Biedronka: W kurtkach i rękawicach muszą pracować przy 8 stopniach Celsjusza

Chodzi o market przy ul. Żabiej

- Widać, jak z ust wydobywa się para - opowiada nasza dziennikarka, która dzisiaj wieczorem robiła tam zakupy. - Aż szkoda tych kobiet, które tam pracują. Siedzą opatulone, ale chyba niewiele to pomaga. Słyszałam też, jak jedna z ekspedientek mówiła, że kawa na zapleczu prawie jej zamarzła.

Obok kasy trzymała też termometr, na którym było widać, że wewnątrz jest około 8 stopni. Na niską temperaturę narzekali też inni klienci.

Co na to Państwowa Inspekcja Pracy?

- Do nas takie sygnały nie dotarły - mówi Piotr Latała, rzecznik prasowy PIP w Białymstoku. - Mogę jednak obiecać, że przekażę tę sprawę do wyjaśnienia inspektorowi. Zajmiemy się tym niezwłocznie.

Dodaje też, że przepisy wyraźnie określają, jaka temperatura powinna panować w zakładzie pracy.

- W biurach nie może być ona niższa niż 18 stopni - precyzuje Latała. - Natomiast tam, gdzie pracownicy mają więcej ruchu, co najmniej 14. Tyle powinno być na przykład w sklepie.

Po raz kolejny sytuację w "Biedronce" sprawdziliśmy wczoraj. Nic się nie zmieniło. Klienci nadal marzli bez rękawiczek. Nie udało nam się jednak ustalić, co jest powodem przenikliwego zimna - awaria ogrzewania, czy też oszczędności. Nie wiadomo też, jak ten problem zamierza rozwiązać właściciel dyskontu. Do czasu zamykania tego wydania gazety nie otrzymaliśmy bowiem odpowiedzi od rzecznika prasowego firmy Jeronimo Martins, do której należy sklep.

Tymczasem zbyt niska temperatura w zakładzie, to łamanie przepisów prawa pracy. PIP może wymierzyć za to wysokie kary finansowe. Do sprawy wrócimy.