Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dajmy im spocząć w pokoju

Konrad Kruszewski [email protected]
sxc.hu
Czy istniała nadzieja, że Ta Śmierć nas połączy? Przynajmniej tyle, bo, że pojedna, byłoby zbyt wielkim oczekiwaniem. Czy zatem była taka szansa? Jeśli tak, to prawdopodobnie została zmarnowana. Obym się mylił.

Kiedy zobaczyłem pierwszy wpis na forum internetowym "Gazety Współczesnej", pod pierwszą informacją o Tragedii, wiedziałem, że oczekiwanie jedności w chwili narodowego dramatu będzie oczekiwaniem ponad miarę. Nie zacytuję tego wpisu, bo się do tego nie nadaje. Podobnie jak setki wpisów następnych. Znaczna część internautów potraktowała Tragedię jako doskonały moment do ujścia dla swoich frustracji, obrzucenia wyzwiskami swoich przeciwników, siebie nawzajem, a niekiedy nawet Zmarłego. Przy czym ani przynależność partyjna, ani wyznawany światopogląd nie miały w tym wypadku znaczenia. Wszyscy zaczęli się okładać wyzwiskami równo, tak że ledwo nadążaliśmy z kasowaniem najbardziej haniebnych.

Przez jakiś czas łudziłem się, że istnieją dwie Polski. Jedna w realu, ta, którą pokazują telewizory, w żałobie i druga w online, na forach internetowych, w chorym zacietrzewieniu. Z czasem jednak zacząłem wyczuwać, że mogę się mylić. Że ten podział nie musi być taki oczywisty. Może być przecież i tak, że ci sami ludzie, którzy na co dzień, w świetle dziennym, pokazują, jak "przeżywają" tragedię, wchodzą potem na fora internetowe, by anonimowo nurzać się w nocy nienawiści.

Wtedy też zacząłem podejrzewać, że te frustracje gromadzone w internecie mogą, niestety, z tego internetu się wylać na światło dzienne. Tym bardziej że grunt pod to zaczął być tworzony przez polityków. Zarówno tych w garniturach, jak i, niestety, tych w sutannach. Pojawiły się pierwsze oskarżenia, teorie spiskowe, a nawet żal, że przecież to, co wydarzyło się w sobotę, mogło wydarzyć się w środę, kiedy do
Katynia leciał premier.

Aż stało się. Ktoś zaproponował, Ktoś podjął decyzję, Ktoś jeszcze się z nią zgodził, żeby ciało prezydenta Lecha Kaczyńskiego pochować w krypcie wawelskiej. Od razu zaznaczę, że nie mam zamiaru wypowiadać się, czy jest to właściwe miejsce. Nic mi do tego. Nie uzurpuję sobie żadnego prawa, aby dopominać się o wypełnienie jakiejś mitycznej woli narodu, który nie chce, a może chce, tego miejsca do prezydenckiego pogrzebu.

Nie jest to też pora na ocenianie tego, czy Lech Kaczyński zasłużył na to miejsce. Nie wydają mi się na miejscu również rozważania o tradycji wawelskich pochówków, o ich historyczności, czy też o tym, że prezydenci powinni być chowani w Warszawie a nie na Wawelu. Na pewno nie będę miał (a takie dylematy ma jeszcze przed pogrzebem wielu obywateli) problemów z wytłumaczeniem swojemu dziecku, dlaczego Lech Kaczyński spoczywa w krypcie wawelskiej. Poradzę sobie i nie będę w tym celu musiał korygować podręczników historii.

Chcę zwrócić tylko uwagę osobom (osobie?), które za tą decyzją stoją: Nie przemyśleliście tego. Wierzę (choć przychodzi mi to z trudem), że za tym wyborem nie stały kalkulacje polityczne, tylko rzeczywista chęć uhonorowania tragicznie zmarłego prezydenta i jego małżonki. Czasami jednak dobre intencje nie wystarczą. Trzeba potrafić przewidzieć ich konsekwencje. Nie było to trudne.

A stało się zgodnie z przewidywaniami. Polacy zamiast w skupieniu przeżywać narodowy dramat, skoczyli sobie do gardeł. Powód: Czy prezydent Kaczyński zasłużył na kryptę wawelską? Czy może leżeć obok królów? I nikt się już nawet nie zastanawia, czy nad trumną wypada stawiać takie pytania.
Polska została podzielona jeszcze w trakcie trwania żałoby. Nie byliśmy w stanie wytrzymać nawet tygodnia. Nawet tyle co kibole Wisły i Cracovii, którzy nad grobem Jana Pawła II przysięgli sobie wieczystą zgodę i w tej zgodzie wytrwali zaledwie tydzień. Myśmy nawet tyle nie potrafili.

Jeżeli za decyzją wawelską stały wyłącznie dobre intencje, to nietrudno było przewidzieć, że wcale dobrej pamięci Zmarłego się nie przysłużą. Wyrządziły tej pamięci krzywdę. Jeżeli zaś były to kalkulacje polityczne, to nie znajduję słów, żeby sensownie to skomentować. Wydaje mi się, że chyba nie ma nawet takich słów, które byłyby dostatecznie mocne.

Tumult, niestety, już się rozpoczął. Gdybym miał taką moc, żeby go zatrzymać, zaapelowałbym do przeciwników pochowania Prezydenckiej Pary na Wawelu, żeby sobie odpuścili. Ale mój apel nie ma żadnej mocy.

Mimo tego proszę: Dajmy im i pozostałym ofiarom spocząć w pokoju.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna