Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Galeria Sław Jagiellonii. Jarosław Michalewicz, czyli ten, który strzelił pierwszego gola dla Jagiellonii w I lidze

Mariusz Klimaszewski
Mariusz Klimaszewski
Jarosław Michalewicz dołączył do Galerii Sław Jagiellonii
Jarosław Michalewicz dołączył do Galerii Sław Jagiellonii jagiellonia.pl
Wielu kibiców pamięta pierwsze trafienie w ekstraklasie. 9 sierpnia 1987 roku w Białymstoku, w obecności 40 tysięcy widzów, bramkarza Widzewa Łódź zaskoczył Jarosław Michalewicz. Jarosław Michalewicz oficjalnie dołączył do Galerii Sław Jagiellonii.

Golem strzelonym w pierwszym meczu w I lidze Jagiellonii Białystok z Widzewem Łódź Jarosław Michalewicz przeszedł do historii białostockiego klubu. Co ciekawe był to jedyny gol Michalewicza strzelony dla Jagi w najwyższej klasie rozgrywkowej. Jarosław Michalewicz został kolejnym piłkarzem, który znalazł się w Galerii Sław białostockiego klubu. - To wspaniałe uczucie, niesamowite. Po to człowiek tyle lat trenuje, jest związany z klubem, żeby doczekać właśnie takiej chwili. Czuję dużą dumę z tego, że znalazłem się w Galerii Sław. Jestem szczęśliwy - powiedział Jarosław Michalewicz.

Zobacz Galerię Sław na Stadionie Miejskim

Oto jak wspomina pierwszy mecz Jagiellonii w I lidze i swojego gola Jarosław Michalewicz w wywiadzie, jakiego udzielił oficjalnej strojnie klubowej Jagiellonii.
- To był wyjątkowy mecz. Samo przygotowanie było standardowe, trener przygotowywał nas dużo wcześniej podczas obozu i zgrupowaniu przedmeczowym. W dniu spotkania wyjeżdżaliśmy z hotelu Wiking. Przyjechał po nas autokar klubowy oraz milicja. Pomyśleliśmy, że super sprawa, jesteśmy eskortowani. Jechaliśmy obrzeżami, ale widzieliśmy opustoszałe miasto. Był to piękny sierpniowy dzień, więc sądziliśmy, że ludzie powyjeżdżali. Zajechaliśmy około dwóch godzin przed meczem na stadion i już na samym dojeździe okazało się, że na trybunach nie było już wolnych miejsc. Ciężko było wsadzić igłę. Ludzie siadali za bramkami na krawężnikach. Bardziej odważni siadali na masztach lub drzewach. Spodziewaliśmy się dużego zainteresowania, a to przeszło nasze oczekiwania. Gdy strzeliłem gola w 7 minucie meczu byłem w stanie euforycznym, podobnie jak 40 tysięcy osób znajdujących się tamtego dnia na stadionie. Trudno mi opisać to uczucie. Gdybym nawet raz jeszcze obejrzał tę sytuację w jakimś zapisie video klatka po klatce, to nie mógłbym sobie tego w pełni odtworzyć. Nie da się tego opisać - mówi Jarosław Michalewicz, który jako piłkarz jeszcze drugoligowej Jagiellonii został powołany do reprezentacji Polski.

Ryszard Karalus otworzył Galerię Sław Jagiellonii

- Któregoś razu trener powiedział mi, że jestem powołany do pierwszej reprezentacji na tournee. Myślałem, że to jakiś żart. Co prawda to nie był 1 kwietnia, ale może szkoleniowiec chciał mnie nabrać z wyprzedzeniem. Jednak po chwili okazało się, że to nie jest żaden dowcip i faktycznie otrzymałem powołanie. Pierwsza reakcja - szok, potem duma, a na koniec lekki stres. Bardzo szczęśliwy pojechałem na to zgrupowanie, które odbywało się w warszawskim Novotelu. Stawiłem się jako pierwszy na zbiórce w hotelu. Koledzy z reprezentacji przyjęli mnie bardzo ciepło. Jako pierwsi przywitali się ze mną legioniści, czyli Darek Dziekanowski, Darek Kubicki, Darek Wdowczyk. Byłem zaskoczony zainteresowaniem, może nie tyle wobec mojej osoby, ale wobec tego, co się dzieje wokół Jagiellonii. Na każdym meczu pełne trybuny, szliśmy po awans. Było głośno o Jadze. Samo tournée po Belgii wspominam bardzo miło. Możliwość trenowania i tworzenia zespołu z takimi osobami jak Darek Dziekanowski, Jasiu Urban, Jasiu Tamta drużyna byłą bardzo mocna. W Belgii mierzyliśmy się z zespołami ligowymi. W pierwszym meczu gra nie szła wybitnie. Nie wiem, czym to było spowodowane. Czy zlekceważeniem przeciwnika, czy złym wejście w sezon zimowy. Do przerwy nic nam się nie układało i przegrywaliśmy, chyba 0:1. Trener rzucił w kierunku ławki rezerwowych "Zmiana w drugiej połowie". Ja sobie siedziałem wygodnie, w dresie reprezentacyjnym, z orzełkiem na piersi, myśląc "Spokojnie, będą zmiany, to pooglądam sobie mecz". No i trener wymienia. Wchodzi jeden, drugi, trzeci, po czym mówi "Michalewicz, grzej się". Dopiero wtedy złapały mnie prądy. Na szczęście szybko przeszło podczas rozgrzewki. Wszedłem w drugiej połowie. Pamiętam, że graliśmy z Jackiem Zioberem, z którym spaliśmy w jednym pokoju. On również był debiutantem. Obaj pojawiliśmy się drugiej odsłonie spotkania. Po jednej z akcji ktoś wrzucił piłkę w pole karne. Ja, pomimo niskiego wzrostu, wyskoczyłem do piłki, która uderzyła mnie w głowę i wpadła do bramki. Bardzo się ucieszyłem, ale wszystko zmącił sędzia, który odgwizdał faul. Przez kilka sekund przeszło przez moją głowę tysiąc różnych myśli. Być może raz w życiu zostałem powołany do reprezentacji, w debiucie udało mi się strzelić gola, ale co z tego, skoro sędzia nie uznał mi prawidłowo zdobytej bramki. Nie wolno się jednak załamywać. Minęło kilka, może kilkanaście minut udało mi się ponownie strzelić gola. Drugiego położył Darek Wdowczyk po przepięknie wykonanym rzucie wolnym. Wygraliśmy 2:1. Byłem jak w jakimś transie, momentami wydawało mi się, że śnię. Idę pod prysznic, wszyscy mi gratulują, podchodzi ś.p. drugi trener, pan Zientara, Wojtek Łazarek, trener pierwszej reprezentacji, też mi gratulują. Ja nadal w amoku, oczywiście szczęśliwy. Kiedy jechaliśmy na trening albo drugi mecz, i do naszego autokaru wpuszczono komentatorów telewizji holenderskiej i belgijskiej, a byliśmy w jednej grupie eliminacyjnej z „Oranje”. Co zrobił trener Zientara? Absolutnie nie pozwolił tym redaktorom się do mnie zbliżyć. Tymczasem oni byli zaciekawieni, bo znali Dziekanowskiego, Urbana czy Matysika, ale ja, człowiek znikąd, strzelam bramkę. Chcieli ze mną porozmawiać, ale mnie odcięto od próby wywiadów, z czego byłem naprawdę szczęśliwy, bo nie wiem co bym odpowiedział, jak bym się zachował. Niesamowicie sympatycznie wspominam ten pierwszy mecz, pierwszą bramkę. W nagrodę za niezłą grę, na odprawie przed następnym meczem dowiedziałem się, że wychodzę w pierwszej jedenastce. Następny szok. Kilka godzin później stajemy na boisku. Ja w koszulce z białym orzełkiem. Po jeden stronie Janek Urban, po drugiej Darek Dziekanowski - opowiada dla jagiellonia.pl Jarosław Michalewicz.

Kapitan Jagiellonii dołączył do Galerii Sław

Jarosław Michalewicz grał jeszcze w Widzewie Łódź, Olimpii Poznań. Niestety, liczne kontuzje zmusiły go do przerwania kariery w wieku 28 lat.
- Kulminacyjnym momentem było zerwanie więzadeł w Olimpii. Później pojechaliśmy z Mirkiem Okońskim do Niemiec. Chciał mi pomóc znaleźć klub za zachodnią granicą. Tam już na początku sparingu przy pierwszym skręcie doznałem kolejnej kontuzji. Odpuściłem sobie. Przyjechałem do Białegostoku, poszedłem do lekarza, który zasugerował, abym poszukał sobie innego zajęcia, bo zdrowie raczej już mi nie pozwoli na zawodowe uprawianie sportu. Tak też zrobiłem i z perspektywy czasu żałuję tej decyzji. Już wtedy medycyna dawała szansę na powrót do sprawności. Ja jednak nie spróbowałem wykorzystać. Mam do siebie żal, że tak wcześnie zwinąłem żagle - kończy Michalewicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo

Materiał oryginalny: Galeria Sław Jagiellonii. Jarosław Michalewicz, czyli ten, który strzelił pierwszego gola dla Jagiellonii w I lidze - Kurier Poranny

Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna