Bielsk Podlaski. Proces ciągnie się od lat, a wyroku ciągle nie ma

Prawie pięćdziesiąt osób z Bielska i okolic od lat czeka na sprawiedliwość. Są to klienci nieistniejącego komisu w Bielsku, który sprzedawał kradzione auta. Po kilkadziesiąt tysięcy złotych każde.

Wiele osób na zakup tych samochodów wydało ostatnie pieniądze lub wręcz się zadłużyło. Śledztwo w sprawie ruszyło około 8 lat temu. Bielski wątek to tylko część tej sprawy. Kradzione w Belgii auta sprzedawano w kilku komisach na terenie kraju.

Gdy okazało się, że auta są kradzione, ich nabywcy musieli je oddać. Jeśli zdążyli je odsprzedać musieli zwrócić pieniądze kolejnym nabywcom. A sami ciągle nie odzyskali ani grosza. Bielski sąd zajął się sprawą trzy lata temu. Wczoraj odbyła się kolejna rozprawa. Wszyscy liczyli, że będą już mowy końcowe, ale nie! Rozprawę przełożono na styczeń. Okazało się bowiem, że sąd nie uzyskał informacji o majątku oskarżonych. A są nimi dwaj bracia Wojciech i Sławomir J. oraz ich ojciec Ignacy J., którzy razem prowadzili komis.

- Do kolejnej gwiazdki przyjdzie nam czekać - żali się jedna z poszkodowanych. -Zresztą, już straciliśmy nadzieję, że odzyskamy swoje pieniądze.

- Właściciele komisu upłynnili wszystko co mieli - dodaje inny poszkodowany. - Ojciec ma niewielką emeryturę. Jeden z braci za zgodą sądu wyjechał do USA, drugi jest w Polsce. Nawet jak sąd nakaże im zwrot kasy, to oficjalnie nie mają z czego. Żyje im się nieźle.