Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Goniądz. To były złe dziewczyny

Andrzej Zdanowicz [email protected]
Rozmowa to jest to, czego tym dziewczynom brakowało w rodzinnych domach. Dlatego zarówno dyrektor ośrodka, Sławomir Moczydłowski, jak i wychowawcy, dużo ze swoimi podopiecznymi dyskutują. Przy różnych okazjach i na różne tematy.
Rozmowa to jest to, czego tym dziewczynom brakowało w rodzinnych domach. Dlatego zarówno dyrektor ośrodka, Sławomir Moczydłowski, jak i wychowawcy, dużo ze swoimi podopiecznymi dyskutują. Przy różnych okazjach i na różne tematy.
Natalia z nerwów waliła głową w ścianę. Patrycja cięła się żyletką po nadgarstkach. Nastolatki spotkały się w ośrodku Goniądzu, niedaleko Moniek. Zostały tu z własnej woli.

Wkurzała mnie, bo nie radziła sobie ze mną. A jak mnie wkurzała to nie potrafiłam opanować nerwów. Z nerwów krzywdę robiłam też sobie. Kiedy coś szło nie tak, potrafiłam rozbić sobie głowę o ścianę. Z wściekłości. Po twarzy płynęła mi strużka krwi i wtedy było mi lżej.

Natalia do Młodzieżowego Ośrodka Socjoterapii w Goniądzu przyjechała 5 miesięcy temu. Przywiozła ją matka, ale Natalia bez oporów tu została.

- I wcale nie tęsknię do domu, bo tu udało mi się wyciszyć - tłumaczy. - Tu nauczyłam się cierpliwości i nie wpadam już w taki szał jak dawniej. Mam nadzieję, że pobędę tu przynajmniej rok.

Dziewczyny podpisały kontrakt

Młodzieżowy Ośrodek Socjoterapii w Goniądzu to placówka, w której rodzice mogą na kilka miesięcy zostawić swoje nastoletnie córki, sprawiające problemy wychowawcze. Nie potrzebują do tego zgody sądu, ale musi się na to zgodzić ich dziecko.

Aktualnie mieszka tu 10 dziewczyn. Łączy je wiek, od 13 do 16 lat, i podobne, złe doświadczenia. Kilka z nich ma widoczne na ciele blizny po samookaleczeniach. Na nadgarstkach Patrycji widać ślady po cięciu się. Dziewczyna, podobnie jak jej współlokatorki, niechętnie mówi o tym, co robiła zanim trafiła do ośrodka. Teraz już wielu rzeczy z przeszłości po prostu się wstydzi.

- Nie chodziłam do szkoły, kłóciłam się z wszystkimi i biłam się z koleżankami - wyrzuca z siebie zmieszana. - Uciekałam też z domu, bo nie mogłam dogadać się z rodzicami.

Niektóre z nastolatek mają już za sobą pierwsze przygody z seksem, alkoholem, narkotykami. Część z nich pochodzi z rodzin patologicznych, ale niektóre to dzieci z tzw. dobrych domów. Wszystkie do ośrodka trafiły z własnej woli, bo miały już dość swojego życia i chciały coś w nim zmienić, poprawić. W ośrodku podpisały kontrakt, z dyrekcją i z rodzicami. Zgodziły się, by przez kilka miesięcy wychowawcy weszli w role ich rodziców. Zadeklarowały, że one też będą się starały dać coś z siebie.

Dziesięć nastolatek zamieszkało w jednorodzinnym, piętrowym domu. Same w nim sprzątają, przygotowują posiłki i wykonują wszystkie obowiązki domowe. Wiele z nich dopiero uczy się podstawowych czynności.

- W domu nigdy nie gotowałam, a tu uczę się od dziewczyn różnych przepisów - podkreśla zadowolona Natalia. - Wspólnie bierzemy też udział w różnego rodzaju zajęciach i warsztatach. Wciągnęło mnie śpiewanie i malowanie, pomagam też przy redagowaniu gazetki.

Jak długo dziewczyny będą przebywać w ośrodku, zależy od nich samych. Z góry ustalonych terminów nie ma.

- Dopasowujemy się do cyklu szkolnego - mówi Sławomir Moczydłowski, dyrektor Młodzieżowego Centrum Edukacji i Readaptacji Społecznej w Goniądzu. - Dlatego staramy się przyjmować dzieci przed wrześniem i zajmować się nimi do wakacji.

Rodzice błagają o pomoc

W ramach Centrum już od wielu lat działa też ośrodek wychowawczy, czyli placówka, do której trafiają dzieci skierowane przez sąd, bo popełniły jakieś przestępstwo, poważne wykroczenie lub nie chodziły do szkoły.

- Jednak od dłuższego czasu zgłaszali się do nas rodzice z całego regionu z prośbą o przyjęcie ich córki bez nakazu sądowego - wspomina dyrektor. - Matki tłumaczyły, że nie radzą sobie z córkami. Nie były to jeszcze poważne kłopoty, bo dzieci nie weszły w konflikt z prawem, ale zdarzały się już np. ucieczki z domu. Teraz pomagamy również tym rodzicom. I ich dzieciom.

Nowy ośrodek działa od sierpnia 2012 roku. We wrześniu pojawiły się w nim pierwsze lokatorki.
- Od momentu otwarcia ośrodka zgłosiło się do mnie już 30 rodziców z prośbą o umieszczenie u nas ich córek - mówi Moczydłowski. - Codziennie odbieram po kilka telefonów od ojców i matek z błaganiem o radę, jak rozwiązać jakiś kolejny problemy z nastoletnim dzieckiem.

Dyrektor obserwuje, że rodzice mają coraz większy kłopot z dogadaniem się ze swoimi dorastającymi pociechami.

- Spijają swoje błędy wychowawcze z lat poprzednich - tłumaczy szef ośrodka. - Jak mówi stare przysłowie: "Czym skorupka za młodu nasiąkanie, to na starość trąci". Jeśli rodzic od lat uczył dziecko szacunku, to ono nigdy nie powie mu wulgarnego słowa, nie uderzy go. Ale gdy dziecko ma już 15 lat i ponad 175 cm wzrostu, to już nie da się zaprowadzić za ucho do pokoju.

Rodzice często więc, dla świętego spokoju, starają się wielu rzeczy nie widzieć. Nie reagują nawet, gdy dziecko zażywa narkotyki, bo zakładają, że i tak ich nie posłucha.

- Sceny pokazywane w telewizyjnym programie "Surowi rodzice" w rzeczywistości dotyczą tysięcy domów, gdzie nikt już nie radzi sobie z dzieckiem, ale matki czy ojcowie nie chcą iść do sądu, by ten przymusowo umieścił nastolatka w ośrodku wychowawczym - dodaje. - Dlatego takie ośrodki jak nasz są bardzo potrzebne.

Tu nie ma przymusu

Opieka nad tymi dziećmi nie jest łatwa.

- Bo my nie możemy stosować wobec nich żadnego przymusu - tłumaczy dyrektor. - Jeśli np. odmówi pójścia do szkoły, nie mamy prawa wsadzić na siłę do samochodu i zawieźć na lekcje. Musimy stosować inne metody. Przede wszystkim jest to rozmowa, bo tej często w domach im brakowało.

Pracując z dziewczynami sami się uczymy. Wielokrotnie na wniosek podopiecznych zmienialiśmy regulamin. Staramy się też odnajdywać i rozwijać ich zainteresowania. Dzięki temu zagospodarowujemy im wolny czas. Bo to często właśnie z nadmiaru wolnego czasu przychodziły im do głowy głupie pomysły. To z nudów dzieci sięgają po alkohol i inne używki.

Dlatego w Centrum działają: teatr, kabaret, koła plastyczne, zespoły wokalne i taneczne, drużyny siatkowe, koszykowe. Organizowane są też wyjazdy basen i lodowisko. Efekty pracy z dziewczynami już widać.

- Kiedyś w domu praktycznie nic nie robiłam, mój pokój zawsze sprzątała mama - opowiada Ania. - A teraz jak jeżdżę na przepustki do mamy, to ja jej pomagam we wszystkim. Poprawiłam też oceny w szkole. Chciałabym jednak zostać tu aż do zakończenia nauki w gimnazjum. Później pójdę do szkoły fryzjerskiej.

Patrycja zaś podkreśla, że w ośrodku nauczyła się szacunku do innych.

- Zauważyłam, że każda z nas jest inna, że ma inne poglądy, i co najważniejsze, że ma prawo mieć inne zdanie, a nie od że od razu trzeba walczyć - wyjaśnia. - Czasem zdarzają się nam kłótnie, ale szybko się godzimy i staramy się utrzymać domową atmosferę. Taką, jaką chcielibyśmy mieć w swoich rodzinach.

Imiona niektórych bohaterek zostały zmienione.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna