Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ci strażacy na każdym dyżurze ratują czyjeś życie

Urszula Bisz
Jako pierwsi pomogli właścicielowi kantoru, który został wczoraj postrzelony. Kilka dni wcześniej wyprowadzili mężczyznę z pożaru. Ci strażacy mają pełne ręce roboty.

Już tak się składa, że jak dzieje się coś ważnego, akurat pracuje nasza zmiana - śmieje się młodszy brygadier Dariusz Wojtecki, dowódca pierwszej zmiany w Jednostce Ratowniczo-Gaśniczej nr 1 w Białymstoku.

Tak było i ostatnio. Wczoraj rano dopiero zaczynali pracę, gdy dowiedzieli się, że blisko ich siedziby na skrzyżowaniu ulic Warszawskiej i Sienkiewicza w Białymstoku doszło do napadu. Nie znali szczegółów. Wiedzieli tylko, że mają ze sobą zabrać torbę medyczną.

Stał z przestrzeloną stopą
- Na miejscu zauważyliśmy dosyć duże zbiegowisko ludzi - opowiada Wojtecki. - Jedna osoba była trzymana na chodniku w pozycji leżącej. Zapytaliśmy się, kto potrzebuje pomocy, bo tego na początku nie było widać. Po chwili odezwał się mężczyzna stojący w tłumie: To ja. Noga mnie boli.

Mężczyzna miał zakrwawioną prawą stopę. Strażacy poprosili go, żeby usiadł na schodkach przy banku. Podłożyli gumową podkładkę. Zdjęli mu but, skarpetę i zobaczyli ranę postrzałową. Opatrzyli ją. Na szczęście rana nie krwawiła mocno. Co dziwne, mężczyzna narzekał nie tyle na ból stopy, co na obolałe ramię, w które prawdopodobnie został porażony paralizatorem. Strażacy okryli go kocem, uspokoili, a następnie przekazali ekipie pogotowia, zdziwionej informacją o ranie postrzałowej.

Wyprowadzony z płonącego mieszkania
To jednak tylko jeden z licznych przykładów sytuacji, z jakim radzili sobie strażacy z pierwszej zmiany w JRG nr 1 w Białymstoku. Na swojej poprzedniej służbie, w piątek, ratowali z pożaru mężczyznę (pisaliśmy o tym w poniedziałkowym wydaniu "Współczesnej"). Pożar wybuchł ok. godz. 21 w mieszkaniu na 3 piętrze w bloku przy ul. Mieszka I. Gdy strażacy przyjechali na miejsce, w jednym z okien był widoczny ogień, a w drugim dało się zauważyć mężczyznę. Do środka weszło dwóch strażaków w aparatach oddechowych - młodszy ogniomistrz Jarosław Jefimiuk i aspirant Artur Markow. To oni wyprowadzili ze środka właściciela mieszkania. Potem przejęli go koledzy, a następnie ekipa karetki. Na szczęście nic mu się nie stało. Jak się okazało, palił się garnek z parafiną i elementy wyposażenia kuchni. Pożar udało się szybko opanować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna