Mężczyzna wylądował na elektrycznej parolotni, tuż obok pola karnego Niemców. Protestował przeciw użycu silników diesla i benzynowych przez jedną z marek samochodowych.
Jego protest nieomal skończył się tragedią. W trakcie podchodzenia do lądowania parolotniarz wpadł w tzw. korkociąg i nisko przeleciał nad trybunami. Dwie osoby zostały ranne. - Ten protest nie miał na celu przerwania gry ani zranieniu ludzi - zapewniają przedstawiciele Greenpeace, dodając że ich działania są zawsze pokojowe.
Świadkowie twierdzą, że parolotniarz zahaczył o kabel utrzymujący kamerę telewizyjną (tzw. spidercam).
Ponoć mężczyzna nie planował lądowania na stadionie. Chciał jedynie spuścić na boisko piłkę z hasłem protestu. Rzecznik Greenpeace w rozmowie sportschau.de twierdzi, że z powodu problemów technicznych z paralotnią aktywista zdecydował się na awaryjne lądowanie właśnie na murawie stadionu.
Aktywista ma 38 lat i jest Niemcem. Zaskoczony jego zjawieniem się był również Dariusz Szpakowski. Komentator TVP uznał, że to jeszcze jedna dziwna akcja organizatorów, dlatego wziął go za dostarczyciela piłki do meczu (podczas Włochy - Turcja piłkę dostarczył sędziemu zabawkowy samochód).
Niemcy są zniesmaczeni formą protestu. Konstantin von Notz z frakcji Zielonych napisał na Twitterze, że aktywista podjął ważny temat, ale zachował się idiotycznie i nieodpowiedzialnie.
Motolotniarz wylądował na stadionie w Monachium podczas meczu Francja – Niemcy. Zobacz [WIDEO]