Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kibicowanie jest jak świętość

Mariusz Klimaszewski
Dorota i Czarek Walendziuk z Białegostoku i trójka ich wspaniałych córek: 5-letnia Zosia, 7-letnia Ola i 11-letnia Ula będą trzymać kciuki za polską reprezentację
Dorota i Czarek Walendziuk z Białegostoku i trójka ich wspaniałych córek: 5-letnia Zosia, 7-letnia Ola i 11-letnia Ula będą trzymać kciuki za polską reprezentację U. Klimaszewska
Białystok. Czarek Walendziuk z Białegostoku od 30 lat jest zagorzałym kibicem piłkarskim. Dla niego mistrzostwa Europy są jak świętość, tym bardziej że w tym roku wystąpi w nich reprezentacja Polski. Na ten czas na pewno zapomni o całym bożym świecie.

A wszystko zaczęło się 30 lat temu. - Pamiętam doskonale. Na mój pierwszy mecz piłki nożnej wziął mnie cioteczny brat. Grała wtedy Jagiellonia Białystok z Lechią Gdańsk jeszcze w drugiej lidze - mówi Czarek. - I tak wciągnąłem się. Od pucharowego spotkania Jagi z Legią Warszawa w 1981 roku zacząłem na dobre kibicowanie ukochanemu klubowi - wspomina. - Debiut wyjazdowy zaliczyłem w Pabianicach w wieku 14 lat. Białostoczanie prowadzeni przez Hieronima Ładę grali w trzeciej lidze z Włókniarzem Pabianice i przegrali ten mecz 1:2. Czerwoną kartkę dostał wówczas Mirosław Sowiński - szczegóły dawnych spotkań nie są żadnym problemem w przypomnieniu dla takiego fana futbolu jak Cezary. - Nie było wtedy "specjałów" (pociągi wynajmowane przez organizacje kibicowskie - przyp. red.). W ogóle w latach osiemdziesiątych było trudniej z różnymi rzeczami. Dziś jeden telefon i jest szalik, a wtedy trzeba było "kołować" taki "babciny". Zresztą do dziś dnia noszę go na mecze Jagiellonii, to jedna z takich moich "świętości".

W pewnym momencie, jak to w życiu bywa, pojawiła się obok piłki druga miłość Dorota. - Chodziliśmy paczką w 12 osób na mecze Jagiellonii. Zaraziłam się tym sportem, ale głowy całkiem nie straciłam - mówi Dorota, która jednak do dziś dnia jest bardzo wyrozumiała dla Czarka, gdy ten oznajmia, że jedzie na mecz Jagiellonii lub też reprezentacji. - A co mogę powiedzieć. Zabronić? O nie, wiem, jak ważne to jest dla mojego męża. Pozostaje jednak obawa o niego. Niestety, nie zawsze kibicowanie jest w dzisiejszych czasach bezpieczne. Wiadomo, bójki, "zadymy", gdzie wszystko może się zdarzyć.

Czarek podążał także za reprezentacją Polski. Z wyjazdów wspomina szczególnie ten z eliminacji mistrzostw Europy 1996 w Paryżu, a to m.in. nie tylko z korzystnego wówczas remisu biało-czerwonych z "Trójkolorowymi" 1:1, ale także ze spotkania na trybunach Parc des Princes Jana Urbana i Ryszarda Tarasiewicza dwóch byłych reprezentantów Polski, a obecnie trenerów drużyn ligowych z Warszawy i Wrocławia. - Zapytali wówczas, dlaczego tak słabo wiedzie się Jagiellonii, a co ja miałem powiedzieć... że nasz czas jeszcze przyjdzie - wspomina Czarek Walendziuk.

Wtedy biało-czerwoni odpadli w eliminacjach. Dopiero w 2008 roku doczekaliśmy się awansu na Euro. Czarek, jak większość kibiców, jest optymistą. - Wierzę w trenera z Holandii Leo Beenhakkera. Takiego człowieka potrzeba było nam wcześniej. Jest poza wszelkimi układami, nie ulega żadnej presji, ma swoją wizję, którą zaszczepia piłkarzom. Liczę, że odniesiemy wreszcie pierwsze zwycięstwo nad Niemcami. Myślę, że stać nas na ćwierćfinał, a po cichu liczę, że okażemy się drugą Grecją czy Danią - wyraża nadzieje chyba wszystkich kibiców biało-czerwonych Czarek Walendziuk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna