Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dla szefa jestem gorszym sortem

Martyna Tochwin
Teresa Kochańska od 25 lat pracuje jako sprzątaczka w Zespole Szkół w Sidrze. Twierdzi, że jest ofiarą dyrektora, który nie tylko ją dyskryminuje, ale też mobbinguje.
Teresa Kochańska od 25 lat pracuje jako sprzątaczka w Zespole Szkół w Sidrze. Twierdzi, że jest ofiarą dyrektora, który nie tylko ją dyskryminuje, ale też mobbinguje. Martyna Tochwin
Brak odzieży roboczej, machlojki przy urlopach, pomijanie przy nagrodach - takie zarzuty wobec dyrektora szkoły w Sidrze wysuwa sprzątaczka Teresa Kochańska. Dyrektor: to mobbing!

Dyrektor powiedział, że mi nie daruje. Wiem, że teraz będzie szukał na mnie haków. Już na każdym kroku mnie kontroluje, żeby tylko móc się do czegoś przyczepić - rozpacza Teresa Kochańska. Jest sprzątaczką w Zespole Szkół w Sidrze, małej gminnej szkole w powiecie sokólskim. Pracuje na tym stanowisku od 25 lat. Niestety, od jakiegoś czasu sama myśl o tym, że jutro znów musi iść do pracy, przyprawia ją o ból głowy.

- Pan dyrektor mnie dyskryminuje. Jestem traktowana gorzej, niż dwie inne sprzątaczki - żali się.

Zarzutów do szefa ma wiele. Nieprawidłowe naliczanie urlopów, brak odzieży i obuwia do pracy, czy choćby pomijanie przy wręczaniu nagród finansowych z okazji Dnia Edukacji Narodowej.

- Nie miałam pojęcia, że inne sprzątaczki na 14 października dostały nagrody. Dowiedziałam się o tym zupełnie przypadkowo. Co więcej, okazuje się, że takie nagrody omijały mnie przez kilka lat. Gdzie tu sprawiedliwość i równe traktowanie wszystkich pracowników? - pyta wzburzona.

- Nagroda dyrektora jest sprawą uznaniową - tłumaczy Zdzisław Romanowicz, dyrektor Zespołu Szkół w Sidrze. - A w mojej opinii pani Kochańska na nią nie zasługuje. Dlaczego? Bo źle wywiązuje się ze swoich obowiązków. Sprząta niechlujnie.

Kłopotliwy wnuk i... ślimaki

Na dowód swoich słów przytacza sytuację sprzed kilku tygodni, gdy Kochańska sprzątała salę lekcyjną po imprezie choinkowej: - Nie dość, że ławka była zatłuszczona, to jeszcze były na niej ślady zaschniętego wosku - opowiada dyrektor.

Postanowił wtedy, że klasa nie będzie miała lekcji w tej sali, a w innej - według niego wysprzątanej dobrze.

- Pan dyrektor mnie oczernia - ripostuje kobieta. - Klasa była czyściutka, a plamka wosku rzeczywiście była, ale tylko jedna i malutka, dosłownie kropeczka. Afera była więc zupełnie niepotrzebna. Poza tym, pan dyrektor upokorzył mnie przed nauczycielką i dziećmi, które stały pod klasą i były świadkami całego tego zajścia.

Kością niezgody między dyrektorem a sprzątaczką są też urlopy. Teresa Kochańska mówi, że jej koleżanki rocznie mają nawet po 50 dni urlopu, podczas kiedy ona ma tyle, ile przewiduje kodeks pracy, czyli 26.

- Dni wolne, czy zwolnienie na kilka godzin do lekarza ja zawsze muszę wpisywać do listy obecności. Ale tych dwóch innych sprzątaczek już to nie obowiązuje! Zdarzały się takie sytuacje, że te panie przychodziły do pracy i za chwilę wychodziły np. na rynek, żeby kupić kury - opowiada.

- Tamte panie miały po prostu zaległe urlopy, które musiały wykorzystać - tłumaczy dyrektor. - Poza tym, to pani Kochańska notorycznie opuszcza swoje miejsce pracy bez zezwolenia. Kiedy chce wychodzi sobie do sklepu, albo w godzinach pracy zbiera ślimaki, które potem sprzedaje. Co gorsza, trzyma je potem w wiaderku w swoim pokoju. Albo takie sytuacje, gdy zamiast pracować, zajmuje się swoim wnukiem, którego podrzuca jej córka.

Teresa Kochańska nie zaprzecza, jakoby takie sytuacje nie miały miejsca. Ale nie widzi w tym nic złego.

- Wszyscy tak u nas robią - tłumaczy. - Co złego jest w tym, że zbieram ślimaki? Nie robię tego przecież kosztem swojej pracy, tylko wtedy, gdy mam wolną chwilę. Poza tym nie opuszczam terenu szkoły, bo zbieram ślimaki tylko wokół budynku. A jeśli chodzi o wnuka, to to już jest szukanie dziury w całym. Do innych mogą przychodzić, tylko do mnie nie?! Bo tylko mój wnuk kłuje pana dyrektora w oczy?!

Sprzątaczka mnie mobbinguje!

Dyrektor Romanowicz - zapytany o mobbing - nie tylko odpiera ten zarzut, ale z całą stanowczością przekonuje, że to on jest mobbingowany przez swoją pracownicę.

- Nazywa mnie złodziejem, wyzywa od skurwysynów - wylicza. - Poza tym, gdy prosi mnie o zwolnienie na kilka godzin z pracy, bo musi jechać do lekarza, to nawet nie czeka, czy jej pozwolę, czy nie, tylko zabiera się i wychodzi. Samowolnie opuszcza miejsce pracy. To co to jest? Nie mobbing właśnie?

Poirytowany dodaje, że z Teresą Kochańską bez przerwy są problemy. Bo jego zdaniem, jest osobą konfliktową i roszczeniową. Kiedyś nawet wpisał jej naganę do akt osobowych. Ale to było kilka lat temu. I chociaż dyrektor twierdzi, że mógłby bez przerwy w taki sposób karać sprzątaczkę, już tego nie robi. Według niego, to i tak nie miałoby sensu, bo nie przynosi żadnego pozytywnego rezultatu.

- Znosiłem to wszystko cierpliwie ze względu na mamę pani Teresy. Ona też kiedyś pracowała w naszej szkole jako sprzątaczka i to właśnie na jej prośbę zatrudniłem córkę. A prawda jest taka, że już dawno powinienem rozliczyć się z panią Kochańską - podkreśla dyrektor.

Bolączką sprzątaczki jest też brak obuwia i odzieży roboczej. Przekonuje, że niemal w ogóle nie dostaje butów, czy ocieplacza niezbędnego np. do odśnieżania podwórka wokół szkoły. Ale, co gorsza, narzeka też na to, że zwyczajnie nie ma czym sprzątać.

- Rękawic do szorowania ubikacji nie widziałam od lat. Sedesy myję gołymi rękoma - żali się Kochańska.

- W 2012 roku wszystkie panie sprzątaczki otrzymały fartuchy i obuwie - wyjaśnia dyrektor podsuwając nam pod nos druczki z pokwitowaniem odbioru. - Dostają też ocieplacze do pracy na zewnątrz. Mają wszystko, co jest im potrzebne. Jakoś tak się dziwnie składa, że tamte panie mają czym sprzątać, tylko pani Kochańska wiecznie narzeka - podkreśla Romanowicz.

Jego słowa potwierdzają dwie sprzątaczki, z którymi rozmawiamy. Twierdzą, że niczego im nie brakuje. Mają otwarty rachunek w miejscowym sklepie.

- I gdy czegoś nam brakuje, idziemy i kupujemy - przekonują.

- Jak to wszystko mają? -nie dowierza Teresa Kochańska. - A jak poszłam do nich po gumowe rękawice, to powiedziały, że nie mają. Więc gdzie leży prawda?

Świadkowie bez głosu

Konflikt między sprzątaczką a dyrektorem na dobre wybuchł na przełomie grudnia i stycznia. Wtedy Kochańska nie wytrzymała i o wszystkich nieprawidłowościach powiadomiła Państwową Inspekcję Pracy. Jednak kontroler, który badał sprawę przez kilka dni, nie dopatrzył się w działaniu dyrektora prawie niczego nagannego. Z jego pisma skierowanego do Teresy Kochańskiej jasno wynika, że jedyny zarzut, który się potwierdził, to niewypłacanie ekwiwalentu za pranie szkolnych firanek w domu. Inspektor zapowiedział, że wystąpi do Romanowicza o jego naliczenie i wypłacenie.

Co ciekawe, podczas kontroli rozmawiał jedynie z dwiema sprzątaczkami, które obalały wszystkie zarzuty Kochańskiej. A nie wziął pod uwagę nikogo, kto potwierdziłby jej słowa.

- Mam duży żal do inspektora - mówi rozżalona kobieta. - W ogóle nie stanął po mojej stronie. Przesłuchał tylko dwie sprzątaczki, które murem stoją za dyrektorem. One nie powiedziały złego słowa przeciwko niemu, bo mają dobrze. Nie rozumiem, dlaczego inspektor nie chciał wysłuchać moich świadków.

Nam udało się porozmawiać z kilkoma zatrudnionymi w szkole osobami, które bronią sprzątaczki.

- Mogę przysiąc, że pani Teresa sprząta najlepiej. W jej rewirze zawsze jest najczyściej. Wiem, że jest traktowana przez dyrektora gorzej niż inne panie, bo to widać na każdym kroku - mówi jeden z naszych rozmówców, który w obawie przed zemstą dyrektora prosi o zachowanie anonimowości.

O wynikach kontroli próbowaliśmy porozmawiać z inspektorem, który badał sprawę. Ale odesłał nas do rzecznika PIP.

- Mogę jedynie powiedzieć, że dla każdego inspektora najważniejsze jest dobro pracownika - zapewnia Krzysztof Rezanow, rzecznik prasowy PIP w Białymstoku.

Zdzisław Romanowicz twierdzi, że nie zamierza się mścić na sprzątaczce. Ani szukać na nią haków, żeby móc zwolnić z pracy. W tym roku dyrektor przechodzi na emeryturę i nie chce kończyć kariery w atmosferze skandalu. Chociaż zdaje sobie sprawę, że konflikt może mieć ciąg dalszy. Teresa Kochańska rozważa bowiem złożenie pozwu do sądu, przeciwko dyrektorowi, o mobbing.

- Na razie napisałam zażalenie na wyniki kontroli PIP. Zobaczymy, co będzie dalej. Ale ja tego tak nie zostawię. Mam świadków, którzy potwierdzą moje słowa i to, jak mnie traktuje dyrektor - deklaruje kobieta.

Teresa Kochańska pracuje jako sprzątaczka w Zespole Szkół w Sidrze w powiecie sokólskim. Po tym, jak oskarżyła dyrektora o mobbing i nasłała na niego kontrolę z Państwowej Inspekcji Pracy boi się, że szef będzie się na niej mścił. Tym bardziej, że miał powiedzieć jej prosto w twarz, że nie daruje jej tego, co zrobiła.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna