Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

14-letni żeglarz zakończył przerwaną przez sztorm wyprawę na Karaiby

(jsz)
Jakub Łochowski (z prawej) przyniósł na czwartkową lekcję fotografie z wyprawy. Pokazywał kolegom, jak wyglądał żaglowiec i kajuty
Jakub Łochowski (z prawej) przyniósł na czwartkową lekcję fotografie z wyprawy. Pokazywał kolegom, jak wyglądał żaglowiec i kajuty B. Maleszewska
Ze "Szkoły pod żaglami" wrócił do szkolnej tablicy.

Info

Info

Na początku listopada, po miesiącu żeglugi, "Fryderyk Chopin" uległ wypadkowi. W wyniku sztormu stracił oba maszty. Odholowano go do portu w Falmouth w Wielkiej Brytanii, gdzie młodzież przebywała półtora tygodnia. Z powodu uszkodzeń wyprawę przerwano. Jeśli statek uda się naprawić w Anglii, choć szanse na to maleją z każdym dniem, podróż na Karaiby będzie kontynuowana.

Jakub Łochowski, jedyny białostoczanin, który płynął żaglowcem "Fryderyk Chopin", wrócił już do domu. W czwartek opowiadał o rejsie swoim kolegom z klasy. - Atmosfera na statku była bardzo dobra - wspominał chłopak. - Były też... ładne dziewczyny.

O nie szczególnie wypytywali koledzy.

- Później wam powiem - zbył ich 14-letni Jakub, uczeń gimnazjum w Zespole Szkół Sportowych nr 1 w Białymstoku.

Chłopak był uczestnikiem programu "Szkoła pod żaglami". Na początku października wypłynął z Gdyni na Karaiby. Na pokładzie "Fryderyka Chopina" było 32 gimnazjalistów z całej Polski oraz 11 członków załogi. Młodzi ludzie poznawali nie tylko tajniki żeglowania, mieli też bowiem w miarę normalne lekcje.

- Trzeba było wspinać się na reje, kiedy statek robił zwroty - opowiada Jakub. - Najwyższa reja ma 40 metrów. Na początku bałem się tej wysokości, ale potem przyzwyczaiłem się.

Młodzież pełniła też wachty. Każda trwała cztery godziny. W dziennej brało udział 12 osób, a w nocnej - sześć. Kuba najbardziej obawiał się wachty kambuzowej, ale odbyć ją musiał.

- Obieraliśmy ziemniaki, sprzątaliśmy. Nie powiem, żebym lubił to robić - opowiadał chłopak, który podczas wachty nauczył się jednak zmywać naczynia. - Ale nie robię tego w domu - zastrzegł.

Znacznie ciekawsze były wachty pokładowe, zwłaszcza te w kabinie sterniczej. Młodzi ludzie uczyli się tam trzymać ster, znajdować pozycję statku na mapie czy prowadzić dziennik pokładowy. Młodzież mieszkała w kilkuosobowych kojach. Jakub w największej, bo aż dziewięcioosobowej. Było tam wesoło, choć dość ciasno. Kolegów z klasy interesowało, czy podczas bujania statku, łóżka się nie przewracały.

- Były przymocowane do ściany - tłumaczył 14-latek. - Ale często z nich spadaliśmy. Choć ja nie, bo na szczęście spałem na dole.

Na statku panowała dyscyplina. Za spóźnienie, nieposłuszeństwo czy bałagan były kary. Jedną z nich było pozostanie na statku, kiedy wszyscy wychodzili na ląd.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna