- Po trzech miesiącach znalazł się dawca. Niestety, wtedy jeszcze musiałem przyjmować antybiotyki. Po kolejnych trzech miesiącach poleciałem helikopterem na zabieg do kliniki w Zabrzu. Nie bałem się, bo wiedziałem, że albo przeszczepią mi serce, albo umrę, więc właściwie nie ryzykowałem - przypomina sobie dramatyczne chwile sprzed pięciu lat H. Makowski.
100 kilogramów na plecach
Pan Henryk dobrze pamięta pierwsze dni po przeszczepie.
- Kiedy już mogłem wstać czułem, jakbym na plecach nosił ponadstukilowy ciężar, byłem bardzo słaby - mówi Makowski. - To, że żyję, jest jedynie zasługą lekarzy. Pani Rewińska uratowała mi życie.
Po operacji pan Henryk dwa razy w miesiącu jeździł do Zabrza. Było ryzyko, że organizm odrzuci obce serce.
- Lekko nie było, na początku trzeba było kupić kilka drogich urządzeń, bez których nie mogłem się obyć. Żebyśmy mogli normalnie żyć, żona wyjechała do pracy za granicę. Od długiego czasu ja też próbuję znaleźć zatrudnienie. Nie mogę ciężko pracować, lecz nawet jeśli jest oferta zatrudnienia, którego mógłbym się podjąć, pracodawcy odmawiają. Boją się, gdy tylko słyszą o przeszczepionym sercu - mówi ełczanin.
Jest pogodnyi mógłby pracować
O problemach pana Henryka ze znalezieniem pracy wie ordynator Rewińska.
- To pogodny człowiek, który do leczenia motywuje innych pacjentów z naszej poradni kardiologicznej. Wydolność organizmu pana Makowskiego jest wyższa od wielu ludzi, którzy pracują. Życzę mu z całego serca, żeby ktoś go zatrudnił - mówi ordynator Rewińska.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?