Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Chcieli ich żywcem spalić

Andrzej Zdanowicz [email protected]
Naresh i Ewa Nayi ciągle nie mogą wyjść z szoku, że ktoś chciał ich zabić. W nocy podpalono ich mieszkanie. Ślady pożaru na drzwiach wejściowych (na zdjęciu ) i ścianach widoczne są do dziś. Teraz polsko-hinduskie małżeństwo zastanawia się nad wyprowadzką z Białegostoku.
Naresh i Ewa Nayi ciągle nie mogą wyjść z szoku, że ktoś chciał ich zabić. W nocy podpalono ich mieszkanie. Ślady pożaru na drzwiach wejściowych (na zdjęciu ) i ścianach widoczne są do dziś. Teraz polsko-hinduskie małżeństwo zastanawia się nad wyprowadzką z Białegostoku. Andrzej Zgiet
Polsko-hinduskie małżeństwo, Ewa i Naresh, chcieli w Białymstoku założyć rodzinny dom. Czeczeńska rodzina Islamovów trafiła tu uciekając przed okrucieństwami wojny. Jedni i drudzy swoich marzeń o mały włos nie przepłacili życiem.

To były sceny jak z horroru! - wspomina Piotr Kowalczyk, mieszkaniec białostockiego osiedla Leśna Dolina. - Wszyscy już spali. Tylko ja nie mogłem zasnąć. Około godz. 2 nad ranem usłyszałem dźwięk wybijanej szyby, a później zauważyłem płomienie w przedpokoju. Obudziłem całą rodzinę i jakoś udało nam się ugasić pożar.

- To było straszne - dodaje z przerażeniem starsza córka Kowalczyka, Małgorzata. - Płonęły nie tylko drzwi, ogień objął całą posadzkę w przedpokoju...

Sadzę z terakoty udało się zmyć, ale strach pozostał. Do dziś Kowalczykowie nie mogą spokojnie zmrużyć oka. Rodzina nie ma wątpliwości. Podpalaczami byli rasiści. To oni najpierw wybili im okno, a później oblali benzyną drzwi wejściowe do mieszkania i je podpalili. Wszystko dlatego, że w marcu br. do ich mieszkania wprowadziła się młodsza córka - Ewa wraz z mężem, Nareshem z Indii.

Ślub jak z bajki

Związek Ewy i Naresha to bardzo romantyczna historia. Białostoczanka poznała Hindusa przypadkiem, w 2010 r. Zatrzymała się na kilka dni w Londynie, a on tam studiował. Wynajmowali pokoje w tym samym domu. Od razu między nimi zaiskrzyło i wiedzieli, że to miłość na całe życie. I choć Ewa musiała na jakiś czas wyjechać do Polski, szybko wróciła do ukochanego i razem zamieszkali w Wielkiej Brytanii. Obie rodziny były zachwycone, kiedy młodzi zdecydowali się na małżeństwo. Ślub wzięli pod koniec 2011 roku, w Indiach, zgodnie z hinduską tradycją.

- W Indiach czułam się jak księżniczka - Ewa ze wzruszeniem przegląda piękne, kolorowe zdjęcia ze ślubnej uroczystości. W tym najważniejszym w jej życiu dniu założyła nawet tradycyjny hinduski strój - sari.

W marcu br. młode małżeństwo postanowiło przyjechać do Białegostoku. Małżonkowie mieli zamiar osiąść w Polsce, stworzyć tu szczęśliwy dom. Poza tym, Naresh miał w końcu okazję bliżej poznać teściów. Na ślub nie mogli przyjechać, bo podróż do Indii była dla nich zbyt kosztowna.

- Ale byliśmy w stałym kontakcie dzięki m.in. skyp'owi - podkreśla Piotr Kowalczyk. - Naresh od początku robił na mnie pozytywne wrażenie i wiem, że moja córka go kocha. Ale gdy w końcu poznałem go osobiście, byłem zachwycony jego sposobem bycia.

Przestali wychodzić z domu

Naresha polubili też znajomi i przyjaciele Ewy. Jednak już wkrótce okazało się, że życie w Białymstoku to nie bajka. - Kilka razy słyszeliśmy na ulicach i w sklepach zarówno ciche obgadywanie, jak i całkiem głośne i agresywne wyzwiska - opowiada Ewa. - A raz nawet poważnie się wystraszyliśmy. Staliśmy wtedy z mężem i siostrą na przystanku, a jakiś łysy facet wychylił się z przejeżdżającego samochodu i zaczął do nas krzyczeć: "wypierd... z Polski".

Kilka dni później podpalono ich mieszkanie. I mimo, że od tych tragicznych wydarzeń minął tydzień, do dziś nie mogą otrząsnąć się z szoku. Wspiera ich policyjny psycholog.

- Boję się przede wszystkim o swoją rodzinę - mówi cicho Naresh. - Nie chcę, by przez to, że komuś nie podoba się mój kolor skóry stała się im krzywda. Teraz właściwie nigdzie nie wychodzimy, co najwyżej na komisariat lub do urzędu, i to jeździmy taksówką. Zakupy robią teściowie. Ale jak długo można tak żyć?

Kowalczykowie nie wiedzą dokładnie, kto podpalił ich mieszkanie. Jednak podejrzewają, że to ktoś z grupy osiedlowych "kiboli", skinów.

- To właśnie oni zaczepiali nas, gdy wychodziłam z mężem na zakupy - tłumaczy Ewa.

Szokujące jest to, że Kowalczykowie prawdopodobnie znają sprawców. Na osiedlu Leśna Dolina mieszkają już bowiem prawie 20 lat. Musieli nie raz ich widywać.

- Jeden z przywódców tej bandy uczył się nawet z Małgosią w jednej klasie - opowiada pan Piotr.- Znają się od piaskownicy, pewnie też nie raz bawili się na wspólnych imprezach. A teraz on, albo jego znajomi, o mało nas nie spalili żywcem. Nie wiem, jak można nie mieć serca i rozumu, by w niedzielę modlić się w kościele, a kolejnego dnia iść i mordować ludzi. Gdy nasza córka po raz pierwszy wyjechała do Indii, baliśmy się o nią. Tymczasem tam była traktowana jak księżniczka i nie spotkało jej nic nieprzyjemnego. A gdy przyjechała z zięciem do naszego "cywilizowanego kraju", to nie mogą czuć się bezpiecznie nawet we własnym domu. Wstyd mi przed Nareshem za Białystok i Polaków.
Naresh przyznaje, że po tym, co przeżył, rzeczywiście uważa Białystok za miasto nienawiści i nietolerancji.

- Po długich staraniach dostałem kartę stałego pobytu, ale teraz nie wiem, czy chcę tu zostać. Tu jest po prostu niebezpiecznie - tłumaczy. - Teraz co prawda pilnuje nas policja, ale przecież nie będą nam towarzyszyć przez całe życie Spędziłem 4 lata w Londynie. Mieszkają tam przedstawiciele wszystkich kultur i religii, ale nigdy nie spotkałem się z przejawami rasizmu. W Indiach też z wielkim szacunkiem traktujemy obcokrajowców.

Ataki na czeczeńskie rodziny

Na białostockim osiedlu Leśna Dolina, gdzie mieszkają Kowalczykowie, do podpalenia mieszkania obcokrajowców doszło już nie po raz pierwszy. W listopadzie ubiegłego roku ktoś podłożył ogień pod drzwi lokum wynajmowanego przez czeczeńską rodzinę. W środku oprócz dorosłych było pięcioro dzieci! Po tym ataku Czeczeni poddali się i wyjechali z Polski.

Miesiąc temu, w połowie kwietnia, doszło do kolejnego ataku na życie obcokrajowców. Stało się to kilka bloków dalej od Kowalczyków. Podpalacze w środku nocy oblali benzyną i zapalili drzwi mieszkania czeczeńskiej rodziny Islamovów. W środku było sześć osób, w tym dwoje kilkuletnich dzieci.

- Gdyby nie to, że moja matka poczuła dym, pewnie wszyscy byśmy spłonęli - mówi Khumid Islamov.
I potwierdza, że na białostockich ulicach nie czuje się bezpiecznie. Zarówno on, jak i jego bliscy, wielokrotnie spotykali się z zaczepkami łysych mężczyzn. - Parę razy byłem napadnięty - przyznaje Islamov. - Napastnicy nigdy nie atakowali mnie gołymi rękami, mieli gaz i butelki. W Czeczenii doświadczyłem okrucieństw wojny, niejedno widziałem, dlatego nie boję się o siebie, tylko o żonę i dzieci. Teraz co noc nie śpimy - na zmianę z bratem, aby jak najszybciej reagować, gdyby znowu coś się stało.

Z zaczepkami niejednokrotnie spotykała się też żona Islamova. Raz nawet, gdy wracała z dzieckiem ze sklepu, została napadnięta przez grupę skinów, którzy krzycząc "white power" wyrwali jej zakupy i zaczęli ją szarpać.

- Nie rozumiem, jak można atakować kobietę i dziecko - kręci głową Islamov. - Przyjechaliśmy do Polski, by uniknąć przemocy, chcieliśmy tu spokojnie żyć. Nikogo nie zaczepiamy.

Islamov i jego rodzina mieszkają w Białymstoku trzech od lat. Podkreśla, że ma tu wielu polskich przyjaciół. Wcześniej wynajmowali mieszkanie przy ul. Zwierzynieckiej i nie dochodziło tam do żadnych aktów agresji. Dopiero jak kilka miesięcy temu przeprowadzili się na osiedle Leśna Dolina, zaczęły się problemy.

Policja, jak do tej pory, była bezsilna. Dochodzenie w sprawie podpalenia z listopada ubiegłego roku jest już umorzone z powodu nie odnalezienia sprawców. W dwóch kolejnych przypadkach dochodzenie trwa. Śledczy zaliczyli już jednak kilka wpadek. W przypadku rodziny czeczeńskiej właściwie zbagatelizowali sprawę, traktując ją jedynie jako zniszczenie mienia. O tym, że wcześniej Czeczeni byli atakowani na tle rasowym, śledczy dowiedzieli się z prasy. Jak twierdzi Islamov, gdy przed podpaleniem chciał zgłosić na policji napady na niego i żonę, jeden z policjantów poradził mu, by... wyjechał.

- Nie mogę tego zrobić, chyba że nielegalnie - mówi Islamov. - Właśnie staram się o kartę stałego pobytu i chcę zostać w Białymstoku. Mieszkamy tu już tak długo, że czujemy się jak w domu. Pomimo ostatnich wydarzeń.

Także funkcjonariusz, który przesłuchiwał Kowalczyków, podczas rozmowy radził im by się wyprowadzili. Teraz policja prowadzi postępowanie wyjaśniające wobec obu funkcjonariuszy zajmujących się sprawą. A obie rodziny objęte są kompleksową opieką policji.

O tych rasistowskich przejawach agresji w Białymstoku stało się głośno w całym kraju. Po podpaleniu mieszkania Islamovów z apelem o wyeliminowani rasizmu do władz miasta zaapelowało ONZ. Sprawą zainteresował się także rzecznik praw obywatelskich. Po paru dniach od podpalenia Kowalczyków do Białegostoku przyjechał minister spraw wewnętrznych Bartłomiej Sienkiewicz. Zapowiedział on bezwzględną walkę państwa z "degeneratami", którzy atakują ludzi z powodu ich odmiennego koloru skóry lub odmiennej religii.

- Uruchomimy wszelkie środki, aby tego typu sytuacje już więcej się nie powtórzyły - zapewniał. Poinformował też o stworzeniu specjalnego zespołu, który ma zająć się ściganiem sprawców. Minister przyznał, iż dotychczas wszystkie te przypadki były traktowane rutynowo, jako pojedyncze incydenty, teraz śledczy uznają je za falę ataków na tle rasistowskim.

Minister spotkał się także z rodziną Kowalczyków, podobne spotkanie odbył także prezydent Białegostoku. Prezes Spółdzielni Mieszkaniowej Słoneczny Stok wyznaczył zaś 10 tys. zł nagrody za wskazanie sprawców podpaleń. Zobowiązał się też do wstawienia na koszt spółdzielni drzwi.
- Sprawę podpaleń obu mieszkań traktujemy priorytetowo - zapewnia podinsp. Andrzej Baranowski, rzecznik prasowy podlaskiej policji. - Za wcześnie mówić jednak o stawianiu zarzutów wobec określonych osób.

Podobne zapewnienia słyszeliśmy także półtora roku temu po serii ataków rasistowskich w naszym regionie: pomazaniu tablic dwujęzycznych w okolicach Puńska, Bielska Podlaskiego i Hajnówki, pomalowaniu pomnika Żydów zamordowanych w Jedwabnem i podpalenia meczetu w Białymstoku. Mimo starań sprawców nie ujęto.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna