Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Historia byłego narkomana: Nigdy więcej walenia w kanał

Hendrike
- Zawsze bałem się brania dożylnego, lecz potem poznałem na melinach "ćpunów" i zacząłem brać w kanał - wspomina Marek Plona.
- Zawsze bałem się brania dożylnego, lecz potem poznałem na melinach "ćpunów" i zacząłem brać w kanał - wspomina Marek Plona. Hendrike
- Nie zostawiłem na sobie suchej nitki. Opisuję swoje dno, gdzie nie było słychać już żadnego pukania - mówi były narkoman, Marek Plona z Kolna, w rozmowie z Katarzyną Patalan - Brzostowską.

Dlaczego sięgnął pan po narkotyki?

- Przyczyn było wiele. W mojej rodzinie alkohol był na porządku dziennym. Ojciec był alkoholikiem. Dorastałem w atmosferze ciągłych kłótni i awantur. Przesiąknąłem tym na tyle, że potem sam zacząłem pić. Chciałem uciec od problemów rodzinnych. Gdy byłem nastolatkiem, wąchanie klejów było w moim środowisku czymś normalnym. Wielu z moich rówieśników tego spróbowało. Ja, na moje nieszczęście, poszedłem głębiej i skończyłem na twardych narkotykach i leczeniu w Monarze.

Wspomniał pan o rówieśnikach. Oni skończyli swoją przygodę z narkotykami na wąchaniu kleju. Gdy pan już był uzależniony odwrócili się od pana, czy próbowali pomóc?

- Na początku moja rodzina, znajomi, koledzy próbowali mi pomóc, ale okazało się, że nie jest to takie proste. Brnąłem w nałóg, upadając coraz niżej, tracąc przy tym nadzieję, że kiedykolwiek stanę się normalnym człowiekiem. Kiedy się stoczyłem, wielu z moich bliskich kolegów się ode mnie odwróciło. Sam sobie nie mogłem pomóc. Na moje szczęście bardzo szybko dotknąłem dna, i równe wcześnie dojrzałem do tego, że moją jedyną drogą jest leczenie. Kiedy jechałem ostatni raz do Monaru miałem 21 lat.

To tam zaczął pan pisać książkę "Monar. Moje ocalenie"?

- Tak. Na początku to był pamiętnik, który potem przerodził się w książkę. Napisałem ją po to, by w pewnym sensie spłacić swój dług wdzięczności wobec ludzi, którzy mi pomogli, gdy tego najbardziej potrzebowałem. Być może teraz ta książka pomoże komuś wyzwolić się z nałogu. Jest dostępna na www.astrum.wroc.pl

To autobiografia?

- Tak. To ja jestem bohaterem. Opisałem w niej trudną drogę do mojego wyleczenia. Te osobiste przeżycia mają przestrzec młodzież i wszystkich ludzi, którzy staną kiedyś przed możliwością wyboru: czy warto wejść w coś, z czego może nie być powrotu. Chcę na swoim przykładzie pokazać wszystkim tym, którzy mają ochotę spróbować narkotyków, że ten moment może okazać się prostą drogą do piekła na ziemi. Nie pozostawiłem na sobie suchej nitki. Opisuję początki wchodzenia w nałóg, dno, gdzie nie słychać już żadnego pukania i potem powolny powrót do świata żywych. Bolesne chwile, kiedy wszyscy się ode mnie odwrócili i nie miałem innego wyjścia jak jeździć po Polsce i tłuc się po narkomańskich melinach, powoli sprowadzały mnie na ziemię. To, czego doświadczyłem będąc na gigancie, powoli utwierdzało mnie w przekonaniu, że albo zacznę się leczyć, albo "przejdę na drugą stronę". Tak skończyło wielu moich kolegów, którzy się nie wyleczyli, przywołuję konkretne przykłady w mojej książce.

Ale w pewnym momencie pan postanowił wytrzeźwieć, zmienić swoje życie. Co się stało?

- Przyczyniło się do tego wiele czynników i wielu ludzi. Przede wszystkim chciała tego Magda, którą spotkałem na gigancie i w której zakochałem się. Uciekła z domu i los zetknął nas w Warszawie, na Dworcu Wschodnim. Spaliśmy razem w opuszczonej stacji wodociągów i kiedy cały świat się ode mnie odwrócił, ona jedyna we mnie wierzyła i chciała, abym pojechał do Monaru. Potem jeszcze byłem świadkiem śmierci brata Aśki, która wciągnęła mnie w ćpanie. Po tym wydarzeniu przyrzekłem sobie: nigdy więcej pompki! Nigdy więcej walenia w kanał!

Jak bardzo człowiek musi zmagać się z samym sobą, aby wygrać z nałogiem?

- Droga jest długa, pełna wątpliwości i momentów, kiedy chce się wszystko rzucić i zwiać gdzie pieprz rośnie. Powiem tak: leczyłem się już wiele miesięcy, kiedy poczułem się zdrowy i wyjechałem. Wydawało mi się, że sobie poradzę, jednak, jak się potem okazało, nie byłem wyleczony nawet ze swojej głupoty. Przez następny miesiąc wpadłem w takie kłopoty, że nie chciało mi się żyć. Wróciłem do Monaru, ale społeczność nie chciała mnie przyjąć i w owych czasach, kiedy ja się leczyłem, trzeba było porządnie "spiąć tyłek", aby być z powrotem przyjętym do ośrodka.

Kiedy człowiek jest zrównany z ziemią, trzeba postawić na leczenie, trzeba za wszelką cenę pozostać w ośrodku. Nie wiem, co zrobiłby ktoś, kto teraz czyta tę rozmowę, kiedy w społeczności (w ośrodku leczenia narkomanów) ludzie zadecydowaliby, że ma iść do ośrodkowej świniarni i umyć sobie twarz w gnoju. Kiedy wróciłem, tyle mi narzucili obciążeń, że zasypiałem na stojąco. Pracowałem cały dzień, potem miałem "lokaja" (usługiwanie wszystkim w społeczności), a na koniec sprzątanie łazienek od północy prawie do rana. A potem jeszcze 6 km biegu. I tak przez dwa tygodnie. Prawie nie spałem. Jednak to wszystko dało mi do zrozumienia, jak bardzo chcę pozostać w ośrodku i się leczyć. Bywały momenty, że szedłem nad rzekę, aby się wypłakać, bo łzy same mi napływały do oczu. Nie wstydzę się o tym pisać. Właśnie, dlatego dziś jestem wśród żywych, jestem szczęśliwy, prowadzę własną firmę.

Problem narkomanii wciąż jest obecny w naszym społeczeństwie.

- Ten problem się nasila. Czasy są ciężkie, rodzice zapracowani w walce o byt nie zdają sobie sprawy, jak wiele niebezpieczeństw czai się na drodze ich dorastających dzieci. Nieograniczony oraz niekontrolowany przez dorosłych dostęp do internetu też w pewnym stopniu sprzyja rozwojowi agresji i ignorancji. W internecie można łatwo natknąć się na rzeczy zakazane, zasmakować dorosłości. Czasami te zachowania mają swoje następstwa w realnym świecie, gdzie młodzież zaczyna szukać mocniejszych wrażeń i chętniej sięga po używki, które podsuwa mu do skosztowania np. młodociany diler w szkole. Nie można na 100 proc. stwierdzić, kto i ile bierze, ale wiem z nieoficjalnych źródeł, że sporo ludzi, chociażby w Kolnie, boryka się z tym problemem i ćpa. Chciałbym im pomóc, dlatego proszę podać mój mail [email protected]. Chętnie odpiszę na każdy list.

Przymierza się pan do kolejnej książki?

- Zacząłem pisać już trzecią książkę. To historia Karoliny, nastolatki, która zakochała się w... Na razie tego nie zdradzę. Powiem tylko, że to historia prawdziwa. Już nie tylko o narkotykach, choć i ten temat będzie w niej poruszony. Tak naprawdę chciałem napisać książkę związaną z ezoteryką i tarotem, ponieważ stał się on moją pasją. Rozkładam karty już od wielu lat. Mam też wiele innych planów i chciałbym je bez pośpiechu realizować. Mam przecież przed sobą całe życie. Na trzeźwo oczywiście.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna