MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Chory musi mieć PESEL. Bo NFZ nie zapłaci

luk
archiwum
Do szpitali trafiają pacjenci bez jakichkolwiek dokumentów.

Do szpitala MSW w Białymstoku trafił nieprzytomny około 30-letni mężczyzna bez żadnych dokumentów. Jego stan był bardzo ciężki, po zatrzymaniu akcji serca. Kiedy lekarze na oddziale intensywnej terapii ratowali mu życie, pracownicy szpitala ustalali jego tożsamość. Bez dokumentów potwierdzających dane i ubezpieczenie chorego NFZ bowiem nie zapłaci za leczenie. A ratowanie takiego pacjenta kosztuje kilkadziesiąt tys. zł.
Pacjent trafił do szpitala dwa tygodnie temu.

- Uruchomiliśmy wszelkie procedury, jakie się w takim momencie uruchamia - mówi Artur Wnuk, rzecznik szpitala. - Powiadomiliśmy policję, która swoimi drogami starała się dojść, kim jest ten mężczyzna. Bezskutecznie. Nikt tego człowieka nie szukał.
Gdy po kilkunastu dniach nadal nie było wiadomo, kim jest pacjent, z którym nie ma żadnego kontaktu, informacje o poszukiwaniach jego bliskich pojawiły się w mediach.

- Udało się dzięki temu odnaleźć rodzinę pacjenta, z którą mężczyzna nie utrzymywał kontaktu - mówi Artur Wnuk. - Znamy już jego dane, nie wiemy jednak, czy jest ubezpieczony. Pacjent sam nie może nam podpisać takiego oświadczenia. Dlatego został zgłoszony do ubezpieczenia przez naszego pracownika socjalnego.

To rozwiązuje problem opłacenia leczenia przez NFZ.
- Jeśli nie są znane dane pacjenta, to problemem nie jest to, że NFZ nie może zapłacić za jego leczenie, ale to, że świadczeniodawca nie może go nam sprawozdać do rozliczenia, bo do tego konieczny jest PESEL - wyjaśnia Małgorzata Jopich z podlaskiego oddziału NFZ. - Fundusz natomiast płaci od razu za pacjentów sprawozdanych.

Choć opisywany przypadek był wyjątkowy, ponieważ tożsamość chorego była ustalana bardzo długo, to pacjenci bez dokumentów i bez nazwiska co jakiś czas trafiają do szpitali.
- Przeważnie w ciągu dwóch-trzech dni udaje się tę tożsamość ustalić - mówi Artur Wnuk.
Podobnie jest w białostockim szpitalu klinicznym.

- Jeszcze się nie zdarzyło, aby nie udało się nam ustalić danych pacjenta - mówi Katarzyna Malinowska-Olczyk, rzecznik Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku. - Najdłużej ustalaliśmy tożsamość pacjenta przez dwa tygodnie, ale się udało. Zawsze, gdy trafia do nas taki chory, sprawą zajmuje się pielęgniarka socjalna. Szuka znaków szczególnych, wszelkich dokumentów, które mogłyby ułatwić identyfikację. Prowadzi swoją kartotekę. Gdy są to osoby młode, najczęściej szuka ich rodzina lub bliscy, a jednym z miejsc poszukiwań jest właśnie szpital. Gorzej, gdy jest to osoba starsza i samotna.

Zdarza się, że osoba określana jako NN jest np. bezdomna, a po jakimś czasie ponownie trafia do szpitala. Wtedy, choć nie ma dokumentów, może być zidentyfikowana po znakach szczególnych, opisanych podczas wcześniejszego pobytu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna