Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Drugie życie starych swetrów. "To niemoralne, by wyrzucać rzeczy"

Helena Wysocka [email protected]
– Znajomi śmieją się ze mnie, że nie patrzę na ludzi, tylko na ich ubrania i zastanawiam się, co można by z nich zrobić –  mówi Dorota Godhlewska.
– Znajomi śmieją się ze mnie, że nie patrzę na ludzi, tylko na ich ubrania i zastanawiam się, co można by z nich zrobić – mówi Dorota Godhlewska. H. Wysocka
Ze starych ubrań powstają maskotki, a ludzie tworzą ich historie. Wymyślają niesamowite rzeczy. Mówią, że szmaciany Edek kradnie, dżinsowy Herman jest kobieciarzem, a Blusia nie zdała matury.

To nie są zwykłe pluszaki, które nudzą się dzieciom i lądują w pudle - przekonuje lalkarz Dorota Godhlewska. - Te maskotki żyją. Ludzie bawią się nimi, zabierają je w dalekie podróże, a później przysyłają mi zdjęcia z wyprawy. Dzięki temu wiem, że Stefan - szmaciany wilk niedawno pił kawę w Rzymie, a w planach ma jeszcze kilkudniowy wypad do Egiptu. Lesio ma się dobrze w Węgorzewie, a Mela opala się nad suwalskim zalewem.

Godhlewska apeluje do wszystkich, by nie wyrzucali swoich ubrań, tylko podarowali im drugie życie.

- To prawie nic nie kosztuje. Wystarczy zmienić kształt swetra, czy koszuli. Zszyć, lub związać gdzie trzeba, doczepić ogonek, czy oczko i cieszyć się rzeczą od nowa - przekonuje.

Po co wyrzucać stare rzeczy?

Dorota Godhlewska żartuje, że wszędzie jest jej pełno. Choć pracownię Kiziu Miziu prowadzi w Warszawie, to często bywa w rejonie mazurskich jezior, czy na Suwalszczyźnie.

- Nie tylko uczestniczę w targach rękodzieła, ale też, na zaproszenie ośrodków kultury, czy stowarzyszeń, prowadzę warsztaty lalkarskie. Pokazuję, szczególnie dzieciom i młodzieży, jak robić pluszaki - wyjaśnia. - Zresztą, nie tylko dzieci garną się do nauki. Dorośli też coraz częściej wybierają maskotkę, do której mogą się przytulić, niż porcelanowego słonika. Mam wrażenie, że lalka ma coraz silniejszą pozycję, wraca do łask.

Pani Dorota z pluszakami miała kontakt od dziecka. Babcia jej koleżanki bowiem, zwana "Kukłą", robiła śliczne pacynki.

- Miałam wypieki na twarzy, gdy je oglądałam - wspomina. - Te kukły były bardzo kolorowe, miały pełno świecidełek. Fascynowały mnie przez lata.

Od dziecka lubiła malować, a rodzice ją w tym wspierali. Pamięta, jak kiedyś, gdy w ich pokoju wymalowała na ścianie fresk, zamiast lania dostała nowe kredki. Skończyła liceum plastyczne, a potem studiowała rzeźbę na Akademii Sztuk Pięknych. Próbowała swoich sił w tkactwie, malarstwie, w grafice. A kilka lat temu uświadomiła sobie, że bardzo wiele rzeczy produkowanych jest seryjnie. Dostrzegła też, że szybko one się nudzą, zużywają i trafiają na śmietnik.

- Pomyślałam, że to nieetyczne, by jedno wyrzucać, a kupować drugie - tłumaczy. - Lepiej i taniej przerobić starą rzecz i wykorzystywać ją dalej. Czyli podarować jej drugie życie.

I tak się zaczęło. Ze swetrów, bluzek, męskich koszul, spodni, firanek, a nawet skarpet pani Dorota robi maskotki. Jak mówi, każdy materiał jest dobry, choć nie każdy można łatwo "wyfiletować" i zszyć. Najtrudniej pracuje się z jedwabiem. Najlepsza zaś jest miła w dotyku dzianina, czy bawełna. Z jednego swetra może wyjść sześć lalek, albo jedna. To kwestia wprawy i pomysłu. A te rodzą się same.

- Niektórzy żartują, że nie patrzę na ludzi, tylko na ich ubrania i zastanawiam się, co można byłoby z nich zrobić - dodaje rozmówczyni. - Trochę prawdy pewnie w tym jest.

I dodaje, że nie zawsze realizuje swoje plany. Czasem zaczyna kroić wilka, a wychodzi potworek. Ale nie jest to powód do zmartwień. I zwierzątka, i straszydła mają bowiem swoich fanów.

Herman gra w filmie

Zrobienie pluszaka to kwestia kilku godzin, albo kilku dni. Pani Dorota, w ostatnim roku, a liczy go od wakacji do wakacji, zrobiła ponad 400 zabawek. Każda, nawet jeśli pochodzi z tego samego swetra, jest inna. Bo, jak mówi, nie da się zrobić dwóch takich samych rzeczy.

- Fajne jest to, że ludzie potrafią bawić się tymi pluszakami. - Nadają im imiona, wymyślają przeróżne historie.

Np. niedawno, podczas jarmarku rękodzieła w Węgorzewie, przez kilka dni wiele osób żyło historią Edka. Właściciele maskotki wymyślili bowiem, że jest ona zdemoralizowana. Mówili, że kradnie, źle się prowadzi, zdejmuje gacie i biega po domu oraz oszukuje. Wielokrotnie przybiegali do stoiska z pluszakami i informowali o wyskokach Edka. Prosili panią Dorotę o rady, jak mają z nim postępować. Informowali, jakie wymierzają mu kary.

- Wszyscy wciągnęliśmy się w tę zabawę - przyznaje rozmówczyni. - Zresztą, ja mam podobnie. Rozmawiam z maskotkami, a np. gdy któraś zawieruszy się w szafie, pod stertą starych swetrów, to uważam, że się schowała, by nie jechać na jarmark, albo do galerii. Mówiąc szczerze, nawet w to wierzę.

W Suwałkach, na ubiegłotygodniowych urodzinach miasta, jedną z pań urzekł potworek Herman. Kobieta nie mogła oderwać wzroku od czarnej maskotki z wyłupiastymi oczami. Tuliła ją, głaskała po garbatym nosie.

- Zakochałam się w niej - mówiła. - Nie wrócę do domu bez Hermana.

Musiała jednak zmienić zdanie, ponieważ potworek wpadł do Suwałk tylko na weekend. Na co dzień gra bowiem w filmie anonimowanym i jeszcze kilka miesięcy musi spędzić na planie. Dopiero później może zmienić właściciela.

- Właściwie trudno powiedzieć, co ludziom się podoba - dodaje Godhlewska. - Myślę, że najważniejsze jest to, że w każdą z tych zabawek wkładam serce. I kupujący to czują.

Część zwierzątek i lalek zrobiona jest z myślą o małych dzieciach. Nie posiadają guzików, czy perełek. Wszystko wykonane jest z tkaniny.

- Środek lalki, czyli wypełnienie jest nowe - precyzuje rozmówczyni. - Pluszaki posiadają metki, na których informuję, że są wykonane z surowców wtórnych. Mówiąc szczerze, nikogo to nie oburza, a wręcz przeciwnie.

Ludzie przynoszą swoje swetry

Godhlewska mówi, że jej zawodowa pasja wymaga dużo serca i czasu, ale nie jest kosztowna.

- Znajomi oddają mi swoje ubrania - mówi. - Kupuję je na "wygrzebkach". Na jedne mam pomysł już w sklepie. Inne biorę z uwagi na dobrą tkaninę i chowam w szafie. Czasem, zanim je pokroję, leżą kilka miesięcy.

Coraz częściej zdarza się i tak, że podczas targów rękodzieła miejscowi przynoszą Dorocie swoje ubrania lub bibeloty, z którymi ciężko jest im się rozstać i proszą, by wykorzystała je w swoich zabawkach. Tak zrodził się projekt pod nazwą lalka sentymentalna. Takie maskotki przeznaczane są na prezenty dla bliskich osób.

W domu Godhlewska ma dwie maskotki. Życiowemu partnerowi Doroty przypadł bowiem do gustu Paweł, malutki chłopczyk. A serce lalkarki podbił króliczek.

- Nie oddałabym go za żadne skarby - zapewnia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna