Oczywiście, że strach jest. Ale adrenalina pomaga go pokonać. To wciąga - mówi Ignacy Lenkiewicz z Sokółki. - Kiedyś bałem się porządnie rozpędzać na zakrętach. Wchodziłem w zakręt z maksymalną prędkością 80 km na godzinę, do czasu, aż kolega przewiózł mnie przez wąski zakręt z prędkością... 155 km na godzinę. Kiedy wysiadłem z auta, nie mogłem dojść do siebie. Tak mi się trzęsły ręce... Ale już wiedziałem, że teraz sam tak będę jeździł. Po prostu na łuku drogi trzeba załadować tyle gazu, ile wlezie, i to wtedy nie spowoduje wywrócenia się samochodu.
Od quadów do terenówek
Ignacy Lenkiewicz z Sokółki od dziesięciu już lat staruje w rajdach off-roadowych.
- Nie jeżdżę dla samej przyjemności, bo czuję ducha rywalizacji i celem jest zawsze wygrana - pierwsze miejsce na pudle! - zastrzega.
Jego pasja do jeżdżenia po wertepach rozpoczęła się od rodzinnych wyjazdów za miasto, np. do podsokólskiego Kundzina. W niedzielne popołudnia skrzykiwał znajomych, zabierał dzieci i jechali do lasu na quady. Pociągały go skrajne emocje, od euforii do strachu.
- Jednak szybko się zorientowałem, że wyjazdy na quady to nie do końca to, czego potrzebuję - wyjaśnia.
Zaczął szukać czegoś, co dostarczy mu większej dawki adrenaliny.
- Zdecydowałem się na kupno pierwszego samochodu terenowego - wspomina Lenkiewicz. - To był stary, poczciwy Nissan Patrol Y60. Jednak szybko zorientowałem się, że w aucie tej klasy mogę pokonywać tylko niezbyt wymagające tereny. Nie miałem szans na wygranie z załogami w profesjonalnych autach. A zacząłem jeździć w klasie ekstremalnej i widziałem, że mój nissan nie był w stanie pojechać szybciej...
Wtedy zaczął się zastanawiać nad samodzielnym zbudowaniem auta, od podstaw.
- Bo większość załóg klasy ekstremalnej jeździ na własnoręcznie złożonych pojazdach - wyjaśnia Ignacy Lenkiewicz.
Syn połknął bakcyla
W 2010 roku Lenkiewicz zdecydował się na udział w rajdzie Magam Trophy, na który przyjeżdżają doświadczone załogi nie tylko z Polski, ale całej Europy.
- I wtedy zdecydowałem się na kupno profesjonalnego auta, którym mógłby pojechać w rajdzie cross-country czy w rajdzie przeprawowym - wspomina. - Takie auta świetnie się sprawdzają, bo są mało awaryjne. To czołówka modelów off-roadowych, których w Polsce mamy zaledwie dwadzieścia sztuk.
Wkrótce zaś sam, a właściwie z pomocą syna, zaczął składać kolejny model samochodu. Bo wspólna jazda po wertepach i praca przy naprawach aut sprawiła, że również syn Lenkiewicza połknął bakcyla ekstremalnego sportu.
- I w ubiegłym roku zbudowaliśmy auto dla mojego syna - podkreśla z dumą Lenkiewicz. - Kupiliśmy jedynie profesjonalną ramoklatkę, a cała reszta to nasza praca od zera. Zajęło nam to dziesięć miesięcy! W tym roku syn brał udział w trzech rajdach i auto sprawdza się także na tych najbardziej ekstremalnych odcinkach, choć cały czas konstrukcyjnie je docieramy. Myślę, że on - jako 19-latek - ma jeszcze czas, by nabrać doświadczenia. Po dwóch, trzech latach będzie w stanie stworzyć załogę, która zacznie liczyć się w Polsce, bo on naprawdę ma do tego smykałkę. Tak samo jak teraz moje nazwisko liczy się w kręgu kierowców off-raidowych - wyjaśnia Igancy.
Pilot jest jego oczami
Sam próbuje swoich sił w rajdach o coraz wyższym poziomie trudności.
- W ubiegłym roku wygraliśmy Przeprawowe Mistrzostwa H6, Poland Trophy i Puchar Polski w Nowej Dębie skończyliśmy na szóstym miejscu - 36-latek wylicza sukcesy. - Ubiegły rok był naprawdę fajny, bo tylko z dwóch zawodów nie przywieźliśmy pucharów.
I podkreśla, że by wygrać prestiżowy rajd, nie wystarczy dobre auto i doświadczenie kierowcy. Obok niezbędny jest dobry pilot, który poprowadzi auto po każdych bezdrożach.
- Bo aby wygrać rajd, nie wystarczy dojechać w krótkim czasie - zastrzega. - Trzeba przejechać odcinki specjalne, które są najwyżej punktowane. A tam są tak strome zjazdy i podjazdy, że kierowca zza kierownicy niewiele widzi. I wtedy zaczyna się rola pilota, który musi określić, jak stromy jest zjazd, a nawet zdecydować za kierowcę, czy pokonujemy go przy asekuracji, czy na tzw. kole - wyjaśnia pasjonat rajdów off-roadowych.
Odcinki specjalne to pionowe ściany w lesie, strome zjazdy i wyboje, które kierowca jest w stanie pokonać tylko przy pomocy. zaufanego pilota.
- Początki z moim pilotem, Przemysławem Biegańskim, były trudne - wspomina Lenkiewicz. - Bo pilot, gdy nie wiedział, co dokładnie dzieje się z przodu, po prostu wypinał się z pasów i... uciekał. Ja zjeżdżałem autem, a on zbiegał. Ale kiedy już nabrał doświadczenia i zobaczył, że zjazd z trzymetrowej, niemalże pionowej skarpy jest możliwy, przestał uciekać. Jednak faktem jest, że niektóre odcinki pilot często pokonuje biegnąc, bo nie ma czasu na wysiadanie i za kilka metrów ponowne zapinanie się w pasach. Dlatego musi to być osoba wysportowana - śmieje się kierowca.
I dodaje, że uwielbia swoje życie w terenówce: - Bo biegnie ono szybciej - wyjaśnia. - W ciągu sekundy trzeba podejmować decyzje, których skutkiem może być wylądowanie w bagnie albo dalsza jazda po puchar...
Bardzo też lubi udział w maratonach.
- Trwają one po sześć dni i w tym czasie przejeżdżamy około 1570 km - tłumaczy. - Po takim rajdzie gubię prawie kilogram dziennie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?