Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Złodzieje kantorów nieuchwytni. Wyznaczono za nich nagrodę

Tomasz Kubaszewski
Srebrne audi staranowało czerwonego forda należącego do właściciela kantoru. Chwilę potem z pojazdu wyskoczyli trzej zamaskowani mężczyźni. Kierowca forda został pobity i okradziony
Srebrne audi staranowało czerwonego forda należącego do właściciela kantoru. Chwilę potem z pojazdu wyskoczyli trzej zamaskowani mężczyźni. Kierowca forda został pobity i okradziony KMP Suwałki
Na osobę, która pomoże w zatrzymaniu sprawców czeka 30 tysięcy złotych. Taką nagrodę ustanowili kilka tygodni temu właściciele suwalskich kantorów. Ale mimo to sprawców serii bandyckich napadów jak nie było, tak nie ma.

Najbardziej spektakularne okazało się ostatnie zdarzenie - z początku lipca. W mediach pojawiło się nawet określenie, że wszystko rozegrało się tak, jak w jakimś kryminalnym filmie. W samochód jadący do podsuwalskiej Małej Huty nagle uderzyło inne auto. Zjechało na drugi pas jezdni. Z pojazdu wyskoczyło trzech zamaskowanych mężczyzn. Młotkiem wybili szybę i zaczęli okładać kierowcę. Otrzymał on kilka silnych razów, ale, na szczęście, nic poważnego mu się nie stało. Bandyci zabrali oszołomionemu mężczyźnie torbę znajdującą się w samochodzie. Chwilę potem podjechało po nich kolejne auto. Wsiedli do niego i nikt ich więcej nie widział.

Ten drugi samochód też po pewnym czasie porzucili. Oba pojazdy okazały się kradzione. Zaatakowany mężczyzna - właściciel kantorów znajdujących się w Suwałkach stracił około 180 tysięcy złotych. Tyle wiózł z pracy do domu.

Prowokują los

Takiej serii napadów w naszej części kraju nigdy wcześniej nie było. W ciągu kilku tygodni zamaskowani sprawcy okradli trzech właścicieli kantorów i jednego lombardu. Za każdym razem działali tak samo. Nie wpadali z pistoletami do poszczególnych pomieszczeń, domagając się pieniędzy, lecz czekali na dogodny moment... Najpierw swoje ofiary obserwowali. Poznawali ich zwyczaje, szukali najlepszego miejsca do ataku. Ustalili m.in., że noszenie pieniędzy w reklamówkach jest wśród osób zajmujących się handlem walutami niemal powszechne.

Dlaczego tak się dzieje? Czemu właściciele kantorów w taki sposób prowokują los?

- Tak jest najwygodniej - tłumaczy jeden z nich. - Szczególnie wówczas, gdy ktoś ma więcej niż jedną placówkę. Wówczas trzeba niemal nieustannie między nimi krążyć. Bo tutaj zabraknie takiej waluty, a tam innej.

Po co jednak wozić dużą gotówkę do domu, który, w dodatku, znajduje się dobrych parę kilometrów za Suwałkami?

- Też mamy takie wątpliwości - przyznają śledczy zajmujący się sprawą napadów. - Ale tego nasze postępowanie nie dotyczy.

Nie można kasy zostawić w sejfie, albo wpłacić do banku? Na to pytanie dobrej odpowiedzi nie ma. Właściciele kantorów mówią, że każdy postępuje tak, jak mu pasuje. Wszak, przynajmniej teoretycznie, napad na kogoś, kto ma przy sobie większą kwotę, nie powinien być w cywilizowanym kraju normą. Trudno na każdym kroku spodziewać się czającego się napastnika. Człowiek dostałby od tego jakiejś choroby psychicznej.

Na błędach innych ludzie jednak uczą się niewiele. Całkiem niedawno na naszych łamach przypominaliśmy zbrodnię, do której doszło w Białymstoku w 1995 r. Ofiarą nieznanych do dzisiaj sprawców padł 40-letni właściciel kantoru. Był jednym z pierwszych w tym mieście oficjalnym sprzedawcą walut. Miał parę kantorów, dobrze prosperował.

Pół miasta wiedziało jednak, że codziennie wieczorem przywozi do domu sporą gotówkę. Koledzy przestrzegali nawet mężczyznę, iż może stać się łatwym celem. Ale właściciel kantoru niczym się nie przejmował... . Został zastrzelony przed swoim garażem. Ile pieniędzy mu ukradziono, nie wiadomo.
Stracił 400 tysięcy?

Trzy pierwsze napady, które miały miejsce w tym roku w Suwałkach, organy ścigania całkowicie utajniły przed opinią publiczną. Być może dlatego, że, jak brzmi oficjalna wersja, liczyły na szybkie zatrzymanie bandytów. A może z powodu uprawianej od kilku lat polityki informacyjnej - opinia publiczna o różnych zdarzeniach dowiaduje się dopiero wówczas, gdy ich sprawcy znajdą się za kratami. Tworzy się wtedy fałszywy wizerunek organów ścigania, które rozwiązują każdy problem. W przypadku serii napadów do niczego dobrego to jednak nie doprowadziło. Bandyci czuli się bezkarni, potencjalne ofiary nie zdawały sobie do końca sprawy z zagrożenia. A jedna z napadniętych wcześniej osób miała stracić nawet około 400 tysięcy złotych.

Zdarzenia na drodze do Małej Huty ukryć się już nie dało. Śledczy podejrzewają, że sprawcami wszystkich przestępstw są te same osoby. Najprawdopodobniej to zawodowcy, którzy wcześniej mieli już kolizje z prawem. Przypuszczalnie miejscowi, a nie przyjezdni. Ale nikt zatrzymany wciąż nie został.
- Śledztwo jest bardzo intensywne i trzeba być dobrej myśli - powtarzają od paru tygodni prokuratorzy. - Dysponujemy poważnymi tropami. Dla dobra postępowania niczego ujawniać nie możemy.
Od czasu nagłośnienia w mediach napadu na trasie do Małej Huty, żadne podobne zdarzenia nie miały już miejsca.

Anonimowość gwarantowana

Właściciele suwalskich kantorów przyznają, że stali się teraz bardziej ostrożni. Niemal każdy z nich mógł paść ofiarą bandytów. Jednym się udało, drugim - nie. Ale zagrożenie wciąż istnieje. Dlatego tak bardzo zależy im na zatrzymaniu sprawców.

- Może trzeba podnieść nagrodę? - zastanawia się jeden z właścicieli kantorów, proszący o zachowanie nazwiska do wiadomości redakcji. - Większe sumy bardziej przemawiają do wyobraźni. Musimy tę kwestię w swoim gronie dokładnie przedyskutować.

Nagrodę otrzyma ten, kto realnie przyczyni się do zatrzymania sprawców, a nie autor byle jakiej informacji.

- Gwarantowana jest także stuprocentowa anonimowość - dodaje właściciel kantoru. - Ludzie, którzy coś wiedzą, nie muszą się więc niczego obawiać. Ich danych nigdy nikt postronny nie pozna.

Niemal 20 lat temu, po zabójstwie właściciela białostockiego kantoru, jego koledzy z branży ustanowili jeszcze wyższą nagrodę. Wynosiła ona 100 tysięcy złotych. Nikogo jednak nie skusiła. W tamtym przypadku było jednak poważne podejrzenie, że sprawcy pochodzili zza wschodniej granicy i zaraz po zdarzeniu za nią wrócili. Tropy z ostatnich zdarzeń w Suwałkach wskazują natomiast na mieszkańców północno-wschodniego regionu Polski. I nawet gdyby chcieli ukryć się za granicą, nie jest to już takie proste, jak 20 lat temu.

- Wierzymy zapewnieniom śledczych, że sprawcy znajdą się za kratkami - mówią właściciele kantorów.

Czytaj e-wydanie »

Motoryzacja do pełna! Ogłoszenia z Twojego regionu, testy, porady, informacje

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna