MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Zawał na kardiologii

Tatiana Mikułko
Po uzyskaniu zgody dyrektora Wojciecha martuli mąż Benedykty Fito natychmiast został przewieziony do sali zabiegowej
Po uzyskaniu zgody dyrektora Wojciecha martuli mąż Benedykty Fito natychmiast został przewieziony do sali zabiegowej fot. Katarzyna Chądzyńska
Stało się. Kardiolodzy nie pracują już na oddziale, bo nie dostali zaległych pieniędzy. Pacjenci trafiają do innych szpitali albo wracają do domu.

Tragedia na kardiologii rozpoczęła się rano, gdy lekarze dyżurujący nie mieli komu przekazać pacjentów. O 7.30 przestali być pracownikami szpitala. - Dyrektor ustnie poprosił o zastępstwo dr Zajączka, który przyznał, że nie czuje się kompetentny, by zarządzać kardiologią. Czekamy na niego - zdradził Tomasz Myczka (do wczoraj p.o. ordynatora).

Zygmunt Olender z Gorzowa, który leży na oddziale po operacji, mówi, że na razie wszystko odbywa się jak należy. - Pielęgniarki dały lekarstwa. Wypatrujemy lekarzy. Obiecali, że nas nie zostawią - wyjawia Olender i dodaje, że w środę chciano go przewieźć na oddział do Nowej Soli. - Odmówiłem. Przecież oni tam na pewno nie mają miejsca. Gdzie bym leżał, na korytarzu? - pyta.

W środę na kardiologii było 27 pacjentów. Niektórych ewakuowano na inne oddziały kardiologiczne lub wewnętrzne, więc wczoraj zostało ośmiu chorych.

Stanęło serce

Dr Jacek Zajączek, anestezjolog, przyszedł na kardiologię ok. 9.00. Nie chciał niczego komentować. Przyjął raport o stanie zdrowia pacjentów od kończącego dyżur kardiologa. - Na szczęście nie mamy nikogo w ciężkim stanie. Nowe osoby nie są przyjmowane ani tu, ani do poradni - powiedział Myczka.

W szpitalu zjawił się Henryk Maciej Woźniak, przewodniczący sejmiku lubuskiego. - Przyjechałem, by wygasić emocje, porozmawiać z lekarzami i dyrektorem. Jeszcze wszystko da się odwrócić - zapewniał Woźniak.

Po 9.00 przed kardiologią w otoczeniu dziennikarzy stała zapłakana Benedykta Filo. - Co mam robić? Kto mi pomoże? Mój mąż leży pod respiratorem. Lekarze na oiomie mówią, że nic nie mogą zrobić, bo nie ma kardiologów - zawodziła kobieta. - Przez rozgrywki dyrektora i lekarzy niewinny człowiek może umrzeć. Córka pojechała na policję, a wcześniej zawiadomiła prokuratora o popełnieniu przestępstwa.

To trzecie zawiadomienie, jakie wpłynęło do prokuratury w sprawie szpitala. Pierwsze złożył p.o. dyrektora lecznicy Wojciech Martula, drugie medycy. Powód? Zagrożenie życia i zdrowia pacjentów.

Dziennikarze poprosili kardiologów, by pomogli mężowi pani Benedykty. Wiesław Supiński (do wczoraj lekarz oddziału) zdiagnozował ostry zawał. Konieczna była natychmiastowa koronarografia. Na zabieg zgodził się dyr. Martula. Przeprowadzono go w ramach umowy o dzieło za symboliczny grosz.

To szpital jest chory

Ok. 10.00 na kardiologię przyjechał radny miejski Artur Radziński. - Dzwoniłem do naszych parlamentarzystów. Nikt nie odbiera. Niechby pomogli w sprawie szpitala. Oni mogą więcej niż ja - mówił radny, który razem z reporterami koczował pod drzwiami dyr. Martuli.

Andrzej Szmit, szef Wojewódzkiej Stacji Pogotowia Ratunkowego przyszedł dowiedzieć się, jak i gdzie ma transportować pacjentów z kardiologii. - Muszę zapewnić bezpieczeństwo mieszkańcom Gorzowa. Trzeba zorganizować dodatkowy zespół reanimacyjny - zaznaczył.
Zbigniew Dec, ojciec dziewczynki, która wczoraj miała mieć zabieg, chciał się dowiedzieć, dlaczego go odwołano, a dziecko na antybiotykach wypisano do domu. - To nie ludzie są chorzy, to szpital jest chory! - denerwował się pod drzwiami sekretariatu.

Przed 12.00 dyrektor zaprosił media. Włączył telewizor, bo w Sejmie akurat przemawiał minister zdrowia Zbigniew Religa. Ujął się za dyrektorem gorzowskiego szpitala, a zganił kardiologów. - Jest coraz lepiej - zaznaczył dyr. Martula. - Coraz więcej lekarzy solidaryzuje się z moją postawą i decyzjami. Nie rozumiem kardiologów, którzy w imię śmiesznych pieniędzy odwrócili się od pacjentów. Jeśli są fizycznie na oddziale, to dlatego, że nie mam w zwyczaju zawiadamiać służb porządkowych. Z chwilą złożenia wypowiedzeń kazałem im wyjść. Nie mogą pracować jako wolontariusze, bo takie pojęcie w szpitalu nie istnieje. Mogę się z nimi spotykać, ale nie mamy już czego negocjować. Nie mam ani pieniędzy, ani możliwości prawnych, by zaspokajać ich hucie finansowe.

Dyrektor dodał, że reanimacja oddziału kardiologii może potrwać do miesiąca. Prowadzone są rozmowy z innymi kardiologami. Pacjentami opiekuje się dwóch internistów i anestezjologów. Ostre przypadki kierowane będą do szpitali w Zielonej Górze i Nowej Soli. Istnieje nawet możliwość wykorzystania śmigłowca. - Z powodu odejścia 12 lekarzy szpitalowi grozi kara za niewykonanie kontraktu NFZ - dodał Martula.
Gorzowscy kardiolodzy czekają na prof. Mariana Zembalę, wybitnego kardiochirurga z Zabrza, który dziś podejmie się roli mediatora. To ostatnia szansa na porozumienie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska