Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Eugeniusz Bedeniczuk. Lekkoatletyka nie była wcale lekka

Adrian
Autor
Kiedyś startował w olimpiadzie, później jako wuefista trenował mistrzynię - Kamilę Lićwinko

Jestem właściwie samoukiem i widać, jakie mam braki techniczne. Ale tak prawdę mówiąc, miałem tylko jednego trenera z prawdziwego zdarzenia - mówił dwadzieścia sześć lat temu jednej z gazet. Słowa te wypowiedział na dwa dni przed startem w Mistrzostwach Europy w Splicie i olimpiadzie w Barcelonie.

Braki techniczne nie były aż tak wielkie, skoro dostał się do finałów trójskoku. Na swoim ma koncie czwarty wynik w kraju w tej dyscyplinie - 17,08 m.

Ale Eugeniusz Bedeniczuk od początku swojej kariery lekkoatletycznej nie miał lekko.

Karierę zaczął w zawodówce

Urodził się we wsi Lachy obok Klejnik. Tam też chodził do szkoły gminnej. Następnie kształcił się w Hajnówce. To właśnie tam zaczęła się kariera sportowa „Białostockiego kangura”.

- Na lekcji wf-u w hajnowskim ZDZ zdobyłem najwyższy wynik w klasie - wspomina pan Eugeniusz. - Zachwycony nauczyciel zaproponował mi wtedy udział w zajęciach pozaszkolnych. Tak się zaczęło. Chętnie brałem w nich udział. Treningi odbywały się trzy razy w tygodniu. Trenowałem wtedy z grupą biegaczy.

Każdy tydzień młody uczeń zawodówki rozpoczynał ośmiokilometrowym biegiem.

Po nim następowały ćwiczenia specjalistyczne.

- W moim przypadku często wtedy wykonywałem technikę trójskoku - dodaje.

Bieganie i trójskok nie były jedynymi dyscyplinami przyszłego olimpijczyka.

Po podjęciu nauki w Zespole Szkół Mechanicznych w Łapach uprawiał tam również skakanie w dal, rzucanie oszczepem, biegi na 100m i biegi przełajowe. Był również reprezentantem szkoły w piłce ręcznej.

Za stary na karierę?

Osiągał wtedy imponujący wyniki w granicach 15 m w trójskoku, ale...

- Do reprezentacji kraju droga była dość daleka - opowiada pan Eugeniusz. - Po maturze trafiłem do Wojskowej Akademii Technicznej w Warszawie, gdzie trochę studiowałem i równocześnie trenowałem. Chociaż byłem wtedy blisko PZLA to wynik w trójskoku nie dawał mi przepustki do kadry narodowej. Dopiero po powrocie do Bielska i pięcioletnim okresie startów w Białostockiej Jagiellonii osiągnąłem reprezentatywną formę. Zacząłem skakać powyżej 16 metrów i stałem się jednym z najlepszych zawodników w kraju. Wtedy w 1989 r. dostałem powołanie do zgrupowania kadry, które otworzyło mi drogę do mistrzostw.

Ale nawet wówczas zachował wrodzoną skromność, a sportowe emocje koił poświęcając się swojej pasji artystycznej.

W wolnych chwilach maluje w oleju portrety i pejzaże w konwencji realistycznej. Ale skromność przebija z takich jego słów „Słyszałem, że w malarstwie lepszy jest Jacek Pastusiński” - powiedział Bedeniczuk w jednym z prasowych wywiadów o swoim rywalu.

Karierę sportową łączył z pracą nauczyciela wychowania fizycznego w Zespole Szkół Ekonomicznych w Bielsku Podlaskim. Był zawodnikiem m.in. białostockiego AZS-u i Juvenii Białystok. Pomimo że najlepszy był w trójskoku, to skakał również w dal i biegał na 100 m. Jego życiowy rekord w skoku to 7,61 m a w biegu 10.96 s. Był też halowym mistrzem Polski w trójskoku w 1992 r. Kilkukrotnie poprawiał rekord trójskoku okręgu białostockiego.

Skromność poszła w parze z uporem. Przygotowując się do mistrzostw olimpijskich, był zmuszony do brania bezpłatnych urlopów w szkole, żeby pojawiać się na centralnych zgrupowaniach kadry. Organizacje związane z lekką atletyką nawet nie chciały słyszeć o finansowaniu zawodnika, bo uważały, że jest już za stary, żeby coś osiągnąć. Nikt nie liczył na to, że na mistrzostwach osiągnie coś znaczącego.

Sportowiec z Bielska zaskoczył wszystkich niedowiarków.

„Białostocki kangur”, jak o nim mówiono w Barcelonie, pokazał się z bardzo dobrej strony, choć jak sam później przyznał, liczył na więcej.

- Pierwszy skok był za wysoki, a w ostatnim głowa za bardzo poszła do przodu - wyjaśniał.

Błędy, które sam sobie zarzucał, nie przeszkadzały prasie zachwycać się nad trójskoczkiem.

Po powrocie z Katalonii zaczęły się wywiady i spotkania z krajowymi dziennikarzami.

Jednym słowem - sława.

Kariera się skończyła, ale nie sportowa przygoda

Niestety, powrót okazał się mieć również tragiczne skutki.

Trójskoczek zlekceważył poważne kontuzje.

Miał skręconą nogę w stawie skokowym i pęknięcie kości. Konsekwencją było złe zrośnięcie się kości i zakończenie kariery. Wtedy ówczesne gazety również nie szczędziły tuszu. Jeden z poświęconych jego karierze artykułów miał symboliczny tytuł „Urwany film...”.

Ale zakończyła się tylko jeden etap kariery Bedeniczuka.

Nie mógł już co prawda sam startować w igrzyskach olimpijskich i prestiżowych zawodach, ale mógł swoją wiedzą i doświadczeniem dzielić się z innymi młodymi sportowcami, przed którymi otwierał drzwi kariery.

Kamila Lićwinko poszła w jego ślady

O wielkim szczęściu może mówić między innymi Kamila Stepaniuk, dziś Lićwinko, polska lekkoatletka specjalizująca się w skoku wzwyż, halowa mistrzyni świata.

To właśnie Bedeniczuk był jej pierwszym trenerem i jako pierwszy zauważył ogromny talent bielszczanki. I popchnął ją, by poszła w jego ślady.

Być może to właśnie jemu zawdzięcza to, że święci triumfy na największych zawodach lekkoatletycznych na świecie. I jest jedną z najbardziej znanych polskich lekkoatletek.

Doświadczenie przekazuje uczniom

Teraz Bedeniczuk ma 55 lat. Jest nauczycielem wychowania fizycznego w bielskim II Liceum Ogólnokształcącym w Bielsku Podlaskim („Białorusach”).

Trenuje młodzież. Zdaniem wielu znacząco przyczynił się do wysokiego rozwoju lekkoatletyki w szkole. Jest wzorem dla wielu ze swoich podopiecznych.

Choć, jak sam podkreśla, trzy lata to za mało, żeby w rozwinąć talent, szczególnie jeśli osoba nie trenowała wcześniej.

Bielski olimpijczyk nie zapomniał też o swojej dawnej pasji - malarstwie.

W malarstwie upatrywał kiedyś swojej odskoczni od sportu. To był jego drugi talent, któremu mógł się oddać. Koleje życia sprawiły, że musiał malarstwo odstawić na boczny tor, ale teraz ma zamiar wrócić do tej pasji.

- Niestety do mojego życia dołączyły obowiązki rodzicielskie i nie mam teraz czasu na malowanie - uśmiecha się olimpijczyk. - W moim domu stoi od trzech lat obraz, który planuję dokończyć. Myślę, że wrócę kiedyś do malarstwa. Coś mnie tam od dawna ciągnie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna