Bielsk Podlaski. Podsłuchy prezesa nie zaskoczyły

- Podsłuchiwanie nie miało dla mnie charakteru sensacyjnego - mówił w środę przed sądem jeden z prezesów spółki Krex. - Jestem notorycznie podsłuchiwany od dwudziestu lat.

Jak wyjaśnił, spółka, którą kieruje, działa w strategicznej branży energetycznej, mieści się przy granicy i handluje z kontrahentami ze Wschodu, nic więc dziwnego, że jest w kręgu zainteresowań polskich i zagranicznych służb wywiadowczych.

Ale w tym przypadku chodzi raczej o szpiegostwo biznesowe.

Sąd prowadzi sprawę podsłuchów, jakie zainstalowano w siedzibie spółek 24 kwietnia 2014 roku. Wówczas nie podsłuchiwały służby, choć na ławie oskarżonych zasiada Bogusław T., były agent ABW, który według śledczych miał kierować całą podsłuchową akcją. Głównym oskarżonym jest Marek F., znany ze sprawy podsłuchiwania polskich polityków w Warszawie.

Oskarżeni nie przyznają się do winy a obrona podejrzewa, że za aferą podsłuchową może stać Marcin W., partner biznesowy F., który w sprawie występuje w charakterze świadka. Twierdzą, że to właśnie W. wysłał do spółek swoich emisariuszy z dokumentami, w których znajdowała się „pluskwa”.

Prezes jednak jest innego zdania. Dokumenty z zainstalowanym urządzeniem podsłuchowym pochodziły od Marka F., bo na nich znajdowały się jego podpisy. Również dłużnikiem bielskich spółek była firma należąca do oskarżonego.

Świadek podejrzewa, że podsłuchiwanie ich rozmów mogło mieć miejsce wcześniej, jeszcze przed 24 kwietnia 2014 roku. Ale jego podejrzenia związane są z postacią Marcina W.

- Fakt, iż W. używał sformułowań żywcem wyjętych z naszych rozmów, świadczy o tym, że mogliśmy być podsłuchiwani lub ktoś precyzyjnie przekazywał informacje o nas - twierdzi świadek.

Sprawa jest rozwojowa i szybko się nie skończy.