Justyno, jak zdrowie?
Teoretycznie coraz lepiej, ale w dalszym ciągu nie jest do końca w porządku, i w dalszym ciągu muszę się ratować treningami zastępczymi. Takimi jak jazda na rowerze, która nie należy do moich ulubionych aktywności, zwłaszcza że naprawdę sporo muszę przejechać, żeby zaliczyć swoją dzienną dawkę. Trener urozmaica mi te zajęcia, raz to są treningi bardziej wytrzymałościowe na rowerze stacjonarnym, innym razem bardziej na dynamikę, czyli kręcenie na dużej mocy przez 15 sekund. I fajnie, że trener dba, żebym się nie nudziła.
A jak to jest oglądać takie zmagania, jak Drużynowe Mistrzostwa Europy, które były rozgrywane w ramach Igrzysk Europejskich 2023 w Chorzowie z perspektywy widza? Bo to dla ciebie nowość.
Zgadza się, wcześniej zdarzały się jakieś pojedyncze zawody, w których nie startowałam i oglądałam w telewizji, ale teraz tak naprawdę przerwa trwa już od miesiąca. I jest przykra, nie ukrywajmy, bo ciężko pracuję, a nawet poświęcam się treningowi, żeby startować. Tymczasem w momencie, kiedy powinnam być na zawodach, to siedzę na kanapie i oglądam rywalizację sprzed telewizora. To nie jest dla mnie łatwe doświadczenie. Oczywiście, z drugiej strony fajnie się to ogląda, bo w momencie, kiedy startuję i jestem na bieżni, to tak naprawdę nie wiem, co się działo w innych konkurencjach, w innych sektorach stadionu. A teraz miałam podgląd na wszystko. Tym razem moje koleżanki i koledzy nie walczyli dla siebie, tylko dla całej drużyny i było widać po nich tę wolę walki. A o to tym razem, czyli o zespołowość, w pierwszej kolejności chodziło. Co było zresztą widać, kiedy stawali na drugim stopniu podium.
Poprzednio nasza drużyna wygrywała drużynowe mistrzostwa Europy. Czy zatem teraz drugim miejscem powinniśmy się trochę zmartwić, czy trzeba do DME podchodzić jako do imprezy, która jest po drodze, a docelowe są mistrzostwa świata w Budapeszcie?
Do startu w Chorzowie bardzo dobrze przygotowali się Włosi, im szczególnie zależało w tym roku na tytule, ale w mojej ocenie drugie miejsce w Drużynowych Mistrzostwach Europy także jest ogromnym sukcesem. Tym bardziej, że kilku znaczących zawodników w reprezentacji Polski wysypało się zdrowotnie przed tą imprezą. Jestem zatem spokojna, że na docelowej imprezie, czyli podczas mistrzostw świata w Budapeszcie wyniki będą jeszcze lepsze i każdy będzie walczył o najwyższe lokaty.
Kibice mogą mieć nadzieję, że twój start w Budapeszcie nie jest zagrożony?
Trudno to teraz przesądzić. Staram się wrócić na bieżnię, ale nie jest to proste. Dlatego nie jestem w stanie powiedzieć, kiedy doczekam się najbliższego startu. Myślę, że to się dopiero okaże, czy uda się wkrótce wystartować, czy będę musiała zupełnie odpuścić ten sezon. Do tej pory zawsze walczyłam do ostatnich dni i w gruncie rzeczy zawsze na koniec udawało się zdobywać medale ze sztafetą. Czyli był happy end. Dlatego wierzę, że i tym razem tak będzie.
A jak to jest z motywacją u zawodniczki tak tytułowanej jak ty, mistrzyni olimpijskiej i zdobywczyni wielu medali na imprezach rangi mistrzowskiej?
Bywają gorsze i lepsze momenty, jak u każdego, ale nie czuję się spełnioną zawodniczką i mam sobie jeszcze coś do udowodnienia. I to przede wszystkim w tym momencie mnie napędza. Oczywiście, zdarzają się sytuacje kryzysowe w takich chwilach jak teraz, kiedy tak naprawdę niewiele mogę robić, ale teraz nie myślę o tym, co już osiągnęłam. Tylko o tym, co jeszcze przede mną. Zmęczenie tak zwanego materiału czasem przychodzi, to naturalne, ale jeśli mamy wyznaczony cel, to to nas właśnie ciągnie i daje motywację. Wiem, że tak naprawdę już nie pobiegam zbyt długo i chciałabym pozostały na bieżni czas wykorzystać na maksa. Po prostu.
Nie czujesz się zawodniczką spełnioną?! To zaskakujące, biorąc pod uwagę twoje osiągnięcia. Co konkretnie chciałabyś zatem sobie udowodnić?
Oczywiście, największe marzenie spełniłam, bo był nim medal igrzysk olimpijskich, a udało się tak naprawdę zrealizować ten cel z nawiązką, ponieważ mam już dwa takie krążki, ale w dalszym ciągu chciałabym spróbować się indywidualnie. Bo, mimo że zdrowie sprawiło mi teraz psikusa, to uważam, że jeszcze nie pokazałam wszystkiego, na co mnie stać. Uważam, że jeszcze mam rezerwy.
To ambitny plan, biorąc pod uwagę, że poziom światowych 400 metrów u kobiet jest niebotyczny, a taki fenomen jak Femke Bol zdarza raz na kilka dekad.
To, co wyprawia Femke, to jest naprawdę coś wspaniałego! Mnie najbardziej zachwycił jej bieg na hali, kiedy biła rekord świata. To było naprawdę: wow, wielkie, wielkie bieganie! Nie chodzi mi nawet o to, żeby wygrywać z takimi zawodniczkami jak Bol, chcę natomiast spróbować pokonać własne bariery. Nawet jeśli poziom 400 metrów na świecie jest najwyższy od lat.
Sądzisz, że po prostu trzeba się urodzić z takim dotknięciem magii jak Femke, czy podstawą fantastycznych wyników i sukcesów Holenderki jest praca?
Bez szczególnych zdolności nie byłoby to możliwe, ale to jest zawodniczka, która ma wszystko poukładane od A do Z. I tak naprawdę ciężką, a nawet bardzo ciężką pracą Bol zaszła do miejsca, w którym znajduje się teraz w światowej hierarchii.
W Polsce poziom żeńskich 400 metrów także jest ogromnie wysoki. Był taki czas, że ciągnęłaś całą konkurencję w pojedynkę, a dzisiaj liderki są co najmniej trzy.
Zgadza się, trenuję ładnych parę lat i naprawdę na tej przestrzeni widzę, jak poziom z każdym praktycznie rokiem wzrastał. Kiedyś wystarczyło pobiec w granicach 52 sekund, żeby być na krajowym szczycie, a zdarzały się sezony, gdzie wystarczyło 53 sekundy i zdobywało się medal. Teraz taki wynik nie daje nawet awansu do finału... Napędzamy się nawzajem, rywalizacja jest najlepszym motorem napędowym.
Czy to zawsze jest wyłącznie pozytywne napędzanie się? Wiadomo, że stanowicie drużynę, ale lekkoatletyka jest sportem indywidualnym, czy zatem ambicje każdej z was nie wychodzą czasem na plan pierwszy?
Wygra zawsze w danym momencie lepsza, więc przed biegiem życzymy sobie powodzenia, a po biegu gratulujemy sobie wzajemnie. Przez chwilę jesteśmy dla siebie rywalkami, bo oczywiście gdy stajesz na starcie to chcesz wygrać, po to przecież trenowałeś, by osiągać jak najlepsze rezultaty i zwyciężać. Już jednak po minięciu linii mety, zbijamy piątkę i to jest właśnie piękno sportu.
To zapytam inaczej - jesteście zawodowymi sportsmenkami i to z poziomu absolutnie topowego na świecie. Czy jest na nim miejsce na przyjaźń, czy raczej jesteście tylko koleżankami z pracy?
Jest miejsce na przyjaźń, chociażby z Małgorzatą Hołub-Kowalik znamy się od wielu lat i to, że jesteśmy rywalkami na bieżni nie przeszkadza w ogóle w tym, że lubimy ze sobą spędzać czas także poza stadionami. Spotykamy się poza zawodami, poza obozami robimy wspólnie jakieś wypady. Oczywiście, to nie działa tak, że cała ósemka dziewczyn, które jeżdżą ze sobą na obozy sztafety przyjaźni się i wszystkie spijają sobie z dzióbków, bo to niemożliwe. Z jednymi lubimy się bardziej, z drugimi mniej, ale fajne jest to, że nawzajem siebie tolerujemy pomimo czasami różnych poglądów.
Obecność takich sponsorów jak Orlen pomaga dyscyplinie i wam indywidualnie budować te kariery? Potrzebne jest takie wsparcie w zawodowym sporcie?
Oczywiście, jest bardzo, bardzo potrzebne. Ba, wręcz nieodzowne! Daje pewność, możemy ze spokojną głową funkcjonować, nie martwiąc się za co przeżyć choćby w takich sytuacjach, w jakiej ja znalazłam się teraz, po odniesieniu kontuzji. Mamy fundusze na własne potrzeby, na rehabilitację, czy na dietetyka. Myślę, że to jest super, zwłaszcza że jesteśmy częścią sztafety, więc wpływa z korzyścią na działalność całego naszego teamu. A przede wszystkim - daje nam to poczucie bezpieczeństwa.
W tym momencie masz więcej okazji do.. wizualizacji przyszłych rekordów życiowych?
Raczej staram się o nich nie myśleć. Dominuje chęć, żeby być zdrowa, żeby wreszcie stanąć na linii startu, znaleźć się na bieżni i ponownie cieszyć się z tego, co robię. Bo zawsze sprawiało mi to ogromną frajdę. Dlatego raczej nie skupiam się na rekordach życiowych, choć wciąż oczywiście miło by było, gdyby udało się te rekordy jeszcze bardziej wyśrubować.
Miałaś chwilę, żeby nadrobić zaległości w pozasportowych aspektach życia?
Oczywiście! Mogłam przede wszystkim pobyć, pożyć w domu i zająć się bardziej przyziemnymi obowiązkami. Miałam czas, żeby spotkać się z rodziną, z przyjaciółmi, więc naprawdę nie marnuję tego okresu; przeciwnie - staram się wykorzystać go na maksa. Zdaję sobie z tego sprawę, a przynajmniej mam taką nadzieję, że to się zmieni i za niedługo znowu wejdę w tryb życia sportowca obozowego.
Igrzyska olimpijskie w Paryżu w roku 2024 – to dla ciebie w tym momencie impreza w sferze marzeń, czy już konkretnych planów?
Zdaję sobie sprawę, że to mogą być moje ostatnie igrzyska, więc chciałabym być tam w dużej formie i móc w sposób godny pożegnać się z arenami olimpijskimi, móc poczuć jeszcze raz całą atmosferę igrzysk, bo ona jest naprawdę wyjątkowa i piękna. Zatem - jak najbardziej zdarza mi się już myśleć o starcie w Paryżu w sposób realny.
Rozmawiał Adam Godlewski
Postawił na Rosję, teraz gra za darmo
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?