Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zielarze usłyszą wyrok za dopalacze

(ika)
Archiwum
Półtora roku więzienia w zawieszeniu na 3 lata, oraz grzywna po 2 tysiące złotych - to kara jakiej zażądał wczoraj prokurator dla właścicieli białostockiego sklepu z dopalaczami o wdzięcznej nazwie "Zielarze z Biskupina".

Obrońcy Bernarda T. i Sebastiana J. wnosili o ich uniewinnienie. Wyrok poznamy 15 lutego.

To były mieszanki ziołowe

Po tym jak sanepid zakazał handlu dopalaczami, pomysłowy właściciel sklepu przy ul. Warszawskiej - Bernard T. postanowił kontynuować sprzedaż używek w sieci. Również wysyłkową. O nielegalnym procederze dowiedziała się jednak policja.

W wyniku przeszukań dwóch mieszkań: Bernarda T. i jego cichego wspólnika Sebastiana J., funkcjonariusze znaleźli nielegalne substancje psychotropowe. 24- i 42-latek nie przyznają się do winy. Bernard T. broni się tym, że sprzedawał jedynie mieszanki ziołowe.

- Na stronie internetowej wszystkie towary zostały "wyzerowane" - twierdzi białostoczanin. Nie mogłem realizować żadnych zamówień, ponieważ cały towar został skonfiskowany przez Główny Inspektorat Sanitarny.

Sprzedaż w sieci wstrzymał do czasu wyjaśnienia sprawy.

- Wcześniej nie byłem świadomy, że wprowadzam do sprzedaży substancje psychoaktywne - przekonywał sąd na ostatniej rozprawie. - Substancje znalezione u mnie w mieszkaniu, kupiłem legalnie. Proszę o sprawiedliwy wyrok.

To była nagonka

Sebastiana J. był mniej wylewny. Zaapelował jedynie o uniewinninie. Jego obrońca wskazywał z kolei na fakt, iż w decyzji administracyjnej nadesłanej przez inspekcję sanitarną, Sebastian J. nie został wymieniony jako strona postępowania. Oznacza to, że prokurator nie powinien powoływać się na decyzję sanepidu, która w rzeczywistości nie dotyczyła 42-latka.

Decyzję o zamknięciu sklepu GIS wydał na początku października ub. roku. Od tamtej pory lokal przy ul. Warszawskiej nie funkcjonuje.

Bernard T. uważa, że jego biznes padł z powodu nagonki na "dopalacze". Sprzedawane przez niego kadzidełka i mieszanki ziołowe, nie zagrażały jednak niczyjemu życiu i zdrowiu i nie miały z dopalaczami nic wspólnego.

- Oskarżeni doskonale wiedzieli czym handlują, i że oferowany przez nich towar zawierał środki odurzające - zaznaczał w mowie końcowej prokurator. - W mojej ocenie wyjaśnienia oskarżonych są jedynie przyjętą linią obrony.

Jeden obciążał drugiego

W czasie procesu obaj oskarżeni wzajemnie obarczali się odpowiedzialnością za zaistniałą sytuację. Bernard T. zeznał, że to Sebastian J. dysponował numerem telefonu, pod który dzwonili kontrahenci i przygotowywał paczki do wysyłki.

J. odmówił odpowiedzi na pytania. Wyjaśnił, że towar znaleziony u niego w mieszkaniu należal do T.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna