Adrian Zandberg w Białymstoku: Mam pomysł, skąd wziąć pieniądze na transport publiczny

- Mamy do czynienia z likwidowaniem połączeń i zmniejszaniem budżetów na utrzymanie i rozwój taborów. Dotyczy to zarówno połączeń autobusowych międzymiastowych między gminami, jak i publicznej komunikacji miejskiej. Samorządy zdają się działać wbrew dobrym praktykom, jaki widzimy u naszych sąsiadów na Zachodzie, czyli rozwijaniu i inwestowaniu w transport publiczny - mówiła Agnieszka Dąbrowska z podlaskiego okręgu partii Lewica Razem.

Przytaczała dane GUS, według których na terenie całej Polski funkcjonowało zaledwie trochę ponad 480 tys. linii regularnej komunikacji autobusowej. W 2014 roku było 800 tys. takich linii.

- Sytuacja jest alarmująca, tym bardziej, że stoimy w przededniu kryzysu energetycznego, który i tak odbije się na opłakanym stanie komunikacji zbiorowej. W samym Białymstoku prezydent zapowiada zmniejszenie wydatków na komunikację miejską na kolejny rok, nie wykluczając przy ty ograniczenia kursów weekendowych. A już teraz siatka połączeń pozostawia wiele do życzenia. Poruszanie się między osiedlami wiąże się niejednokrotnie z kilkoma przesiadkami - opowiadała Dąbrowska.

A Adrian Zandber przedstawił receptę na tę sytuację:

- Transport publiczny to jedno z niewielu narzędzi, które mamy, żeby zatrzymywać inflację. Wiemy to bardzo dobrze, bo takie są doświadczenia naszych sąsiadów po zachodniej stronie granicy, którzy w trakcie wakacji wprowadzili bilet za 9 euro, zainwestowali istotnie w zagęszczenie połączeń, no i mamy makroekonomiczny efekt, który widać jak na dłoni - to znaczy tempo wzrostu cen zostało w ten sposób ograniczone - mówił Adrian Zandberg. I proponował, rząd w najbliższej tarczy pomocowej przewidział również wsparcie dla transportu publicznego. - To bardzo poważny błąd, który w konsekwencji spowoduje wyższą inflację niż ta, która byłaby, gdybyśmy zainwestowali więcej w transport publiczny,