Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gosia, to dla Ciebie!

Miłosz Karbowski
Białostoczanki musiały radzić sobie bez liderki w ataku Małgorzaty Cieśli (na zdjęciu).
Białostoczanki musiały radzić sobie bez liderki w ataku Małgorzaty Cieśli (na zdjęciu). A. Zgiet
Piła, Białystok. Nie gramy o utrzymanie w ekstraklasie, a o medale mistrzostw Polski! Nasze siatkarki pokazały w sobotę, że na to zasługują.

Podczas kończącego sezon zasadniczy meczu w Pile z PTPS-em przeżyliśmy dramat, a potem wielką radość. Spotkanie zaczęło się koszmarnie. W pierwszym secie, przy stanie 12:11 dla gospodyń, udanym atakiem popisała się Małgorzata Cieśla. Jej koleżanki wyrzuciły ręce w górę, by po chwili ze zgrozą je opuścić, bo Małgosia, spadła na parkiet tak nieszczęśliwie, że skręciła kolano. Z boiska ją zniesiono, a potem pojechała do szpitala. Atakującą zastąpiła nominalna przyjmująca Agnieszka Starzyk, później jedna z wielu naszych bohaterek.

Pozbawione swojej "armaty" białostoczanki przegrały 21:25. By zapewnić sobie na sto procent utrzymanie, osłabiona drużyna musiała zwyciężyć trzy następne sety. Strach zajrzał w oczy, ale akademiczki mu się oparły.

Przede wszystkim, białostoczanki już w pierwszej partii grały nieźle, ale nie mogły się wstrzelić w zagrywce. W drugiej serwowały perfekcyjnie. To zupełnie odmieniło losy meczu. Zaczęła Ilona Gierak, która ze stanu 4:4 wyprowadziła naszą drużynę na wynik 9:4. W ślad za nią poszły Natalia Ziemcowa, a potem Starzyk. Pilanki grały o nic, podopieczne Wiesława Czai o przetrwanie w PlusLidze - to było widać na boisku.

Na nic zdały się przerwy, o które prosił trener gospodyń Adam Grabowski. "Nie jest wam wstyd? Patrzcie, ilu ludzi przyszło!" - mówił do podopiecznych. Przez dwa i pół seta pilanki po prostu nie istniały.

- Cały czas widziałem jak nasza forma rośnie, dlatego tym bardziej jest mi wstyd, że zagraliśmy tak źle i nie potrafię powiedzieć dlaczego. Po takim meczu powinienem z własnej kieszeni oddać kibicom za bilety - stwierdził po spotkaniu pilski szkoleniowiec.

Na boisku rządził AZS - świetnie przygotowany taktycznie, odważny i zdeterminowany. Serce rosło, gdy nasze siatkarki, obdarzając kamery uśmiechami, punktowały bezradnego przeciwnika. Kapitalny mecz rozgrywała Magdalena Godos, która szybko i błyskotliwie prowadziła akcje naszej drużyny.
Tak było w drugiej i trzeciej partii oraz w czwartej do stanu 19:15 dla AZS-u. Ostatnie punkty okazały się bowiem drogą przez mękę. Im bliżej końca, tym gorsze stawało się przyjęcie białostoczanek.

Zaczęliśmy drżeć o wynik, bo zrobił się remis po 20:20, a potem po 22:22. Trudny atak skończyła Gierak, a zaraz błąd rywalek dał nam punkt. 24:22! Prawie koniec! Ale pilanki bronią meczbola, a zaraz dwukrotnie w jednej akcji zatrzymują Joannę Szeszko i znów wyrównują. Nasza kapitan, jakby w ogóle nie miała nerwów, uderza ze skrzydła i jest 25:24. Następna akcja, dzięki niedokładnemu przyjęciu PTPS-u jest ostatnia. 26:24! Łzy i krzyki radości w naszym obozie są najlepszą odpowiedzą na pytanie: "Kto dziś wygrał?"

To zwycięstwo siatkarki zadedykowały Małgorzacie Cieśli. Gdyby nie jej świetne występy w kilku poprzednich meczach, nie miałyby szans na walkę o fazę play off.
- Po urazie Gosi się wkurzyłam i trochę załamałam. Cieszę się ze zwycięstwa, ale ta radość przyćmiona jest jej kontuzją - mówiła Ilona Gierak, prywatnie przyjaciółka Małgorzaty.

PTPS Piła - Pronar Zeto Astwa AZS Białystok 1:3 (25:21, 11:25, 18:25, 24:26)
PTPS Piła: Kasprów (1 pkt), Konieczna (17), Kucharska (5), Kosmatka (15), Kaczorowska (7), Wojtowicz (3), Maj (libero) oraz Szczygielska (1), Tokarska (1), Matyjaszek (3), Krawulska (4), Martałek.
Pronar Zeto Astwa AZS: Szeszko (12), Wysocka (15), Cieśla (1), Gierak (16), Ziemcowa (13), Godos (3), Saad (libero) oraz Starzyk (17), Gajewska.
MVP: Magdalena Godos (Pronar Zeto Astwa AZS).

Mówi Małgorzata Cieśla

- Mam skręcone kolano. Jeszcze nie wiem, co dokładnie się stało, bo w Pile nie zrobiono mi badania rezonansem. Miałam już zerwane więzadła krzyżowe w drugim kolanie, jeśli to ta sama kontuzja, to byłaby tragedia. PoUSG lekarz mi powiedział, że być może mam tylko naderwane poboczne, ale przez opuchliznę nie mógł wiele zobaczyć. Na razie praktycznie się nie poruszam i przyjmuję taką dawkę środków przeciwbólowych, że czuję się jakbym sama wypiła butelkę wódki. Bałam się bardzo o dziewczyny, bo widziałam ich przerażenie, jak mnie znoszono z boiska. Sama zresztą zareagowałam panicznie. W ostatniej chwili Madzia Godos powiedziała jednak do mnie: "nie martw się, dla ciebie wygramy". Te słowa się sprawdziły. Cały czas znałam wynik. To świetnie, że dziewczyny się pozbierały i pokazały, że jesteśmy fajną drużyną, choć skreślano nas wielokrotnie już od sierpnia. Po meczu rozmawiałam z nimi przez telefon, na włączonym głośniku. Zrealizowałyśmy plan minimum. Jeśli zrobią teraz cokolwiek więcej, to już byłby duży sukces.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna