Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jak dożyję, to i maturę zdam

Magdalena Kleban
– Za młodu myślałem nawet, że będę śpiewakiem, lubiłem występować w szkolnym chórze, ale człowiek nieraz w takim szachu się znajdzie, że trudno to sobie nawet wyobrazić – przyznaje Witalis Garbowski, przyszłoroczny maturzysta ze wsi Jabłonowo Kąty.
– Za młodu myślałem nawet, że będę śpiewakiem, lubiłem występować w szkolnym chórze, ale człowiek nieraz w takim szachu się znajdzie, że trudno to sobie nawet wyobrazić – przyznaje Witalis Garbowski, przyszłoroczny maturzysta ze wsi Jabłonowo Kąty.
W szkole ma ksywę "Dziadek". I nic dziwnego, skoro od swoich kolegów z ławki jest starszy o ponad 50 lat!

Witalis Garbowski z podlaskiej wsi Jabłonowo Kąty rozpoczął naukę w liceum i chce zdać maturę. Choć w tym roku będzie obchodził 70. urodziny.

Kiedy miał 20 lat, do matury zabrakło mu zaledwie dwóch miesięcy. Teraz, po pięćdziesięciu latach, być może uda mu się to wreszcie osiągnąć. Witalis Garbowski ze wsi Jabłonowo Kąty już drugi rok z rzędu w soboty i niedziele chodzi do liceum w pobliskim Sokołowie. Dla większości swoich kolegów ze szkolnej ławki mógłby być dziadkiem, więc nic dziwnego, że tak go przezywają. On jednak się nie obraża. Za sobą ma już prawie cztery semestry nauki, a przed nim ciągle najważniejsze: matura.

Trzeba skończyć, co się zaczęło
- Jak dożyję - mówi pan Witalis, urodzony w 1941 r. - Brat był trzy lata młodszy ode mnie, a w marcu będzie rok jak poszedł do piachu. A i u mnie zdrowie już nie te...

Witalis Garbowski z pewnością nie jest najstarszym Polakiem, który postanowił po latach, na emeryturze zdać egzamin maturalny. I w przeciwieństwie do większości, on nie robi tego dla innych: dla żony, dzieci czy też wnuków. Nic z tych rzeczy. On tę maturę chce zrobić, bo czuje, że przez to, że 50 lat temu los i historia mu na to nie pozwoliły, jego życie potoczyło się nie tak, jak by sobie tego życzył. I już oczywiście nie ma nadziei, że dzięki temu coś się w jego życiu zmieni. Aż tak naiwny to on nie jest. Chce po prostu zakończyć to, co kiedyś zaczął. Już tak ma, że nie lubi niedokończonych spraw.

- Jak wpadłem na to, żeby wrócić do szkoły? Ot, szedłem kiedyś ulicą w Sokołach i zobaczyłem ogłoszenie o naborze do zaocznego liceum - wspomina. - No i się zapisałem! Zawsze to jakaś rozrywka, do ludzi można trochę wyjść, zagadać czy choć pobyć razem.

Zawsze zresztą lubił czytać. Na jego stoliku piętrzy się stos codziennych gazet, w pokoju obok trzyma książki do szkoły: "Pan Tadeusz", słownik polsko-angielski, podręcznik do języka polskiego.

Czasami człowieka życie zaskoczy
Z zewnątrz dom pana Witalisa przedstawia się okazale - piękna i świeża elewacja w słonecznym kolorze. Przy domu pomalowane na ten sam kolor pomieszczenia gospodarskie. Widać, że ściany budynku musiały być niedawno odświeżane. Gorzej jest w środku - wyraźnie brakuje tu kobiecej ręki. Dom zresztą jest wiekowy, należał jeszcze do jego rodziców. Wspólnie z trójką rodzeństwa spędził tu dzieciństwo, a po latach wrócił, by wspomóc schorowanych i starszych rodziców.

Ale to było już po 1968 roku, kiedy wydawało mu się, że na zawsze już zapomniał o maturalnych planach i wszelkich ambicjach. A nie zawsze tak było.

- Ja przecież miałem maturę na wyciągnięcie ręki. Po zawodówce poszedłem do technikum, do Łodzi i na dwa miesiące przed egzaminami wzięli mnie w kamasze - przypomina mężczyzna.

Tu po raz pierwszy w życie pana Witalisa wkroczyła tzw. "wielka historia". Bo to był rok 1962. Rosjanie rozmieszczali wówczas na terytorium Kuby rakiety średniego zasięgu, mogące razić cele na terytorium USA. Świat stanął na krawędzi III wojny światowej. Amerykanie postawili w stan gotowości bojowej armię, marynarka wojenna wypłynęła w morze z rozkazem niedopuszczania do Kuby okrętów radzieckich. Na szczęście do najgorszego nie doszło, a Rosjanie wycofali się. Ich okręty zawróciły, rakiety zostały zdemontowane. Ludzie na całym świecie odetchnęli z ulgą. Ale przez kilka, niezwykle długich - jak się wówczas wydawało - dni przyszłość świata wisiała na włosku. Witalis, jak wielu jego rówieśników, został zwerbowany do wojska i do szkoły już nie wrócił...

Los rzucał go potem po całym kraju. Po szkole w Łodzi służył w wojsku na Pomorzu, by po kilku latach zaczepić się w pracy w Zakładach Chemicznych w Oświęcimiu. Do dzisiaj pamięta te wszystkie międzynarodowe delegacje dygnitarzy, którzy przyjeżdżali na teren byłego obozu koncentracyjnego: Indirę Ghandi, a nawet Charlesa de Gaulle'a, na cześć którego mieszkańcom rozdawane były charakterystyczne nakrycia głowy. A potem przyszedł 1968 r. i protesty. I po raz kolejny to historia zdecydowała za niego.

- W Krakowie znalazłem się w centrum wydarzeń, pamiętam manifestacje młodych ludzi, zwłaszcza niektóre ich transparenty typu: "W Poroninie wiszą gadki po Leninie, wiatr je miota w lewo w prawo, a partyjni biją brawo" - wspomina z uśmiechem. - Tym młodym później jednak nie było do śmiechu. Władza gnała ich strasznie. Tak wówczas było z tymi manifestacjami.

Czasem tak bywa, że ktoś przegrywa
Takimi słowami Witalis Garbowski podsumowuje swoje życie. Mężczyzna nie ukrywa, że nie do końca mu się wszystko układało tak, jakby chciał. Po zamieszkach w 1968 roku wrócił do rodzinnej miejscowości we wsi Jabłonowo Kąty w powiecie wysokomazowieckim.

- Reszta rodzeństwa się rozjechała, brat z siostrą do Białegostoku, drugi brat zamieszkał w Łapach, a rodzice potrzebowali pomocy. Ojciec był już taki słaby, że dla nich to byłaby wegetacja, a nie życie - bardziej stwierdza niż się skarży.

Witalis wrócił więc na ojcowiznę, choć mógł się zaczepić w płockiej Petrochemii, gdzie i zarobki byłyby lepsze i perspektywy życia ciekawsze. Na wsi życia już sobie nie ułożył. Od lat mieszka sam w dużym domu, tylko z psem.

- I zamiast siedzieć taki samotny, wolałem iść do szkoły - tłumaczy. - Teraz na szczęście nie ma już tych przedmiotów technicznych, a humanistyczne zawsze lubiłem - kończy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna