Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Domy dziecka muszą zmniejszyć liczbę podopiecznych

Urszula Ludwiczak
Mała Monika mieszka w Domu Dziecka w Krasnem. Placówka jest jej domem, tu czuje się najlepiej, ma opiekę i jest kochana. Takich dzieci jest w ośrodku teraz 64, w 2010 roku powinno być tylko 30. Gdzie znajdą swoje miejsce te "nadliczbowe”, nie wiadomo.
Mała Monika mieszka w Domu Dziecka w Krasnem. Placówka jest jej domem, tu czuje się najlepiej, ma opiekę i jest kochana. Takich dzieci jest w ośrodku teraz 64, w 2010 roku powinno być tylko 30. Gdzie znajdą swoje miejsce te "nadliczbowe”, nie wiadomo. Fot. Anatol Chomicz
Trafiła do nas właśnie dwumiesięczna, bardzo zaniedbana dziewczynka, prosto ze szpitala - opowiada Anna Zieniewicz, dyrektor Domu Dziecka w Krasnem koło Zabłudowa. - Przyjęłam ją, chociaż nie powinnam, bo według norm, podopiecznych jest u nas już za dużo.

Ale nie potrafię odmówić, gdy chodzi o takie maleństwa potrzebujące miłości.

Miejsc ma być mniej

Niestety, dobre serce dyrektorów domów dziecka nie wystarczy, gdy wejdą w życie normy określające maksymalną liczbę podopiecznych w takich ośrodkach. Zgodnie z nimi, od 2011 r. w placówkach nie będzie mogło być więcej niż 30 wychowanków. Dzisiaj wszędzie jest dużo więcej, np. w Krasnem - 64.

- Na szczęście, nigdy nie ma tylu na miejscu, część mieszka w internatach, inni w mieszkaniach na terenie Białegostoku - mówi pani dyrektor. - Jednak już do końca tego roku liczba podopiecznych domu ma zmaleć do 55, aby w 2010 zejść do 30. Robię wszystko, żeby u mnie dziecko dłużej niż rok nie było, ale nie wszystkie mogą wrócić do swoich rodzin lub znaleźć nowe domy. A w domu dziecka na pewno im lepiej niż na ulicy.

Podobnie jest w innych placówkach.

- Mamy 45 miejsc, a obecnie 47 dzieci pod opieką - mówi Katarzyna Karczewska, dyrektor Domu Dziecka w Supraślu. - Tyle potrzebuje naszej pomocy i opieki, trafiają do nas decyzją sądu czy Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Wiem, że od 2011 roku będę mogła mieć tylko 30 miejsc. Nie potrafię powiedzieć, jak to zrealizować.

W białostockiej Wielofunkcyjnej Placówce Opiekuńczo-Wychowawczej "Jedynka" miejsc jest 70, na dziś pod opieką są tu 4 osoby więcej. Część dzieci nie mieszka jednak w domu.

- Staramy się nie przekraczać liczby miejsc, choć bywały czasy, że było u nas i po 90 podopiecznych - mówi Wojciech Kucerow, dyrektor "Jedynki". - Teraz, żeby spełnić nowe standardy, zamierzamy podzielić naszą placówkę na trzy. Jedna będzie interwencyjna, druga socjalizacyjna, a trzecia - usamodzielniająca.

Normy wbrew dobru dziecka

Dyrektorzy domów nie liczą na to, że nagle uda się znaleźć nowy dom większości podopiecznym. Rodzin zastępczych czy rodzinnych domów dziecka jest u nas ciągle zbyt mało, a na adopcję mają szansę tylko te dzieci, które mają uregulowaną sytuację prawną. Czasem o to trudno.

- Mam u siebie od 2 lat taką 4-letnią dziewczynkę - mówi dyrektor Zieniewicz. - Tata był w więzieniu, wyszedł i znowu trafił za kratki, teraz na 4,5 roku. Ale, oczywiście, kocha zza krat córkę. A to znaczy, że dziewczynka następne 4 lata też spędzi u nas.

Odpada adopcja.

- Ósemka naszych podopiecznych ma szansę w tym roku na adopcję - dodaje dyrektor Karczewska. - Jednak w ich miejsce zapewne pojawi się 10 kolejnych, potrzebujących opieki.

- Nowe normy są nierealne - mówi Anna Zieniewicz. - Przepis przepisem, ale powinno liczyć się dobro dziecka, aby miało jak najlepiej. A dla wielu nic lepszego niż dom dziecka nie wymyślono.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna