Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znaleźli podsłuch u lekarza. Kto założył "pluskwę"?

Tomasz Kubaszewski
Zdjęcie ilustracyjne
Zdjęcie ilustracyjne sxc.hu
Lekarze rozglądają się po gabinetach. Sprawdzają szafki, przesuwają biurka. Nie wiadomo bowiem, czy ktoś nie zainstalował tam jakiejś "pluskwy".

Podsłuch może być praktycznie wszędzie. - Nie wiem, czy takie urządzenia gdzieś się jeszcze u nas znajdują - przyznaje dyrektor szpitala.

Tą sprawą, po tym, jak ją opisaliśmy kilka dni temu, żyją niemal całe Suwałki. Zresztą nie tylko, bo podobne historie mogą mieć miejsce wszędzie. - Nie znasz dnia, ani godziny - mówi pewien suwalski lekarz. - Wszystko, co robisz może znaleźć się "w ukrytej kamerze". Tyle, że nie jest to dla rozrywki.
Identyczną opinię równie dobrze może wygłosić każdy. Bo podsłuch w gabinecie dotyczy przecież nie tylko lekarza, ale i pacjenta.

To nie nasza sprawa
Zdarzenie z suwalskiego szpitala "jakoś" opinii publicznej umknęło. A fakt miał miejsce już parę tygodni temu. Nikomu jednak nie zależało na nagłośnieniu sprawy.

Gdyby nie remont oddziału nefrologii, pewnie do dzisiaj nikt niczego by nie wiedział. Tymczasem robotnicy znaleźli... podsłuch. Coś z tym trzeba było zrobić.

"Pluskwa" znajdowała się w gabinecie lekarskim. Od kiedy i po co? Kto był nagrywany? Czy także pacjenci?

Adam Szałanda, który dyrektorem suwalskiego szpitala jest od marca, odpowiedzi na te pytania nie zna. Mówi jedynie, że w dokumentacji pozostałej po poprzedniku znalazł pismo od jednej ze służb specjalnych. Była tam mowa o prowadzonym postępowaniu i o działaniach operacyjnych. Ale bez szczegółów. Przynajmniej dyrektor ich nie ujawnia.

Podsłuch mógł zostać zainstalowany na wniosek jednej z kilku instytucji - od Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, przez Centralne Biuro Antykorupcyjne, aż po policję. Do znaleziska w suwalskim szpitalu nikt się jednak przyznać nie chce.

- Owszem, prowadzimy postępowanie dotyczące tej placówki, ale wniosków o podsłuchy w tym przypadku nie składaliśmy - zapewnia Małgorzata Niebrzydowska, rzecznik prasowy ABW w Białymstoku.

Śledztwo odbywa się pod nadzorem białostockiej Prokuratury Apelacyjnej. Janusz Kordulski, rzecznik prasowy tej instytucji informuje, że dotyczy dwóch przetargów przeprowadzonych na początku tego roku.

Na razie nikomu nie przedstawiono zarzutów.

- Podsłuch nie był tu wykorzystywany - potwierdza.

Niebrzydowska sprawę jednak zna. W rozmowie nie musimy długo tłumaczyć, o co chodzi.

- Proszę o to zapytać policję - dodaje tajemniczo.

Ale policja zaprzecza. Suwalska od razu, białostocka po godzinnym namyśle.

- Nie mamy w tej kwestii niczego do przekazania - słyszymy ostatecznie w biurze prasowym komendy wojewódzkiej.

Leszek Musiał, wiceszef suwalskiej prokuratury okręgowej zapewnia, że ta jednostka nie prowadzi żadnego postępowania dotyczącego suwalskiego szpitala. O podsłuchu więc nic nie wie. Nie oznacza to jednak, iż śledztwa nie nadzoruje jakakolwiek inna prokuratura na terenie kraju...

Podsłuch znaleziono w pomieszczeniu, w którym często przebywała Justyna Matulewicz-Gilewicz, ordynator nefrologii i jeszcze parę miesięcy temu - zastępca dyrektora do spraw medycznych. Z niejasnych względów sprawy nie chce jednak komentować w ogóle. Twierdzi jedynie, że ta cała historia godzi w jej osobę.

Inwigilowali ponad... 6 tysięcy ludzi!
O tym, że służby specjalne tzw. techniki operacyjne wykorzystują coraz częściej, pisze się i mówi ostatnio w mediach dosyć dużo. Teoretycznie wszystkie te działania powinny odbywać się pod ścisłym nadzorem prokuratury oraz sądu. Na końcu każdej procedury, zatwierdzającej zainstalowanie podsłuchu, jest ta ostatnia instytucja.

- To, siłą rzeczy, są sprawy tajne, więc nawet gdybym coś wiedział o danej operacji, to i tak nic nie powiem - tłumaczy Marcin Walczuk, rzecznik prasowy suwalskiego sądu okręgowego.

Zgody na podsłuch w szpitalu wcale zresztą nie musiał wydawać sąd w Suwałkach. Mogła to zrobić inna "okręgówka".

Poseł Jarosław Zieliński, jedyny parlamentarzysta z naszego województwa, który wchodzi w skład sejmowej komisji do spraw służb specjalnych, uważa, że wzrost liczby podsłuchów jest obecnie "wręcz przerażający".

- PiS-owi zarzucano, że inwigiluje społeczeństwo - mówi. - Oskarżenia te nie były jednak oparte na faktach. Teraz podsłuchów jest znacznie więcej niż w naszych czasach.

Według informacji przekazanej niedawno przez Prokuratora Generalnego marszałkom Sejmu i Senatu, w ubiegłym roku w kraju tzw. kontrolę operacyjną zarządzono w stosunku do 6723 osób! Sąd nie zgodził się jedynie w 52 przypadkach. Wobec 218 osób przedstawicielom różnych służb odmówiła natomiast prokuratura.

Ta informacja jest i tak swego rodzaju nowością, bo wcześniej nawet takie zbiorcze dane były tajne. Podawano je najwyżej w procentach. Wynikało z tego, że np. w 2007 r. wzrosła liczba wniosków o podsłuchy. Podobnie, jak w 2006. Tyle, że w pierwszym przypadku wzrost był kilkunastoprocentowy, w drugim - kilku.

W mediach pojawiają się wprawdzie doniesienia, że poszczególne służby stosują techniki operacyjne bezprawnie, czyli bez zgody sądu, ale nie ma na to przekonywających dowodów.

- Każda taka sytuacja jest bardzo poważnym przestępstwem - przypomina poseł Zieliński.

Problem dostrzegają też przedstawiciele rządu. Przygotowywany jest projekt zaostrzenia kryteriów wydawania zgody na instalowanie podsłuchów. Jedna z postulowanych zmian, to konieczność przedstawienia sądowi zebranych wcześniej materiałów operacyjnych. Takiego wymogu do tej pory nie ma.

Inna propozycja, to wysoka kara za stosowanie podsłuchu bez uzasadnienia. Groziłoby za to nawet do pięciu lat więzienia.

"Potrzeba zmian podyktowana jest zwłaszcza tym, że procedury kontrolne muszą odpowiadać zasadom praworządności" - uzasadniają przedstawiciele resortu sprawiedliwości.

Reprezentanci organizacji broniących praw człowieka twierdzą, że liczba posłuchów w Polsce jest już większa niż np. w Wielkiej Brytanii, jednym z najludniejszych europejskich państw.

A może to pracownik?
Dyrektor suwalskiego szpitala twierdzi, że chce poznać prawdę na temat znaleziska w lekarskim gabinecie. Zapewnia, że podjął już odpowiednie kroki, by sprawę jednoznacznie wyjaśnić. Ale kiedy może otrzymać jakąkolwiek odpowiedź, nie wiadomo.

Zdaniem posła Zielińskiego, to wszystko już powinna wyjaśniać prokuratura.

- Chodzi oczywiście nie o przekazywanie opinii publicznej szczegółów prowadzonego postępowania (jeśli takowe istnieje), ale o sprawdzenie, czy zastosowanie w tym przypadku technik operacyjnych było legalne - dodaje.

Brak informacji ze strony przedstawicieli organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości rodzi różne podejrzenia.

Po naszej publikacji w szpitalu pojawiły się najróżniejsze spekulacje. Jedna z wersji jest taka, że za całym zamieszaniem wcale nie stoją służby specjalne. Instalację miałby umieścić chociażby jeden z pracowników po to, by podsłuchiwać innych. Dostęp do odpowiednich urządzeń jest dzisiaj powszechny. Każdy może je kupić. Ceny zaczynają się od kilkudziesięciu złotych.

Ale takie "zabawy", to równie poważne naruszenie prawa. I to też jest karalne.

Tego nie można zamieść pod dywan
W szpitalu wszyscy czekają na jednoznaczne wyjaśnienie sprawy. Bo nagrywanie kogokolwiek bez jego zgody normą bynajmniej nie jest. Dotyczy to zresztą nie tylko pracowników. Wszak przez tę potężną placówkę przewijają się tysiące pacjentów!

Do tej sprawy na naszych łamach będziemy wracali do chwili, aż zostanie ostatecznie wyjaśniona.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna