Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Antoni Macierewicz: Idą po mnie, ale dojść nie mogą

mwmedia
Antoni Macierewicz ma 66 lat. Historyk z wykształcenia. W czasach PRL był współzałożycielem opozycyjnego Komitetu Obrony Robotników. Po 1990 r. poseł kilku kadencji. Minister spraw wewnętrznych w rządzie Olszewskiego i wiceminister obrony w rządzie Kaczyńskiego.
Antoni Macierewicz ma 66 lat. Historyk z wykształcenia. W czasach PRL był współzałożycielem opozycyjnego Komitetu Obrony Robotników. Po 1990 r. poseł kilku kadencji. Minister spraw wewnętrznych w rządzie Olszewskiego i wiceminister obrony w rządzie Kaczyńskiego. mwmedia
- Próby spotwarzenia nie robią na mnie żadnego wrażenia, a wręcz mnie śmieszą - mówi poseł Antoni Macierewicz w rozmowie z Tomaszem Kubaszewskim.

s Kiedy na spotkanie z politykiem, tak jak w Suwałkach, przychodzi kilkaset osób, to pewnie łechce to podniebienie i napędza... .

- Gdy zaczynałem karierę parlamentarną w 1991 roku, moi przyjaciele prowadzący kampanię wyborczą wynajęli jedną z największych sal w Warszawie na, bodajże, tysiąc miejsc. Przyszła... jedna osoba - 70-letnia pani. Czułem się mocno zdeprymowany. Ale rozmowa z nią okazała się bardzo wciągająca i przegadaliśmy prawie trzy godziny. Wybory, dodajmy, potem wygrałem.

Oczywiście po to spotykamy się z ludźmi, by przekazać im to, czego za pośrednictwem mediów nie da się przekazać, albo jest to wypaczane. Im więcej osób przychodzi, tym lepiej. Bo te treści docierają do większego kręgu. Polityk odczuwa zaś wówczas sporą satysfakcję. Uważam zresztą, że media, ulotki, banery są bardzo ważne, ale nic nie zastąpi bezpośrednich spotkań z wyborcami. Jestem gotów na spotkania zarówno z dziesięcioma osobami, jak i ze znacznie większym gronem. Do działania napędza mnie każde audytorium.

Nie ulega wątpliwości, że jest pan obecnie jednym z najbardziej rozpoznawalnych polskich polityków. Nawet jak ktoś tą dziedziną życia się nie interesuje, to pewnie wie, kim jest Antoni Macierewicz. Jedni pana uwielbiają, inni nie zostawiają na panu suchej nitki. Nie przeszkadza taka popularność w codziennym życiu, gdy idzie się do sklepu po bułkę czy piwo?

- Piwo rzadko pijam, ale zdarza się. Natomiast rzeczywiście istnieje w moim przypadku taka dychotomia. Z gazet, z telewizji leje się wobec mnie nieustanna agresja, podaje się nieprawdziwe, nie mające nic wspólnego z rzeczywistością informacje. Ale jak idę do sklepu, czy jadę tramwajem, to reakcja przypadkowych ludzi czasami jest wręcz krępująca. Spotykam się bowiem z dużą atencją i sympatią.

A z przejawami agresji w codziennym życiu nigdy się pan nie spotkał?

- Nigdy. Ani z przejawami agresji, ani niechęci. Przynajmniej od roku 1977, gdy w "Trybunie Ludu" pojawił się wielki artykuł pod tytułem "Macierewicz uczy polską młodzież, że krew jest smarem historii". To było po jednym z moich spotkań na południu Polski. Zdaję sobie sprawę, że to, co teraz mówię może dla niektórych zabrzmieć prowokacyjnie. Być może niedługo znajdzie się ktoś, kto postanowi ten stan rzeczy zmienić. Z gliny jednak nie jestem, specjalnie więc się tego nie obawiam.

Przez te wszystkie lata przeciwników jednak panu przybyło. W latach 90. był pan postrachem postkomunistów. Mówiło się, że Macierewiczem straszą swoje dzieci - jak Babą Jagą. Ale dzisiaj bardzo krytycznie ocenia pana też wiele innych środowisk... .

- Od tamtego czasu się nie zmieniłem. Wciąż realizuję ten sam program polityczny i próbuję zmieniać Polskę. Przybyło natomiast środowisk, którym to się nie podoba. Jednak te próby spotwarzenia nie robią na mnie specjalnego wrażenia, a wręcz śmieszą. Nocnych koszmarów z tego powodu, że ktoś źle o mnie powiedział, czy napisał więc nie mam. W takich przypadkach bardzo ważne są punkty odniesienia. Ja odnoszę się do środowiska, w jakim się wychowałem. Mój ojciec został zabity w 1949 roku we własnej pracowni. Był profesorem chemii Uniwersytetu Warszawskiego i skarbnikiem podziemnego Stronnictwa Pracy. Na tym tle ci ludzie, którzy wykrzykują: "Macierewicz, idziemy po ciebie", nie robią na mnie żadnego wrażenia. Zresztą, wciąż tylko zapowiadają, a tak naprawdę stoją w miejscu.

Dzisiaj jest pan najbardziej znany ze swojego zaangażowania w wyjaśnianie przyczyn katastrofy prezydenckiego samolotu w Smoleńsku w 2010 roku. Myśli pan, że kiedykolwiek doczekamy się jednej wersji tej tragedii, która znajdzie się w podręcznikach szkolnych, czy też, jak np. w przypadku śmierci generała Władysława Sikorskiego w 1943 roku w Gibraltarze, przez dziesięciolecia krążyć będzie przynajmniej kilka hipotez?

- Dla mnie nie ulega żadnej wątpliwości, że za zbrodnię smoleńską winę ponosi strona rosyjska. Dzisiaj, po tym, co stało się na Ukrainie, zmienia się postrzeganie Rosjan przez rządzące obecnie Polską elity. Mam nadzieję, że weszliśmy już w ten okres, gdy wznowione zostaną prace rządowej komisji zajmującej się wyjaśnianiem przyczyn tej katastrofy, a raport firmowany przez byłego ministra Jerzego Millera zostanie wyrzucony do kosza. Natomiast Rosjanie, którzy mają olbrzymi wpływ na polską opinię publiczną, będą się temu przeciwstawiali. Z tym trzeba się liczyć.

Gdzieś wyczytałem, że gdyby Antoni Macierewicz był dzisiaj polskim ministrem obrony, to nasze czołgi już jechałyby ma Moskwę. Chodzi nie o Smoleńsk, lecz o sytuację na Ukrainie. PiS mówi, że trzeba prowadzić wobec Rosji ostrzejszą politykę. Warto aż tak drażnić uzbrojonego po zęby niedźwiedzia?

- Nie przesadzałbym z tym niedźwiedziem. Pomyślność tego kraju zależy od tego, czy ktoś kupuje ich ropę naftową czy nie. Rosja złamała wszystkie reguły, jakie rządzą prawem międzynarodowym i trzeba z tego wyciągnąć wnioski. W polityce polskiej już wcześniej można było zrobić dużo więcej. Ale pojawił się opór przeciwko tworzeniu w naszym kraju baz NATO i budowie tarczy antyrakietowej. Mam nadzieję, że teraz przyjdzie otrzeźwienie. Bo to zagrożenie, które powstało na Ukrainie nie zniknie z dnia na dzień. Rosja powiedziała światu, że nie będzie respektowała dotychczas panującego ładu. To wyzwanie także dla Polski, która musi całkowicie przebudować dotychczasową doktrynę wojskową. Według obecnie obowiązującej, żadne zagrożenie ze wschodu nam nie grozi.

Ma pan jakiś wzór polityka z obecnych czy też przeszłych czasów, z którym się pan utożsamia?

- Chyba pana zawiodę. Jest bowiem wielu polityków, z których staram się czerpać to, co najlepsze, ale jednej takiej osoby nie ma. Wśród tych wielu znajdują się natomiast tak wybitne postaci, jak Roman Dmowski, marszałek Józef Piłsudski czy kardynał Stefan Wyszyński, którego myśl i zdolność działania politycznego w trudnych czasach wciąż budzą respekt.

Polityka, to pewnie całe pana życie. Rodzinę, choćby wnuczęta, widuje pan od czasu do czasu?

- Rzeczywiście jest z tym pewien problem. Bo wolnego czasu nie mam praktycznie w ogóle. Ale z wnukami staram się spotykać stosunkowo często. Ma to miejsce głównie zimą, gdy razem jeździmy w góry. Moje wnuczki, sześcio- i ośmioletnią, nauczyłem jeździć na nartach. Podobnie jak moją córkę. Te małe dziewczynki odnoszą teraz sukcesy. Ostatnio triumfowały w slalomie gigancie. A każdy narciarze wie, że to bardzo trudna konkurencja. Jestem ze swoich wnuczek po prostu dumny. Ale z wnuka Franka również. To wybitnie zdolny chłopak, intelektualista. Sam szuka odpowiedzi na wiele najważniejszych, dręczących go pytań. Jest zafascynowany Lechem Kaczyńskim, którego poznał, gdy był dzieckiem. To bardzo religijny i patriotyczny chłopak. Moim wnukom staram się dawać to, co najlepsze w tym krótkim czasie, który mogę im poświęcić.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna