Administrujący Kanałem Augustowskim Regionalny Zarząd Gospodarki Wodnej w Warszawie nie zadbał jednak o odpowiednie zabezpieczenie jazu. - A przepisy są w tym przypadku jednoznaczne - mówi nasz Czytelnik, który zwrócił uwagę na tę sprawę.
Do tragedii, o której wielokrotnie pisaliśmy, doszło dwa miesiące temu przy śluzie Dębowo. Silny nurt ściągnął do jazu tratwę, na której było kilkoro turystów. Część z nich wpadła do wody. Jedna osoba utonęła.
Tymczasem - według rozporządzenia ministra środowiska z 2007 r. - przed upustami wody trzeba montować boje i tablice ostrzegające, że przekroczenie wyznaczonej przez nie linii może skończyć się porwaniem przez nurt. W Dębowie czegoś takiego nie było.
- Remontując jaz w 2012 r., zapomniano o tym - podsumowuje nasz Czytelnik.
Jednak RZGW w Warszawie nie poczuwa się do winy.
- W kwietniu szlak żeglugowy był zamknięty i każdy, kto wtedy wypływał, czynił to na własne ryzyko - twierdzi Urszula Tomoń, rzecznik tej instytucji.
Dodaje, że śluzy oznakowane są tylko w sezonie, a w kwietniu pojawił się dodatkowy problem - wysoki stan wód. Zwiększając przepływ przez jaz, chciano jak najszybciej pozbyć się z okolicy nadmiaru wody, która groziła zalaniem pól. Gdyby nawet przed śluzą pojawiły się tzw. łapacze (siatki, liny), zostałyby porwane przez wodę, niosącą m.in. spore kawałki drzew.
Sprawę tragedii wciąż bada augustowska prokuratura. Wyjaśniana jest też kwestia zabezpieczenia śluzy. Decyzje dotyczące dalszego biegu śledztwa mają zapaść w lipcu.
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?