Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jagiellonia Białystok w 2015 roku. Podsumowanie

Dariusz Klimaszewski
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Zgodnie z prawdą tego przysłowia kibice mieli nadzieję, że po wspaniałym poprzednim sezonie, także w tym jagiellończycy liczyć się będą w walce o czołowe miejsce w ekstraklasie.
Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Zgodnie z prawdą tego przysłowia kibice mieli nadzieję, że po wspaniałym poprzednim sezonie, także w tym jagiellończycy liczyć się będą w walce o czołowe miejsce w ekstraklasie. Archiwum/Wojciech Wojtkielewicz
Jeśli białostocki zespół znacząco nie wzmocni składu w zimowym okienku transferowym, wiosną czeka go bardzo ciężka walka. I nie będzie to walka w grupie mistrzowskiej, ale o uratowanie się przed degradacją i pozostanie w gronie najlepszych drużyn Polski.

Grudzień 2014 roku: 2. miejsce, 38 punktów; 11 zwycięstw, 5 remisów i 5 porażek; bramki 34-24. Grudzień 2015 roku: 8. miejsce, 25 punktów; 7 zwycięstw, 4 remisy i 10 porażek; bramki: 30-34. Dwa jakże rożne bilanse piłkarzy Jagiellonii po 21 meczach w ekstraklasie. Różne tak, jak różny jest białostocki zespół - ten sprzed 12 miesięcy i ten obecny.

Nadzieje prysły szybko

Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Zgodnie z prawdą tego przysłowia kibice mieli nadzieję, że po wspaniałym poprzednim sezonie, także w tym jagiellończycy liczyć się będą w walce o czołowe miejsce w ekstraklasie.

Niestety, dość szybko zostaliśmy wszyscy brutalnie sprowadzeni na ziemię. Przez niemal całą minioną rundę podopieczni trenera Michała Probierza plasowali się znacznie bliżej końca tabeli, aniżeli „czuba” klasyfikacji.

I powiedzmy sobie szczerze, że nie miał na to wpływu udział białostoczan w rozgrywkach europejskich, chociaż szkoleniowiec nazwał go „pocałunkiem śmierci”. Przed laty polscy trenerzy tłumaczyli słabą postawę swych drużyn w rundach wstępnych europejskiej rywalizacji późnym w stosunku do rywali rozpoczęciem rozgrywek ekstraklasy (byliśmy w stosunku do przeciwników na innym etapie przygotowań). Obecnie, gdy nasi ligowcy startują do walki o punkty w podobnych terminach, co piłkarze lig zachodnich, trenerzy narzekają na krótkie urlopy, brak czasu na należyte przygotowanie zespołów. No cóż, wtedy było źle, teraz jest źle. To kiedy będzie dobrze? To jest pytanie do szkoleniowców, którzy szukają zbyt łatwych wymówek.

Prawda jest zaś taka, że na wyniki Jagiellonii w obecnym sezonie miały wpływ przede wszystkim zmiany w składzie dokonane latem i na początku rozgrywek.

Przeciętny zespół

Nie ma co ukrywać, ostatnie transfery osłabiły drużynę. I to bardzo poważnie. Jedenastka Probierza straciła niemal w każdej linii: Mateusza Piątkowskiego i Patryka Tuszyńskiego w ataku, Nikę Dzalamidze i Macieja Gajosa w pomocy, Michała Pazdana w obronie.

W bramce pozostał wprawdzie Bartłomiej Drągowski, ale też nie prezentuje formy z ubiegłego sezonu. Owszem popisuje się znakomitymi interwencjami, lecz zdarzają mu się też fatalne. Przy stracie kilku goli nie był bez winy. Nie ma spokoju w bramce prezentowanego w poprzednich rozgrywkach, zachowuje się impulsywnie. No i brakuje mu szczęścia. Wprawdzie na to nie ma wpływu, ale jak mówi przysłowie „szczęście sprzyja lepszym”…

Białystok opuścili trzej ludzie szerokiej kadry selekcjonera Adama Nawałki (Tuszyński, Gajos, Pazdan). W Jagiellonii do Igorsa Tarasovsa dołączyli Kon-stantin Vassiljev i Fedor Cernych. W zamian za trzech biało-czerwonych, mamy reprezentantów Łotwy, Estonii i Litwy. Ilościowo jest równo. A jakościowo? Odpowiedzią na to pytanie jest porównanie siły reprezentacji Polski i narodowych ekip państw nadbałtyckich. Owszem, nawet w tak małych krajach, jak nasi wschodni sąsiedzi, rodzą się futbolowe „rodzynki”, ale z pewnością Cernych nie jest zawodnikiem na miarę Arminasa Narbekovasa, który pod koniec lat 80. zajął z Żalgirisem Wilno 3. miejsce w ekstraklasie radzieckiej i zdobył tytuł wicekróla strzelców rozgrywek, a z reprezentacją olimpijską ZSRR wywalczył złoto w Seulu.

Nie powinniśmy się oszukiwać: dziś Jagiellonia jest zespołem bez wybitnych indywidualności. To drużyna przeciętna, złożona z przeciętnych piłkarzy, którzy albo mają najlepsze lata swej sportowej kariery za sobą, albo dopiero stoją na jej progu. I dlatego też jest to obecnie zespół bez ustabilizowanego składu. Dość powiedzieć, że do 21 minionych meczów Jagiellonia wychodziła aż 18 razy w innym zestawieniu. Oczywiście, część zmian wymusiły kontuzje i pauzy za kartki. Częściowo prawdziwa jest też odpowiedź trenera Probierza na pytanie o roszady, że szkoleniowcy najlepiej znają dyspozycję podopiecznych, bo oglądają ich codziennie na treningach. Ale prawdą jest również to, że jak się ma wyrównany, szeroki zespół, bez indywidualności, to szuka się jego optymalnego zestawienia. I Probierz jesienią cały czas go szukał, zmieniając nie tylko wyjściowe zestawienie jedenastki, ale też pozycje, na których grają jego podopieczni. Szczególnie w linii ataku, w której brakuje klasycznego środkowego napastnika, potrafiącego zarówno pokonać indywidualną akcją obronę rywali, jak i przyjąć i odegrać piłkę lepiej ustawionemu koledze (to potrafili Piątkowski i Tu-szyński).

Żadnego kryzysu nie było

Mając na uwadze tą przeciętność zespołu, trudno się zgodzić ze stwierdzeniem, że od 23 września do 7 listopada białostocka drużyna przechodziła kryzys (wówczas zanotowała przegraną w Pucharze Polski z Zagłębiem Lubin oraz pięć porażek i remis w rozgrywkach ekstraklasy). Po prostu jagiellończycy w meczach tych nie wznieśli się na szczyt swoich możliwości. Grali tylko swoje, czyli przeciętnie. A ligowy „średniak” nie jest wcale trudny do ogrania. Dlatego też serię porażek nie można odbierać jako przejaw kryzysu, tylko za normalne wyniki przeciętnie grającego, przeciętnego zespołu.

Oponenci tego stwierdzenia zapewne zauważą, że były też mecze, w których białostoccy „przeciętniacy” z powodzeniem stawali przeciw znacznie mocniejszym personalnie rywalom. Ale zauważmy, że po tych spotkaniach Michał Probierz mówił, iż jego zawodnicy grali z olbrzymim zaangażowaniem, zostawili na boisku pot i łzy.

Poczekalnia

No właśnie, w rywalizacji z faworyzowanym przeciwnikiem można odnieść sukces, ale trzeba włożyć w nią całe swoje serce, trzeba pokazać wszystkie swoje umiejętności.

Tego powinniśmy oczekiwać od jagiellończyków. Tego też oczekuje trener Probierz. Ale czy powinniśmy się dziwić, że jesienią nasze oczekiwania nie pokrywały się z rzeczywistością?

I tu znów dochodzimy do polityki transferowej Jagiellonii, do tego, o czym już głośno mówią kibice. Otóż o tym, że białostocki klub zyskał w Polsce miano „poczekalni” w drodze na Zachód. Piłkarze przyjeżdżają do Białegostoku chętnie, bo wiedzą, że zagrają 2-4 sezony, w jednym z nich zespół wejdzie do krajowej czołówki (europejskiej rywalizacji), a oni zostaną wytransferowani, chociażby do Turcji. Z Białymstokiem nie wiążą swej przyszłości, dla nich miasto nad Białą jest tylko przystankiem. Czy zatem warto grać w każdym meczu „na maksa”?

Niestety, podobnie budowane w Białymstoku drużyny nie odniosły sukcesów. Z zawodnikami z Polski cienko „przędli” w ekstraklasie i bokserzy Gwardii/Hetmana, i koszykarze Instalu/Dojlid/Płyt/Rodeksu. Kibiców radowały zaś koszykarki Włókniarza, czy piłkarze Jagiellonii z lat 80. Bo to były ekipy, które tworzyli głównie białostoczanki i białostoczanie. Bez reprezentantek i reprezentantów kraju, ale z charakterem, związane na dobre i złe z regionem, kochane przez kibiców.

Pamiętajmy o historii

Warto więc, by o tym pamiętali decydenci Jagiellonii. Podobnie jak o Jadze, która z kretesem zleciała z ekstraklasy w sezonie 1988/89.

Młodszym kibicom przypomnę: latem 1988 roku białostoczanie rozegrali w Olsztynie z Legią Warszawa jeden z najlepszych w historii finałów Pucharu Polski. Po nim zaś działacze białostockiego klubu dokonali rozbiórki zespołu. Z drużyny, w której występował obecny właściciel Jagiellonii Cezary Kulesza, odeszli: obrońca Mariusz Lisowski (do Olimpii Poznań), pomocnicy Dariusz Bayer (do Lecha Poznań) i Dariusz Czykier (do Legii Warszawa via Fala Kazuń), napastnicy Jacek Bayer i Jarosław Michalewicz (obydwaj do Widzewa Łódź). Efekt tych transferów, jakże podobnych do ostatnio dokonanych, był tragiczny: żółto-czerwoni w całym sezonie 1988/89 wygrali trzy mecze, 13 zremisowali, 14 przegrali i z hukiem spadli z ekstraklasy do II ligi.

Potrzebne wzmocnienia

Aby nie doszło do tej niemiłej dla białostockich kibiców powtórki z historii, konieczne jest wzmocnienie zespołu. I to indywidualnościami, a nie zawodnikami z I ligi, którzy mogą stanowić o sile drużyny, ale za kilka lat.

Fakt, że sytuacja Jagiellonii jest znacznie lepsza niż w sezonie 1988/89. Niemniej jej pozycja w tabeli nie napawa optymizmem. Różnice punktowe między drużynami są minimalne, nie ma ekip „dołujących”. To zaś oznacza, że po podziale tabeli na „mistrzowską” i „spadkowiczów” oraz podziale na połowę punktów, zespół zajmujący nawet 9. pozycję nie będzie spokojny o swój byt w ekstraklasie. Wszystko wskazuje na to, że dopiero po ostatniej, 37. serii meczów zostaną wyłonieni zarówno nasi europejscy pucharowicze, jak i spadkowicze.

Dlatego niezwykle ważne będzie uplasowanie się żółto-czerwonych na 8. miejscu przed podziałem ekstraklasy. Aby jednak to osiągnąć, drużyna musi w zimowym oknie transferowym pozyskać kilku znaczących piłkarzy. Tych, którzy wzmocnią słabiutką grę defensywną (pod względem straconych goli od Jagiellonii gorsze jest obecnie tylko Podbeskidzie Bielsko-Biała) i całkiem niezłą ofensywę, która strzeliła sporo goli, ale też sporo idealnych sytuacji nie wykorzystała.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna