Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Znany biznesmen katował swoją kochankę. Monika zdradziła szokujące fakty

Klaudia Rogala / Tygodnik Ostrołęcki
sxc.hu
Na początku wszystko było jak w bajce.

Po 5 latach znoszenia bicia i upokorzeń Monika jest wrakiem człowieka. O swoim dramacie zgodziła się opowiedzieć nam i policji.

Przez pięć lat Monika z domu wychodziła tylko do pracy. Żadnych przyjaciół, rodziny, życia towarzyskiego. Nie licząc czasu, który spędzała w szpitalu - po tym jak kochanek bił ją do nieprzytomności. Dziś powiedziała: dość, postanowiła zmienić swoje życie. Okazuje się jednak, że nie jest to takie proste, jakby mogło się wydawać.

Monika ma 30 lat, jest ładną, atrakcyjną blondynką, ale wystarczy spojrzeć w jej oczy, żeby się przekonać, że nie jest szczęśliwa. Kiedyś miała rodzinę, była energiczną osobą, teraz jest emocjonalnym wrakiem. Jej życie zmienił jeden z ostrołęckich biznesmenów, który upatrzył sobie ją na kochankę.

- Boże, byłam taka naiwna - mówi drżącym głosem. Siedzi na kanapie obok mnie, co chwila nerwowo zaciska ręce w pięści. - Straciłam najlepsze lata swojego życia - kręci głową z niedowierzaniem. W jej oczach błyskają łzy. Powstrzymuje je z trudem.

Życie jak sen

Jej życie przypomina scenariusz filmowy. Banalna historia, która zamienia się w horror. Pięć lat temu Monika miała kochającego męża i córeczkę. Była szczęśliwa, aż do momentu, kiedy w jej małżeństwie zaczęło czegoś brakować. Namiętności? Miłości? Tego nie wie sama Monika. Na pewno brakowało pieniędzy, a to wywoływało konflikty. Czy była wtedy nieszczęśliwa? Dzisiaj z przekonaniem odpowiada, że nie, ale wtedy?

- Koleżanka zaproponowała mi pracę dorywczą przy budowie jednego z budynków - opowiada. - Chciałam trochę dorobić, żeby poprawić naszą sytuację materialną. Tam właśnie spotkałam jego - wspomina z żalem. - Był właścicielem firmy, która stawiała ten budynek. Początek naszej znajomości przypominał piękny sen. Twierdził, że mnie kocha, dawał mi kwiaty, raczył pięknymi słówkami. Spotykaliśmy się w tajemnicy przez prawie półtora roku. Był takim moim wytchnieniem od kłopotów, oderwaniem od szarej rzeczywistości. Obiecywał mi, że zmieni moje życie, rozwiąże moje problemy, pomoże. Byłam młoda i naiwna. Trudno uwierzyć, że coś, co było tak piękne na początku, zamieniło się w koszmar.

Andrzej jest od niej kilkanaście lat starszy. Właściciel prężnie działającej firmy. Obraca się wśród wpływowych ludzi. Związek z nim imponował Monice. Była w nim szaleńczo zakochana. Po roku znajomości Andrzej postanowił, że nie będzie się dzielił kochanką z jej mężem i zaczął namawiać kobietę do wyprowadzenia się z domu.

- Oczywiście, zrobiłam to - mówi Monika. - Andrzej zaczął się dziwnie zachowywać, był zazdrosny o męża, ciągle wypytywał mnie, co z nim robię w domu. Czy razem sypiamy. Nie wierzył w żadne moje zapewnienia. W końcu poddałam się. Złożyłam pozew o rozwód, zabrałam córkę i wyprowadziłam się. Andrzej wynajął mi spore mieszkanie w centrum miasta. Przychodził do mnie często, a ja po jego wyjściu próbowałam nie myśleć o tym, że on wraca do żony i dzieci, a ja zostaję sama.

Wypruta marionetka

Po trzech miesiącach Andrzej pokazał dziewczynie swoje prawdziwe oblicze. W listopadzie 2005 roku Monika pierwszy raz oberwała od kochanka.

- Jechaliśmy samochodem na grób mojego brata - wspomina. - Widocznie coś zrobiłam nie tak - wzrusza ramionami. - Oczywiście on przepraszał, mówił, że go poniosło, że nie chciał mnie skrzywdzić. Uwierzyłam - dodaje z gorzkim uśmiechem. - Wtedy już się od niego uzależniłam. Bolało mnie to, ale nawet nie miałam z kim porozmawiać o swoim cierpieniu. Potem było już tylko gorzej…

Andrzeja zaczęło "ponosić" kilka razy w tygodniu. Bił Monikę z coraz bardziej błahych powodów.
- 18 maja - mówi Monika po cichu. - Zadzwonił do mnie w środku nocy, że jest na imieninach u znajomych, poprosił, żebym do niego przyjechała i po drodze kupiła kwiaty dla solenizantki. O tej porze wszystkie kwiaciarnie były zamknięte. Podjeżdżając pod dom jego znajomych bałam się. Zaparkowałam i próbowałam się do niego dodzwonić.

Nie odbierał. Wiedział, że siedzę w samochodzie przed domem. To była kolejna forma upokorzenia mnie. Nie mogłam ani na minutę zapomnieć, że to on jest tu panem, a ja tylko mu służę. Zatrąbiłam w przypływie odwagi. Również nie zareagował. W końcu wyszedł, wyciągnął mnie z samochodu, zaczął bić i kopać. Nie miałam siły nawet krzyknąć. Zresztą i tak by to nic nie dało.

Po pewnym czasie nawet przestało boleć, nie czułam nic, byłam jak wypruta marionetka. Marzyłam tylko o tym, żeby przestał, żeby dał mi chwilę na zaczerpnięcie powietrza. Nie obchodziło mnie, że on mnie upokarza, że ludzie mogą to widzieć. To było… - Monika przerywa, nabierając powietrza.

- Żadnej kobiecie nie życzę czegoś takiego - mówi po chwili. - W końcu pod dom zajechał jeszcze jeden samochód i wtedy mnie puścił - wznawia opowieść. - Kazał mi wyp… stamtąd. Prawie doczołgałam się do samochodu i odjechałam kawałek. Nie miałam jednak siły prowadzić, zadzwoniłam do starego przyjaciela, który przyjechał po mnie. Zawiózł mnie do szpitala. To on mnie namówił na zrobienie pierwszej obdukcji. Wiedział, że nie uda mu się mnie przekonać, żebym odeszła od Andrzeja, ale starał się mi pomóc.

Cześć kochanie...

Monika kilkakrotnie groziła Andrzejowi, że jeśli nie przestanie jej bić, pójdzie na policję i złoży na niego doniesienie.

- Śmiał mi się w twarz, twierdził, że ma znajomości, że nic mu nie zrobią - mówi. - Zawsze dodawał także, że jak to zrobię, będę żarła suchy chleb, albo mnie zabije. Już wtedy zniszczył mnie psychicznie. Non stop oskarżał mnie o zdrady. Żaden mężczyzna nie mógł się koło mnie kręcić. Mówił, że przespałam się z mężczyzną, który przywiózł mi meble - kara musiała być, znowu dostałam. Potem podobno miałam romans z panem, którego poznałam na weselu, którego pierwszy raz w życiu tam na oczy widziałam.

Oczywiście, za to także spuścił mi lanie. Podobno sypiałam także z jego kolegami. Wystarczyło, że nie odbierałam telefonu przez pięć minut, a już wyzywał mnie od najgorszych i twierdził, że na pewno z kimś się puściłam. Doszło do tego, że telefon nawet do toalety nosiłam przy sobie. Byłam na każde zawołanie. Ale wie pani co było najgorsze? - zapytała w końcu.

- On nigdy nie powiedział do mnie inaczej niż ku..o i suko - mówi. - Uświadomiłam to sobie dopiero na policji. Do policjanta, któremu akurat opowiadałam swoja historię, zadzwoniła żona. Powiedział do mnie: Przepraszam panią, mogę odebrać? Żona do mnie dzwoni. Odebrał ten telefon i powiedział: cześć kochanie. To przelało moją czarę goryczy. Zaczęłam płakać, nie mogłam się powstrzymać. Taki prosty zwrot: cześć kochanie, ale ma tak ogromne znaczenie. Pomyślałam, że ta kobieta nawet nie wie jak ogromne ma szczęście....

PS. Imiona bohaterów artykułu zostały zmienione.

źródło:
Znany ostrołęcki biznesmen katował swoją kochankę! Kobieta zdradza szokujące szczegóły!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna