Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kobieta chciała im oddać swoje dziecko. By uratować mu życie

Justyna Paszko
Zamknięci w obozie uchodźcy zorganizowali pokojową manifestację. To było błaganie o pomoc. Przez 12 godzin stali z wypisanymi na kartonach hasłami. Obok:  Łukasz Szczepański i Jacek Jaca Wiśniewski podczas kręcenia filmu
Zamknięci w obozie uchodźcy zorganizowali pokojową manifestację. To było błaganie o pomoc. Przez 12 godzin stali z wypisanymi na kartonach hasłami. Obok: Łukasz Szczepański i Jacek Jaca Wiśniewski podczas kręcenia filmu Jacek Jaca Wiśniewski
Trójka białostoczan odwiedziła obóz dla uchodźców w greckiej Idomeni. To miejsce przystosowane do przyjęcia 2,5 tys. ludzi, a obecnie mieszka tam ponad 12 tys. osób! To błotniste piekło na ziemi, w którym nietrudno o depresję.

Najgorzej jest nocą, kiedy to panuje całkowita ciemność i słychać tylko płacz ludzi w namiotach. I potworny kaszel - opowiada Anna Żebrowska z Białegostoku, współreżyserka filmu „Granice. Europejski sen”.

ROZDZIELONE RODZINY

Ania wspomina pierwszy namiot na terenie obozu, który odwiedziła w lutym br.: - Była tam pani, która miała trójkę dzieci. Spytałam, czy mogę zrobić jej zdjęcie. Zgodziła się, po czym zaczęła do mnie mówić po arabsku. Zupełnie jej nie rozumiałam. Przyszła jej koleżanka i zaczęła tłumaczyć. Ta kobieta prosiła mnie, żebym zabrała jej... dziecko, te najmniejsze. Mówiła, że jeśli tego nie zrobię, to ono tu umrze. To było coś, co na mnie zrobiło szokujące wrażenie. Ta kobieta zdecydowała się na taki krok, bo sądziła, że być może to jest jedyny sposób, by jej maleństwo przeżyło w Europie w 2016 roku!

Kolega Ani, Łukasz Szczepański, także przechowuje w pamięci druzgoczące wspomnienia z greckiego obozu dla uchodźców: - Mam mnóstwo takich wspomnień... Ale najbardziej pamiętam naszego pierwszego syryjskiego bohatera z tego obozu, Muhameda. Poznaliśmy go pierwszego dnia. Spędziliśmy z nim najwięcej czasu i najlepiej go poznaliśmy. Był zrozpaczony, bo naprawdę niewiele pozostało mu do zakończenia studiów w Syrii, a musiał je przerwać. Chciał się dostać do brata w Niemczech. Brat wyjechał przed nim, ale w międzyczasie zamknięto granice. W Syrii została też część jego rodziny. W dalszym ciągu mamy kontakt. Ostatnią wiadomość od niego dostałem trzy dni temu. Mówił, że czuje się bardzo źle, że jest chory. Od kilku ładnych tygodni żyje w namiocie. Jest tam chłodno, wręcz zimno. On bardzo potrzebuje pomocy, przede wszystkim odpoczynku, ale w tamtych warunkach jest to niemożliwe - opowiada.

Pojechali do piekła na ziemi

Dlaczego białostoczanie zdecydowali się pojechać do obozu dla uchodźców?

- Zmotywował nas konflikt społeczny i rodząca się w Europie nienawiść do uchodźców - tłumaczy Ania. - Poczuliśmy, że trzeba coś z tym zrobić. Poczuliśmy potrzebę informowania o tym, jak jest naprawdę, co to za ludzie i w jakich warunkach żyją. Ja jestem zdania, że ludzie w Europie są dobrzy, a ich uprzedzenia wynikają z niewiedzy. Jesteśmy ładowani takim przekazem medialnym, który niewiele ma wspólnego z prawdą. Ma budzić w nas jedynie lęki i obawy. My na co dzień zajmujemy się teatrem, więc działania artystyczne mające zmieniać ludzkie postawy to dla nas nie nowość. Postanowiliśmy więc nakręcić film z obozu dla uchodźców, bo czuliśmy, że za jego pomocą możemy pokazać ludzi, którzy żyją w obozach, pokazać, że to tacy sami ludzie, jak i my. Tyle że los ich rzucił w wir wojny i nieludzkie warunki.

Spośród licznych w Europie obozów dla uchodźców wybrali ten znajdujący się w Grecji, w Idomeni.

- Pojechaliśmy tam, bo to właśnie Grecja wydawała nam się sercem uchodźczego kryzysu - tłumaczy Łukasz Szczepański. - W tym kraju przebywa około 50 tys. uchodźców, a nam zależało by trafić w takie miejsce, gdzie właśnie spotkamy ludzi, którzy są w drodze do raju, jakim dla nich jest Europa zachodnia.

Początkowo chcieli jechać na granicę serbsko-chorwacką czy algiersko-serbską, ale sytuacja była na tyle dynamiczna, że kiedy już wybrali się w podróż, na miejscu nie było już zbyt wielu uchodźców.

- Oczywiście wiedzieliśmy, że najbardziej dramatycznie jest jeszcze dalej, na wyspach greckich, na morzu. Ale nie starczyło nam funduszy, żeby dotrzeć aż tam - dodaje Łukasz.

Kiedy w lutym br. dotarli do greckiej Idomeni, ich oczom ukazały się szokujące widoki. W prowizorycznym obozowisku, przystosowanym do przyjęcia 2,5 tys. ludzi, przebywało ponad 12 tys. osób!

- Trudno sobie wyobrazić, że gdzieś na ziemi może być gorzej... - wspomina Ania. - Tam jest po prostu piekło na ziemi. Zobaczyłam tysiące cierpiących ludzi. Całe rodziny, które żyją w namiotach, w potwornym błocie... Ci ludzie bardzo często są w skrajnej depresji, bo ich sytuacja nie zmienia się od miesięcy. Wszędzie słychać płacz... Jest wśród nich wiele osób z wyższym wykształceniem, lekarze, nauczyciele angielskiego... Tak na dobrą sprawę znajdzie się tam cały przekrój społeczeństwa .

Oni błagają o pomoc

- Ale mimo tej biedy, tego cierpienia, albo może właśnie dzięki temu, ci ludzie bardzo chętnie się przed nami otwierali - dodaje Łukasz. - Wszyscy chętnie z nami rozmawiali, choć nie wszyscy chcieli nam do kamery pokazać swoje twarze i ujawnić nazwiska. Po prostu się bali. Bo część ich rodzin została w Syrii. I gdyby ich wizerunki pojawiły się gdzieś w internecie, mogłoby to mieć poważne konsekwencje - ich rodziny najprawdopodobniej trafiłyby do więzień, a z tych placówek tam już się po prostu nie wychodzi.

- Tam nie respektuje się żadnych praw człowieka, na porządku dziennym są tortury - dodaje Ania. I przekonuje, że uchodźcy są wobec Europejczyków bardzo otwarci. - Bardzo potrzebują też tego, żeby Europa otworzyła się na nich. Podczas spędzonych tam dni nie odczułam z ich strony żadnej wrogości ani nienawiści. Oni bardzo potrzebują naszej pomocy.

Pewnego dnia zresztą zamknięci w obozie uchodźcy zorganizowali pokojową manifestację. To było błaganie o pomoc.

- Manifestacja trwała 12 godzin. Oni po prostu stali z wypisanymi na kartonach hasłami, z prośbą o pomoc - wyjaśniają białostoczanie. - Ale co nas najbardziej zszokowało to fakt, że po manifestacji uchodźcy wzięli worki i wszystko po sobie posprzątali. Czegoś takiego jeszcze w Polsce nie widziałam. A kiedy chwilę wcześniej przez zablokowaną drogę chcieli przejeżdżać wściekli Grecy, to uchodźcy ich po prostu uspokajali.

Autorzy filmu planują powrót do obozu Idomeni, ale już jako wolontariusze. Porzucają rolę reporterów, bo tym razem chcą zwyczajnie pomóc. Planują zakup butów dla dzieci, bo wiele z nich chodzi na bosaka. Zbierają więc pieniądze. Na stronie fundacji Teatr Narwal ( www.teatrnarwal.pl), dla której pracują, znajdzie się wkrótce więcej informacji o akcji wspierającej uchodźców.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna