Przygotowania do Euro 2008 przebiegały w zupełnie innej atmosferze, niż za czasów Jerzego Engela oraz Pawła Janasa. Przed mistrzostwami świata w Korei i Japonii, już po samych nominacjach do kardy, Engel znalazł się na straconej pozycji. Tkwił w megalomanii, uśmiechał się na lewo i prawo, pisał książki, a w Azji musiał przełknąć gorzką pigułkę. Z kolei Janasa przed mundialem w Niemczech dopadła jakaś niewytłumaczalna choroba. Stracił kontakt z rzeczywistym światem i sprawiał wrażenie człowieka szalonego.
W przeciwieństwie do swoich poprzedników, Leo Beenhakker potrafił stworzyć nad zespołem sprzyjającą aurę. Nie uniknął krytyki, ale była ona niczym w porównaniu do tego, co spotkało Engela i Janasa.
Syndrom zwycięzców
Holender zasłużył na przychylne słowa. Za jego kadencji nasi piłkarze grali w eliminacjach futbol, jakiego nie widzieliśmy od lat. Leo doprowadził do sytuacji, że nie musieliśmy drżeć z obawy przed meczami z takimi potęgami jak Portugalia czy Serbia.
Już w trakcie samych przygotowań do mistrzostw każdy trening był rozpisany w najdrobniejszym szczególe. U Beenhakkera nie ma miejsca na przypadek, a wszystkie decyzje są dokładnie analizowane. I wszystkie spotykają się z pełną akceptacją piłkarzy. Dawno w polskiej reprezentacji nie było szkoleniowca darzonego takim autorytetem jak Holender.
Nigdy nad formą piłkarzy nie pracowało też tylu fachowców - trenerów, lekarzy, fizjologów, specjalistów od diety. Oni mają sprawić, że Polacy wreszcie nie będą człapać po boisku i oddychać "rękawami", a bez zbędnego wysiłku wytrzymają trudy kilku morderczych pojedynków. To biało-czerwoni mają zabiegać przeciwników.
Zmienili się sami zawodnicy. Nabrali wiary we własne umiejętności. Beenhakker zaszczepił w nich syndrom zwycięzców. Oni dzisiaj wiedzą, że potrafią grać i wygrywać nawet z najsilniejszymi drużynami na świecie.
Biało-czerwoni są również żądni rewanżu. Po nieudanych mundialach w Korei i Niemczech pragną skończyć z porażkami. Już w pierwszym meczu na Euro zmierzą się z Niemcami. Z nimi mają szczególne rachunki do wyrównania. Polacy zrobią wszystko, żeby zmazać koszmar po minimalnej przegranej (0:1) sprzed dwóch lat z Dortmundu.
Nasi najbardziej doświadczeni gracze są również świadomi, że dla wielu z nich to może być ostatnia szansa, aby zaistnieć na europejskim rynku. Michał Żewłakow, Maciej Żurawski i Jacek Krzynówek mają po 32 lata. Jacek Bąk - już 35. Większość z kadrowiczów walczy o nowe kontrakty. Gdzie dostaną lepszą szansę pokazania się, niż na mistrzostwach Europy?
Kibice pomogą
Zostaje jeszcze jeden atut polskiej reprezentacji. Kibice. Do Austrii i Szwajcarii nie jest daleko i na Euro wybierają się dziesiątki tysięcy fanów biało-czerwonych.
Wprawdzie na mundialu w Niemczech również nie brakowało sympatyków futbolu znad Wisły, ale teraz niemal wszyscy zarażeni są falą ogromnego entuzjazmu. Przed dwoma laty podczas ostatniego meczu na mistrzostwach świata z Kostaryką (2:1) kibice - poza dopingowaniem piłkarzy - koncentrowali się na wulgarnych przyśpiewkach pod adresem PZPN-u, prezesa Michała Listkiewicza i Pawła Janasa. Teraz Beenhakker jest dla nich bohaterem narodowym. To oczywiście może bardzo szybko ulec zmianie, ale póki co, wiara w Holendra i sukces na Euro jest potężna.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?