Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Antoni Prokop: Idę na trybuny

Miłosz Karbowski
Antoni Prokop będzie już tylko kibicował drużynie. Obok jeden z zakupów za jego kadencji, Czeszka Lucie Muhlsteinova.
Antoni Prokop będzie już tylko kibicował drużynie. Obok jeden z zakupów za jego kadencji, Czeszka Lucie Muhlsteinova. A. Zgiet
Białystok. Wciąż dowodzi białostockim AZS-em, ale już nie drużyną siatkarek, która została wydzielona do nowej organizacji - Klubu Piłki Siatkowej. Antoni Prokop zarządzał drużyną przez ponad rok.

Czy zmiany w klubie były konieczne? I dlaczego pan nie znalazł się w nowej strukturze?

- Przekształcenia muszą następować w kierunku spółki akcyjnej. Natomiast, jeśli chodzi o mnie, nie jestem wygodnym człowiekiem dla niektórych osób. Mam swoje zdanie i zasady postępowania.

Nowe władze zwracają uwagę, że zaczęli się wycofywać sponsorzy. Nie było z nimi porozumienia?

- Stosunki ze sponsorami się nie pogorszyły. Według mnie, chodzi tylko o jednego z nich, który chciał mieć większy wpływ na zarządzanie zespołem. Od kiedy w wyborach wygrałem z doktorem Cybulskim (on stoi na czele zarządu nowej organizacji - przyp. red.), zaczęły się starania o wydzielenie drużyny. M.in. po to by odzyskać nad nią kontrolę. Nie jestem osobą, którą można dysponować, bo nie po to przecież kandydowałem. Nie pozwalałem też nikomu mieszać się w sprawy drużyny. Nie może być tak, że w czasie meczu ktoś z vipowskich ławek mówi trenerowi "zrób zmianę". Prawdopodobnie dlatego ktoś zagroził, że przestanie finansować drużynę.

Czy podczas swoich rządów zrobił pan coś nie tak?

- Wiadomo: niektóre decyzje były pewnie nie w 100 procentach trafne, ale niczego nie żałuję. Działaliśmy na miarę naszych możliwości. Przed tym jak objąłem stanowisko, bardzo trudno było kogokolwiek przekonać do przyjścia do Białegostoku, a opinia o nas była w Polsce bardzo kiepska. Moim zdaniem, udało się stworzyć i drużynę, i dobrą atmosferę. To nie za mojej kadencji przyszedł nikomu nieznany Brazylijczyk, aby trenować zespół. Długi jakie powstały wobec zawodniczek, a niektóre do tej pory nie są spłacone, też zrobiły się wcześniej. Kiedy zatrudniałem trenera Luksa, niektórzy kręcili nosem. Moim zdaniem, mamy teraz jeden z najlepszych sztabów szkoleniowych w Polsce. Gdy z I ligi przyszła Kasia Walawender też pojawiło się niedowierzanie. Czas pokazał, czy to były trafne decyzje. Żal mi oczywiście, że kto inny zajmie moje miejsce, ale mam głowę podniesioną do góry, a moi następcy wspaniałą sytuację. Nigdy ten zespół nie miał 15 punktów w tym momencie sezonu.

Może trzeba było więcej dyplomacji... M.in. nie chciał pan współpracować z BTPS Białystok, a tam są utalentowane dziewczyny.

- Ja zawsze byłem otwarty na kontakty, jednak nie wtedy, gdybym jeśli miał sam brać odpowiedzialność za decyzje, a w rzeczywistości tylko wykonywać polecenia innych. Jeśli chodzi o tę drugą sprawę, w tej chwili priorytetem było dla mnie po raz pierwszy w historii uniknięcie baraży. Organizacją szkolenia chciałem zająć się od nowego sezonu. Sprawa BTPS-u też nie była zamknięta na zawsze, choć nie ukrywam, że nie paliłem się do współpracy z trenerem Tobolskim. Po tym, jak radził sobie z młodymi dziewczynami w AZS-ie, po prostu nie miałem w tej kwestii do niego zaufania.

Jak widzi pan przyszłość, pod nowymi władzami?

- Nie znam za dobrze tych ludzi. Skoro jednak wzięli na siebie odpowiedzialność, to znaczy, że wiedzą, za co się biorą. Nie wiem, może za mojej kadencji coś zrobiłem źle, wierzę jednak, że wyciągnąłem klub z dość głębokiego bagienka w jakim się znajdował. Na mnie jednak świat się ani nie zaczyna, ani nie kończy. Życzę im, by podążali drogą sukcesów. Ja sam nadal będę chodził na mecze i patrzył, jak to się wszystko rozwija, bo pokochałem siatkówkę i ten zespół.

Komentarz

Nowy zarząd kipi entuzjazmem. Wziął na siebie jednak dużą odpowiedzialność, bo skoro zmiana musiała nastąpić, to tylko na lepsze.

Nie mamy wglądu w finanse AZS-u. Wiemy tylko, że za rządów Antoniego Prokopa powstał w Białymstoku pierwszy zespół z prawdziwego zdarzenia z klasowym sztabem szkoleniowym. Zaczęliśmy wygrywać, a po minach i wypowiedziach siatkarek widać, że dobrze się tu czują. Wystarczy posłuchać komentarzy podczas transmisji telewizyjnych, by stwierdzić jak znacząco poprawił się wizerunek drużyny w kraju. W 2008 r. Polska Korporacja Menedżerów Sportu przyznała Prokopowi tytuł Sportowego Menedżera Roku 2007 stawiając go w jednej linii z szefem PZPS Mirosławem Przedpełskim. Jak mawiał Bogusław Wołoszański "takie są fakty".

Prokop już nie rządzi, bo prezes musi mieć aprobatę sponsorów. To jasne. Mają ją nowe władze - jeśli jednak chodzi o środowisko siatkarskie, samą drużynę, a przede wszystkim zaufanie kibiców - zaczynają od zera. Warto o tym pamiętać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna