Kawaleryjska - Bazar ma już 20 lat. To szkoła białostockiego biznesu (zdjęcia)
Kawaleryjska - Bazar ma już 20 lat
Ale Kawaleryjska przeżyła nie tylko dobre momenty. W 1998 roku nastąpiło tąpnięcie, wręcz załamanie rynku. Powód był prosty – rząd polski ograniczył wymianę przygraniczną, wprowadzając wizy. Efekt: ten, kto na Kawaleryjskiej wcześniej zarabiał tysiąc złotych dziennie, nagle musiał zadowolić się raptem dochodami najwyżej dwustu złotych.
Kupcy nie siedzieli jednak w tej sytuacji bezczynnie. Najpierw zorganizowali manifestację pod urzędem wojewódzkim – przyszło na nią dwa i pół tysiąca ludzi, walczących o miejsca pracy związane z handlem.
– Nawet się tego nie spodziewałem, myślałem, że będzie nas najwyżej 30-40 – opowiada Zygmunt Jakimowicz. – Pokazaliśmy swoją siłę i daliśmy czas pani wojewodzie. Choć podpuszczano nas do tego, żebyśmy zastrajkowali i zamknęli swoje stanowiska pracy. No, ale to mogło być dobre dla kogoś, kto pracował w państwowym zakładzie. My byliśmy na własnym rozrachunku, dla nas strajk oznaczałby straty.
Efektów szybkich nie było. Dlatego po dwóch tygodniach od protestu kupcy najpierw spotkali się na białostockim lotnisku. A potem stąd wyruszyli na blokadę przejścia granicznego w Kuźnicy Białostockiej. Udział w niej wzięło 1200 samochodów, w każdym siedziało po kilka osób. Protestowali przeciwko obostrzeniom wizowym.
Pomogło – z czasem pojawiły się vouchery, czyli łatwiejszy sposób na przekraczanie granicy. Dzięki nim Kawaleryjska mogła dalej funkcjonować. Choć już nigdy nie wróciła do lat świetności.
Trudnym momentem dla bazaru na obrzeżach Białegostoku było też powstanie targowisk w śródmieściu, choćby przy ulicy Jurowieckiej.
– To zaszkodziło nam bardzo mocno – ocenia Jakimowicz. – Nie wolno było tego robić. Część naszych kupców rzuciła się na Jurowiecką, bo to jednak centrum miasta, tu ludzie zawsze przyjdą. I wcale się temu nie dziwię.