Dmuchnęło mu w ogon

Dariusz G., student z rzeszowskiej politechniki, wystartował w czwartek z lotniska na Krywlanach kilka minut przed godz. 15. Szybowiec, podczepiony do samolotu, osiągnął wysokość 600 metrów. Wówczas odczepiono linę łączącą oba statki powietrzne. Chwilę potem szybowiec zaczął tracić wysokość. Siedzący za sterami Dariusz G. postanowił wylądować awaryjnie na terenie Politechniki Białostockiej. Wypatrzył pusty trawnik i parking znajdujący się obok Wydziału Mechanicznego.
- Widocznie stracił wiatr, a potem, gdy zaczął obniżać lot, dmuchnęło mu w ogon - dywagują jego koledzy z Aeroklubu Białostockiego. - Chyba chciał się zmieścić na trawie, ale mu się nie udało. Wpadł na beton, przekręciło go na bok. Całe szczęście, że nie uderzył w budynek.
Dariusz G. wyszedł z szybowca o własnych siłach. Lekarzom z karetki pogotowia powiedział, że czuje się dobrze. Został jednak przewieziony do szpitala na oddział neurologiczny, gdzie przeszedł badania lekarskie i pozostał na obserwacji.
W szybowcu połamał się ogon, uszkodzone zostało skrzydło, kabina pilota i podwozie. Ze wstępnych ustaleń wynika, że szybowiec został zniszczony w 50 proc. Był ubezpieczony. Miejsce wypadku zabezpieczyli strażacy. Sprawą zajmie się Okręgowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych, która ustali okoliczności i przyczyny awaryjnego lądowania.
Dariusz G. latał na szybowcach od dwóch lat. Nie miał wielu 'wylatanych" godzin i nie zdobył jeszcze licencji pilota. Białostocka policja wszczęła postępowanie w sprawie wypadku.
Białostocki aeroklub ma trzy 'Puchacze" oraz kilka innych szybowców. Są sprawdzane przed każdym lotem. Po 50, 100, 500 godzinach lotu przeprowadzane są przeglądy, po 1000 - remont szybowców bez względu na to, czy są usterki, czy nie.