Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Dolina Śmierci pokonana. Wystarczyło 45 godzin, 11 minut i 10 sekund

Anna Kopeć
Łapianin dokonał niemożliwego. Morderczą trasę w palącym słońcu Kalifornii pokonał dokładnie w 45 godzin, 11 minut i 10 sekund - prawie 3 godziny przed limitem upływu czasu.
Łapianin dokonał niemożliwego. Morderczą trasę w palącym słońcu Kalifornii pokonał dokładnie w 45 godzin, 11 minut i 10 sekund - prawie 3 godziny przed limitem upływu czasu. Jakub Górajek
Bieg przez 217 kilometrów, na różnych wysokościach, w temperaturze ponad 50 stopni Celsjusza nawet dla najzdrowszych to ekstremalne warunki. Taki maraton ukończył właśnie Dariusz Strychalski, niepełnosprawny sportowiec z Łap.

Wszystko jest możliwe, trzeba tylko czegoś bardzo chcieć, a można dokonać rzeczy niezwykłych. Wystarczy umieć przekroczyć swoje granice - mówi skromnie o swoim wyczynie Darek Strychalski z Łap. Przebiegł właśnie najtrudniejszy górski ultramaraton świata w Dolinie Śmierci w USA.

Przeszedł już jedną "Dolinę Śmierci"

Dariusz Strychalski niewątpliwie należy do najmocniejszych ludzi na świecie. Nie tylko pod względem fizycznym, ale i psychicznym. Jego niezwykła siła charakteru, zarażający optymizm w połączeniu z pokorą i niecodzienną skromnością zadziwiają. Choć powodów do załamania i wycofania z normalnego życia miał niemało.

Był normalnym, zdrowym dzieckiem, aż do momentu tragicznego wypadku. Kiedy miał osiem lat potrąciła go ciężarówka. Lekarze nie dawali mu szans na przeżycie. Przeszedł trzy trepanacje czaszki, przez dwa miesiące był w śpiączce, trzy miesiące przeleżał w szpitalu. Kiedy się obudził, nie poznawał rodziców.

Dziś 39-letni Darek nie chce wracać do tych tragicznych wydarzeń. Przeszedł kilka skomplikowanych operacji i długotrwałą rehabilitację. Nie odzyskał już pełnej sprawności. Po wypadku został mu niedowład prawej części ciała. Ma krótszą nogę, przykurcz prawej ręki i niedowład prawej nogi, niedowidzi na lewe oko. To mu jednak nie przeszkadza, by brać udział w najtrudniejszych zawodach. Stale udowadnia, że niepełnosprawność można pokonać.

- Przygoda z bieganiem zaczęła się kiedy byłem w technikum. Zupełnie przypadkiem. Chciałem zrzucić trochę kilogramów. Rower mi się popsuł. Postanowiłem trochę pobiegać. Spodobało mi się. Rower do dziś stoi nie ruszany - opowiada Darek.

Początkowo bieganie traktował to jak hobby. Później przerodziło się to w pasję. Jest samoukiem, nie korzysta z porad żadnego trenera, ani dietetyka. - Dziś to znacznie więcej. To sposób na życie - stwierdza rzeczowo Darek. Znalazł lek, dzięki któremu może normalnie żyć. Zaczął biegać, by ze swoją niepełnosprawnością nie zamykać się w czterech ścianach. Mimo wielu przeciwności jest wytrwały, silny i mocny. Wie, że bez pracy, systematyczności i ogromnego wysiłku, nic nie osiągnie. Reżim jaki sam sobie narzucił bardziej przypomina trening mistrza olimpijskiego, niż niepełnosprawnego, kuśtykającego amatora. Systematyczna praca wyniosła go ponad przeciętność.

Od kilku lat startuje w biegach dla zdrowych sportowców. Także międzynarodowych. Kończy je na bardzo wysokim poziomie. I stale podnosi sobie poprzeczkę. 34 maratony i około 19 ultramaratonów, w tym Legendarny Spartathlon, bieg na 320 kilometrów na trasie Wiedeń-Bratysława-Budapeszt, multimaratony górskie Swiss Alpine na 220 kilometów czy Ultima Frontera na 160 kilometrów.

- Tych zawodów było tyle, że w końcu przestałem liczyć. Najmilej jednak wspominam te najtrudniejsze - przyznaje.
Przekuć porażkę w sukces

Oprócz niebywałej siły fizycznej i charakteru Darek ma także marzenia. Jednym z nich był Badwater - ultramaraton na 217 kilometrów. Ale to nie dystans jest tu najtrudniejszy, a otoczenie. Trasa wiedzie przez słynną Doliną Śmierci w Kalifornii, a bieg odbywa się latem, kiedy temperatura nierzadko przekracza 55 stopni Celsjusza. Jakby tego było mało, zawodnicy startują z poziomu 86 metrów poniżej poziomu morza, a meta znajduje się na wysokości 2500 metrów nad poziomem morza. Darek postanowił wystartować w tym morderczym begu w 2012 roku. Dobiegł do 72 mili, ale doznał udaru słonecznego. Mimo to dobiegł na metę, ale ze sporym opóźnieniem.

- Powiedziałem sobie, że muszę tu wrócić i pokonać tę porażkę - mówi Darek.

Dotrzymał słowa. Wrócił w tym roku. Choć ta wyprawa kosztowała go wiele wyrzeczeń. Nie tylko musiał się dobrze przygotować fizyczne, ale i finansowo. Żeby móc trenować w pracy wziął bezpłatny urlop. Zaczął szukał sponsora. Nie znalazł.

- Ogłosiłem zbiórkę na portalu Polak potrafi. Udało się zebrać nawet trochę więcej niż planowałem. Dziękuję z całego serca tym, którzy pomogli spełnić mi moje marzenia - mówi Darek.

Do Stanów Zjednoczonych wyleciał z ekipą już na początku lipca. Miał czas na aklimatyzację, treningi w piekielnym słońcu Kalifornii. Udało się. - Na metę jeszcze wbiegłem, choć byłem totalnie wykończony. Chyba nie uświadamiałem sobie, że coś takiego mi się udało. Dotarło to do mnie dopiero po dwóch dniach - opowiada Darek. - Szczęście było nieopisane.

Mówi się, że Badwater to więcej niż wyścig. To więcej niż miejsce. To droga życia. Wyzwanie dla mistrzów. Na ultramaraton w Dolinie Śmierci porywają się tylko najlepsi biegacze, triathloniści, rajdowcy i alpiniści z całego świata. Jest spora selekcja. Zawodnicy muszą przejść kwalifikacje w innych ultramaratonach. Na starcie staje tylko 99 sportowców. W tym roku wśród nich był niepozorny, skromny sportowiec z Łap, ale też inni Polacy: Zbigniew Malinowski z Kołobrzegu i Dariusz Łabudzki z Sandomierza.

Droga do zwycięstwa przez mękę

Na 217 kilometrach nie brakowało momentów zwątpienia. 40 kilometrów przed metą Darek upadł wykończony na rozgrzany piach. - Nie miałem siły, nogi były jak z waty, głowa ciężka jak z betonu, nie kontrolowałem własnego ciała. Organizm potrzebował pożywienia, ale głowa strajkowała i nie pozwalała mi nic przełknąć - opowiada Darek.

Chłopaki z ekipy karmili go jak dziecko. Darek słabł, wymiotował, miał halucynacje. Wtedy pomógł mu Mikołaj Kowalski-Barysznikow, który czytał mu dopingujące wpisy internatów: "Biegniemy z Tobą, aż do mety!" "Nie daj się!" Darek wstał i pobiegł.

- Ten bieg wycisnął ze mnie łzy. Kiedy po wielu godzinach wspinaczki pod Mt.Whitney, tuż pod jej szczytem w końcu ujrzeliśmy metę, rozkleiłem się na amen. Mogłem tylko maszerować, patrzeć z dumą na Darka i chlipać ze wzruszenia. Albowiem dopiero tam, na jednej z najwyższych gór USA, doszło do mnie, czego dokonał ten skromny chłopak z Łap. Swoją pasją, szczerością i dobrocią sprawił, że skumulowała się wokół niego jakaś nieprawdopodobna energia. I to ona sprawiła, że zostawił za sobą nie tylko 217 kilometrów nieludzko ciężkiej trasy, ale i dwa kryzysy, z których każdy dla większości z nas oznaczałby koniec wszystkiego. Jednak on okazał się Zwycięzcą nie z przydomku, a z krwi i kości: roztrzaskał Badwater w typowym dla siebie niepozornym stylu, czym zapewnił sobie wejście do grona najtwardszych ludzi na świecie - relacjonuje Mikołaj Kowalski-Barysznikow.

- Darek jest ucieleśnieniem słów, że warto wierzyć i realizować swoje największe marzenia. Krew, łzy, paląca temperatura, brak snu i walka z czasem przestają mieć znaczenie gdy wspierasz niepełnosprawnego sportowca, który mierzy się ze zdrowymi biegaczami - dodaje Jakub Górajek, który także był w ekipie pomagającej ultramaratończykowi.

Badwater niepełnosprawny biegacz z Podlasia pokonał dokładnie w 45 godzin 11 minut i 10 sekund, czyli prawie 3 godziny przed zakończeniem limitu czasu. Na metę dotarł jako 73. zawodnik.
Zapomnieć się w bieganiu

Darek wrócił już do Łap. Chce opowiadać o swoim niebywałym wyczynie i sukcesie. Ma zaplanowanych kilka spotkań. Założył fundację "Zwycięzca", by wspierała takich jak on. Już dziś planuje kolejny wielki maraton - chce przebiec USA od wschodu na zachód. - Kiedy zaczynam biec zapominam o tym, że jestem niepełnosprawny - przyznaje Darek. - Przypominam sobie o tym dopiero na mecie.

Niebawem wraca też do pracy w sklepie sportowym w Białymstoku. Tradycyjnie będzie do niej biegał. 30 km w jedną stronę.

- Do domu wracam wieczorem, wtedy nie ma już czasu na ćwiczenia. Po co więc tracić czas na dojazd. Tę trasę można przebiec i przy okazji potrenować - podsumowuje Dariusz Strychalski.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna