę. Wykonaniem wyroku zajmowała się specjalna egzekutywa złożona z żołnierzy AK. Skazanego zatrzymywano najczęściej w jego domu. Po odczytaniu treści wyroku i jego uzasadnienia, wymierzano zasądzoną karę.

W przypadku zdrady nie było miejsca na litość. - Znany jest przypadek żony płk. Władysława Liniarskiego, komendanta Okręgu AK Białystok - wspomina Niziołek. - Została ona zlikwidowana, bo gdy jej mąż został zatrzymany przez UB, aby go uratować próbowała nawiązać współpracę z bezpieką. Wyrok wykonał żołnierz, który wcześniej kurował się z ran w jej mieszkaniu i pod jej opieką.
Dosyć często zdarzało się, że wyroki w ogóle nie były wykonywane.

Po pierwsze dlatego, że trudno było dotrzeć do skazanych. Po drugie, zgładzenie osoby narodowości niemieckiej lub Polaka będącego okupacyjnym urzędnikiem, pociągało za sobą odwet, np. pacyfikację całej wsi.

Przejmujący jest fakt, iż w dokumentach jest aż tak dużo nazwisk Polaków, którzy kolaborowali z okupantami lub wykorzystywali wojnę do własnych interesów.

- Takich osób było więcej - ocenia Niziołek. - Papiery znalezione w okolicy miejscowości Korzeniste stanowią jedynie część dokumentacji z rejonu łomżyńskiego, głównie z terenu gminy Jedwabne. gminy Jedwabne. Nie wszyscy kolaboranci zostali też zdekonspirowani i trafili do akowskiej ewidencji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna