- W sobotę rano pojawiłem się na dworcu autobusowym, by odebrać znajomą z Krakowa - opowiada. - Kierowca zaczął wypakowywać bagaże. Nagle, ku mojemu osłupieniu, wyciągnął kojec z żywym, niewielkim psem. Jak się dowiedziałem od swojej znajomej, zwierzak został "nadany" w Krakowie jak paczka.
Ktoś przyszedł, wręczył kierowcy i sobie poszedł. A w Suwałkach ktoś inny pojawił się po odbiór. Pies przez większą część trasy skomlał, co pasażerowie słyszeli. Nikt go przez ten czas nie wyprowadzał, nie podawał wody czy jedzenia. To jest po prostu barbarzyństwo!
W ciemnych luku bagażowych zwierzę przejechało z Krakowa do Suwałk ponad 650 km.
Leszek Cieślik, prezes suwalskiego PKS uważa jednak, że nic szczególnego się nie stało.
- Z relacji kierowcy wynika, że właściciel psa podróżował tym samym autobusem i to on zdecydował, by zwierzę umieścić w luku bagażowym - mówi. - Jest to możliwe po spełnieniu kilku warunków. Zwierzę musi być w specjalnej klatce, powinno mieć też podane środki uspokajające. W samolotach obowiązują podobne zasady.
Prezes przyznaje, że informacje dotyczące tego, czy właściciel psa jechał autobusem, czy też nie, opiera wyłącznie na opowieści kierowcy.
Tymczasem sprawą zainteresowała się suwalska policja. - Sprawdzimy, czy w tym przypadku nie został naruszony ten artykuł ustawy o ochronie zwierząt, który mówi o znęcaniu się nad nimi - informuje Eliza Sawko, oficer prasowy.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na Twitterze!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?