Marzyła o tym, żeby zostać rabinem, ale duchowny szybko pozbawił ją złudzeń. Kilkadziesiąt lat temu mogła co najwyżej zostać żoną rabina.
Isabel Marcus ma dzisiaj 72 lata, jest bardzo znanym i cenionym specjalistą od przestrzegania praw kobiet. Od lat walczy o prawa ofiar przemocy w rodzinie, uważa, że każda kobieta ma prawo decydowania o swoim ciele, z prawem do aborcji włącznie. W Polsce jej poglądy i opinie często odbierane są jako kontrowersyjne, wręcz "obrazoburcze". Podobnie było i podczas spotkania ze studentami na wydziale prawa Uniwersytetu w Białymstoku. Do naszego miasta od wielu już lat przyciągają ją jednak nie tylko gościnne wykłady, ale i względy sentymentalne. To właśnie w Białymstoku urodziła się jej mama (tata pochodził z Galicji, skąd wyjechał jeszcze w 1906 roku).
- Mama wyjechała stąd po I wojnie światowej. Jak twierdziła, uciekła przed pogromami. Tej traumy, obawy przed Polską i Polakami, nie pozbyła się do końca życia. Właśnie dlatego nigdy ani mnie, ani rodzeństwa nie uczyli z ojcem mówić po polsku, choć sami w ważnych sprawach porozumiewali się tylko w języku polskim, albo jidysz - przyznaje prof. Isabel Marcus. - Nawet, kiedy po raz pierwszy wybierałam się do Polski, w 1992 roku, bardzo mi to odradzali: "Nie jedź tam, oni nas tam nienawidzą". Nigdy nie dali się przekonać, że jest już inaczej. Ta trauma pozostała w nich do końca.
Nauka pokory
Przed laty, kiedy rodzice jeszcze żyli, próbowała się o to z nimi spierać. Ich opór i złe wspomnienia były jednak silniejsze. Ale to właściwie był jedyny punkt sporny w ich relacjach.
Jej rodzice byli bardzo religijnymi ludźmi, ojciec uwielbiał zagłębiać się w książkach. Tak też wychowywali swoją najstarszą córkę. Prof. Isabel Marcus już jako mała dziewczynka uwielbiała się uczyć. W swojej szkole religijnej na głowę biła pozostałych uczniów. Zdobywała wszystkie nagrody, zarówno wśród dziewcząt, jak i chłopców.
- I zawsze mnie interesował ten społeczny aspekt judaizmu, pomaganie innym - wyznaje. - Dlatego, kiedy pewnego razu rabin wezwał mnie do siebie i zapytał, kim chcę zostać w przyszłości, bez wahania odpowiedziałam: rabinem. I choć wszyscy rabini jakich znałam byli mężczyznami, do głowy mi nie przyszło, że ja z tego powodu mogę nie mieć takiej szansy.
A jednak. Zaskoczony rabin przyznał, że to niemożliwe, że może co najwyżej zostać żoną rabina. Mała Isabel pobiegła jeszcze do ojca, żeby potwierdził jej, że rabin się myli.
- Ale ojciec przyznał rabinowi rację. I to właśnie wtedy zostałam feministką. W dniu, kiedy dowiedziałam się, że najważniejsi mężczyźni w moim życiu powiedzieli mi, że to, czego pragnę najbardziej jest niemożliwe tylko dlatego, że jestem dziewczynką. Teraz kobiety już mogą być rabinami, ale dla mnie jest za późno. Może w przyszłym życiu...
Ta lekcja nierówności płci była dla niej ciosem. Złość i rozżalenie z tego powodu odczuwała jeszcze przez wiele następnych lat. Ale z drugiej strony, to zdarzenie zdeterminowało drogę jej życia. Wybrała prawo na jednym z najlepszych uniwersytetów w Stanach Zjednoczonych - Berkeley. Chciała pomagać najbardziej potrzebującym, jeżeli nie jako rabin, to jako świetny prawnik. Postanowiła poświęcić się szeroko rozumianym prawom człowieka, zwłaszcza kobiet. Nie tylko wykładała na uniwersytecie, ale i pracowała w sądzie, a nawet prowadziła grupy terapeutyczne z mężczyznami, którzy dopuścili się przemocy wobec kobiet.
- Szacuje się, że w Polsce ofiarami domowej przemocy pada od 20 do 25 procent kobiet. W Stanach Zjednoczonych ten odsetek jest jeszcze wyższy i sięga nawet 40 proc. - przyznaje. - I to przecież nie jest problem, który powstał wczoraj, a mimo to, właściwie aż do lat 70-80. prawa kobiet w ogóle nie były poruszane.
Paradoksalnie, zarówno judaizm jak i feminizm mają - zdaniem prof. Marcus - wiele wspólnego. Obie społeczności z różnych względów znajdują się na marginesie tzw. głównego nurtu.
- To nie przypadek, że tak wielu prawników żydowskiego pochodzenia było zaangażowanych w ruchy związane z prawami obywateli w USA. Oni tak naprawdę robili to ze względu na siebie - uważa pani profesor. - W końcu Żydzi, jak mało która społeczność, zdają sobie sprawę z tego, że jeśli w danym państwie jakaś grupa będzie dyskryminowana - bez względu na powody - to i dla nas oznaczać to może kłopoty. I w tym sensie moje zaangażowanie w prawa kobiet rozumiałam jako coś bardzo duchowego, wręcz religijnego.
Powrót do korzeni
Choć rodzice nigdy nie opowiadali jej o czasach swojej młodości w Polsce, ona sama bardzo lubi tu przyjeżdżać, zwłaszcza do Białegostoku. Paradoksalnie, choć jej najbliżsi zazwyczaj unikali rozmów o tym mieście, to w Nowym Jorku, w czasach jej dzieciństwa wiele było miejsc, gdzie społeczność dawnych żydów białostockich spotykała się, wspominając dawne czasy. Do dzisiaj na cześć naszego miasta nazwany jest jeden z nowojorskich przysmaków - bułka "bialy" (od kilku lat można ją kupić w sklepach Społem, a od niedawna w Cafe Esperanto).
- Przez pewien czas miałam nawet żal do rodziców, że nie nauczyli mnie polskiego. Czuję się przez to w pewien sposób uboższa. Moje dzieci, ani dużo młodsze siostry nie miały z tym już żadnego problemu - przyznaje. - Zwłaszcza to trzecie pokolenie Amerykanów jest zazwyczaj już mocno zasymilowane. Ja jeszcze tak się nie czułam. Dla nich Polska to po prostu kraj w Europie, moje wyprawy tutaj traktują przyjaźnie, ale też i nie mają one dla nich takiego znaczenia jak dla mnie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?