Urodziła się we wsi Zalesie gm. Sejny. - Miałam siedmioro rodzeństwa - wspomina. - Bardzo chciałam chodzić do szkoły, ale mama nie pozwoliła mi. Byłam potrzebna w gospodarstwie, musiałam paść krowy.
Wyszła za mąż w wieku 20 lat, z rozsądku. - Franciszek był bogaty, miał duże gospodarstwo - wspomina. - Ale kochałam ułana z sąsiedztwa. Jeszcze teraz mi się śni.
Pracowała bardzo ciężko, od rana do nocy. Urodziła i wychowała sześcioro dzieci. Chodziła na targ, sprzedawała kwiaty, zioła, mleko i jaja żeby mieć pieniądze na życie. Nie skąpiła dzieciom na książki, czy ubrania.
- Chciałam doprowadzić je do chleba, wyuczyć - mówi. - I się udało.
Potrafi szyć, szydełkować, orać, kosić i bardzo dobrze gotuje. Jeszcze dwa lata temu smażyła pączki. Cztery miesiące temu złamała biodro i nie może chodzić. - Szkoda, zatańczyłabym na swoich urodzinach - śmieje się pani Stefania.
Więcej w poniedziałkowym wydaniu papierowym "Gazety Współczesnej".
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?