Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

13-godzinny pożar strawił dobytek wart ponad 1,5 mln zł

Magdalena Kleban [email protected]
Na dom pan Józef zarobił 20 lat temu na Florydzie. Każdy kamień kładł tutaj on sam, albo ktoś z rodziny. Trzy miesiące temu wymienił dach, komin i rynny na nowe... Zostały zgliszcza.
Na dom pan Józef zarobił 20 lat temu na Florydzie. Każdy kamień kładł tutaj on sam, albo ktoś z rodziny. Trzy miesiące temu wymienił dach, komin i rynny na nowe... Zostały zgliszcza.
Białystok: Mieliśmy wszystko - nie mamy nic

Piękny, murowany dom w Turczynie tuż za Kleosinem spłonął w sobotnią noc jak pochodnia. W jednej chwili rodzina Puchalskich - szczęśliwi, pracowici i zadowoleni z życia ludzie - została bez dachu nad głową. Zostali w tym, w czym udało im się uciec z ogarniętego ogniem domostwa. W płomieniach zginął ich ukochany pies.

- Straciliśmy wszystko, z dobytku nic się nie dało uratować - mówi Józef Puchalski. - Wstępne straty straż oszacowała na 1,6 miliona. Całe szczęście, że byliśmy ubezpieczeni.
Pożar wybuchł w piątek wieczorem około godziny 20. Józef Puchalski wspólnie z żoną Ireną i córką Katarzyną oglądali właśnie program w telewizji.

- Palimy się - raptem córka krzyknęła do ojca. Rodzina błyskawicznie zaczęła działać. Najważniejsze było bezpieczeństwo. W tym domu, poza panem Józefem i jego żoną, mieszkały jeszcze ich dzieci z rodzinami: córka z mężem oraz syn z żoną i dwojgiem dzieci (3 i 7 lat). Maluchy były już w piżamkach, kiedy obudzili ich rodzice. Szybko przebrali dzieci w ciepłe rzeczy i wyprowadzili z domu.
Był na to czas, bo pożar zaczął się w łączniku między domem mieszkalnym a warsztatem, gdzie ma firmę pan Józef z synem. Uciekli przed żywiołem dosłownie w ostatniej chwili. W płomieniach stał już i dach domu mieszkalnego, i będący z drugiej strony łącznika - warsztat. - Myślałem jeszcze, że uda mi się wziąć kilka rzeczy, ale ogień był już tak blisko. Rzuciłem wszystko i wybiegłem na zewnątrz - opowiada pan Józef.

Na szczęście, udało się uratować stojące w garażu auta i ciągnik rolniczy.
Straż dostała zgłoszenie o pożarze o 20.57. Na miejsce ruszyły wszystkie białostockie zastępy, przyjechały też oddziały pobliskiej Ochotniczej Straży Pożarnej (15) - łącznie 61 strażaków. Nie było im łatwo pracować w tę niezwykle mroźną noc. - Nie mogliśmy dojechać na miejsce, droga była zbyt wąska dla naszych wozów - opowiada Paweł Ostrowski, oficer prasowy białostockich strażaków. - Pomógł nam jeden z sąsiadów, który odśnieżył drogę. A potem zaczęły nam zamarzać reduktory w aparatach oddechowych.

Akcja gaśnicza trwała prawie trzynaście godzin. Puchalscy zatrzymali się u bliskich. Pomagają im sąsiedzi.

- "Nie damy ci zginąć, nie przejmuj się" - jeszcze w czasie pożaru mnie pocieszali - mówi pan Józef. Nie może przestać się zastanawiać, co było powodem tej tragedii. - Przewody, może sadza, bo chyba nikt nas nie podpalił, wrogów w końcu nie miałem, zawsze z ludźmi starałem się żyć zgodnie - zastanawia się głośno.

Wszystkich strat jeszcze nie policzyli. Ale od tego, co już wiadomo, można posiwieć ze zmartwienia. - Niedawno zrobiłam remont, wymieniłam sprzęt AGD - mówi pani Irena. - Przyjdzie znowu wszystko zaczynać od nowa.

- Jest ciężko, ale przecież nie będę płakał - mimo to panu Józefowi łza w oku się kręci. - Liczę na pomoc dobrych ludzi, by jak najszybciej, kiedy mróz zelżeje, dom postawić na nowo. Puchalscy czekają na pomoc, głównie na materiały budowlane. Wszyscy chętni proszeni są o kontakt z panem Józefem, tel. 512 380 690.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna