Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Żyć, by godnie odejść

B. Maleszewska
Czasem osobie umierającej potrzebne jest po prostu nasze towarzystwo, potrzymanie za rękę - mówi dr Jolanta Iwanowska
Czasem osobie umierającej potrzebne jest po prostu nasze towarzystwo, potrzymanie za rękę - mówi dr Jolanta Iwanowska B. Maleszewska
Rozmowa. Z dr n. med. Jolantą Iwanowską, specjalistą radioterapii onkologicznej i medycyny paliatywnej, prezesem Towarzystwa Przyjaciół Chorych "Hospicjum" w Białymstoku, o nieuchronnej śmierci i strachu, jaki towarzyszy myśli o odejściu, rozmawia Urszula Ludwiczak

Pracuje Pani od lat w szpitalu onkologicznym i hospicjum. To miejsca, które wszystkim kojarzą się ze śmiercią, odchodzeniem, czyli tym, czego każdy z nas się boi. Czym dla Pani po tych latach pracy jest śmierć?

- Im dłużej pracuję i jestem starsza, to coraz bardziej przekonuje się do tego, że śmierć jest najważniejszym wydarzeniem egzystencjalnym w życiu człowieka. Każdy z nas odejdzie. Z każdym rokiem po tamtej stronie mam coraz więcej osób z rodziny, znajomych, przyjaciół. Czasem myślę, że gdy mnie to spotka, to wiele osób będzie tam na mnie czekać. Wydaje mi się, że całe nasze dojrzałe życie, to dorastanie do odejścia, śmierci, chociażby przez doświadczenia w naszym życiu, czyli śmierci w rodzinie czy wiadomości o katastrofach, wojnach.

Śmierć mówi do nas cały czas. Nie dopuszczamy jednak zazwyczaj do siebie tej myśli. Staramy się ją zakrzyczeć, odsunąć zdarzenia z nią związane. Ale ona jest i warto zmienić filozofię myślenia. Śmierć uczy nas, że życie jest jedno, że trzeba je dobrze wykorzystać, żeby mieć pewną hierarchię wartości. Nie marnować życia na byle jakie sprawy. Żeby doceniać tych, którzy są wokół nas.

Łatwiej się odchodzi, ze świadomością nieuchronności śmierci?

- W średniowieczu obowiązywała tzw. ars moriendi, gdzie człowiek przygotowywał się do śmierci już wcześniej, był świadomy, że będzie odchodził, żegnał się z rodziną, starał podsumowywać życie. To pomagało. W tej chwili jest więcej nagłych śmierci, związanych z katastrofami, wypadkami, a jeśli ktoś ma chorobę przewlekłą, to często za wszelką cenę stara się to życie przedłużyć. Ten ostatni okres bardzo często jest wtedy nacechowany różnym, czasami niepotrzebnym cierpieniem.

Zamiast spędzić ten czas np. w otoczeniu rodziny, porozmawiać z przyjaciółmi, chorzy spędzają czas na kroplówkach, niepotrzebnych zabiegach, które nie przedłużają życia, a dostarczają niepotrzebnych cierpień.

Bywają też sytuacje, że o przedłużenie życia za wszelką cenę walczą rodziny albo lekarze. Często nie rozmawiają o tym z chorym, bo boją się jego reakcji. Tymczasem pacjenci często godzą się na zaprzestanie niektórych procedur czy zabiegów, ale trzeba ich do tego przygotować, umieć o tym porozmawiać.

Oczywiście nie każdy chory jest na to gotowy, są osoby do końca niepogodzone z losem.

Co jest najważniejsze dla takiej osoby odchodzącej? Jak można jej pomóc?

- Najważniejsza jest miłość. Żeby taka osoba w ostatnim etapie życia czuła się kochana, potrzebna, godna. Równie ważna jak przed chorobą. Bliscy zazwyczaj bardzo dobrze się opiekują osobą umierającą. A ten ostatni okres sprzyja konsolidacji rodzin. Opieka nad chorym pokazuje, jakim wartościom taka rodzina hołduje.

Dzięki temu edukuje się też młodych, że w życiu jest coś takiego jak choroba, śmierć, nie zawsze życie jest uśmiechnięte i proste. Jak taki młody człowiek szanuje umierającego dziadka, babcię czy ciocię, to gdy zetknie się z umierającymi w przyszłości, też będzie pełen szacunku.

Ważna jest też nadzieja. Ale trzeba nadzieję na życie zamienić na inną. To może być np. nadzieja życia wiecznego, uregulowania spraw doczesnych, pojednania się, zamknięcia życia. Warto podtrzymywać taką nadzieję w osobie umierającej.

Umieraniu towarzyszy wiele emocji, dolegliwości fizycznych i psychicznych. Jak im zaradzić?

- Dolegliwości występujące u chorych umierających określamy bólem wszechogarniającym. To cierpienie fizyczne, ale również psychiczne. To jest ból rozstania, lęk przed przejściem na drugą stronę, cierpienia natury socjalnej i duchowej. Te wszystkie elementy są ważne, trzeba otoczyć chorego jak płaszczem, odpowiedzieć na wszystkie jego potrzeby całościowo.

Taką wypadkową tej opieki jest po prostu towarzyszenie. Interesujemy się losem chorego, tym co czuje, myśli. Czasem musimy tylko przy nim być. Ale musi to być takie bycie uważne, czyli wyłączamy telefon komórkowy, nie spoglądamy na zegarek, słuchamy, odpowiadamy na pytania. Nie trzeba się bać odpowiedzieć "nie wiem", bo wielu rzeczy przecież nie wiemy.

Dobrze jest takim chorym przeanalizować jego życie, znaleźć jego dobre strony, okresy szczęścia, gdy był ważny czy miał jakieś zasługi. Żeby taka osoba miała świadomość, że mimo że jej życie mija, nie będzie zapomniana, wiele po niej zostanie. Że zostawia część siebie, chociażby w dzieciach. To takie "nie wszystek umrę". Jeśli to osoba wierząca, pomaga świadomość, że nie odchodzi się w nicość, że to przejście do innego życia.

Chorym mówimy też, że nie zostaną bez opieki, niezależnie co z nimi będzie się dziać, jak się pod wpływem choroby zmienią, do końca będą mieć naszą pomoc, że nie będzie bolało. Dzisiaj można pomóc w zlikwidowaniu bólu blisko 100 proc. pacjentów, dysponujemy odpowiednimi metodami.

Czy zdarzyło się kiedyś, aby chory poprosił Panią o skrócenie życia?

- Miałam w hospicjum taką panią, ponad 80-letnią. To była kwestia samotności, nie bólu. Ta pani miała dwie córki, żadna nie chciała wziąć jej do siebie. Dlatego czuła się niepotrzebna, pytała, czy mogę coś zrobić, aby ona wcześniej odeszła. To było bardzo przykre, porozmawiałam z córkami, zaczęły dojeżdżać. Kobieta wkrótce zmarła, z przyczyn naturalnych, ale to było bardzo smutne przeżycie. Gdy chorzy czują się ważni, potrzebni, to nie proszą o eutanazję.

Czy osoby, którym Pani towarzyszyła przy umieraniu, zostają jakoś w Pani pamięci?

- Sporo ich było. Czasem je wspominam, zwłaszcza w okresie nadchodzących świąt. Chodzę na groby niektórych. Np. wspominam i odwiedzam grób chłopca 7-letniego, z szybko postępującym rakiem wątroby. Rozmawiałam z nim tyko raz, tej nocy po naszym spotkaniu on zmarł. Był świadomy swojej choroby, rozmawiał jak dorosły. Dzieci ogólnie intuicyjnie się mniej śmierci boją. Może po prostu nie mają jeszcze wyobrażenia życia, są bardziej ufne.

Nie umieją porównać życia bez choroby z tym, które jest w chorobie, przyjmują, że tak po prostu jest. Dorośli wiedzą, co tracą i dlatego bardziej rozpaczają. Duży problem jest też z nastolatkami, którzy właśnie wchodzą w życie, a choroba im wszystko zabiera. Przyrównują swoją sytuację do marzeń, planów, i najtrudniej przyjmują rzeczywistość.

To bycie z osobami, które odchodzą, wpłynęło też na Pani osobiste podejście do śmierci?

- Ja się śmierci teraz mniej boję, ale boję się, bo jej nie znam. Jestem osobą wierząca, wierzę że jest drugie życie. Ale lęk przed śmiercią jest chyba udziałem każdego człowieka, bo nie da się jej zaplanować, trudno powiedzieć, kiedy przyjdzie. Do tego idzie się w nieznane, w czas czy życie zupełnie inne od tego, co tu doświadczamy, nikt nie wie, jak tam jest.

Wiem, że wolałabym też mieć czas, aby na to odejście się przygotować, jakoś to życie zamknąć. Chciałabym, aby ci których kocham, byli blisko mnie. Nie chciałabym aby mocno płakali po mnie, bo śmierć niejako należy do życia. Na razie staram się dobrze żyć, dbam o zdrowie. Ale mam tę świadomość, że nawet jeśli życie jest długie i szczęśliwe, to też się kiedyś skończy.

Jak Pani sobie radzi z tym ogromnym obciążeniem psychicznym? Pomaganie umierającym na pewno jest emocjonalnie trudne.

- Mam swoje hobby, to podróże i historia starożytna, które zajmują mi wolny czas. Często bywam w filharmonii, teatrze. Mam dwóch bratanków, którzy też dostarczają mi zajęcia. Staram się zachować zdrowe proporcje między tym, co robię w pracy, w szpitalu czy hospicjum, a codziennym życiem.

Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna