Parę tygodni temu pozbawił ją majątku, a teraz chce jej odebrać dzieci. Domaga się, by suwalski sąd orzekł, że ich miejsce jest w domu ojca. - Później mnie wyrzuci - podejrzewa kobieta. - Nie raz kazał się wynosić, groził, że wyrzuci za próg.
To, czy mężczyzna jest domowym katem, ustala suwalska policja.
- Ja? - dziwi się zainteresowany. - Moja żona ma jakieś urojenia. Nie palę, nie piję, prowadzę wzorcowe gospodarstwo. Mało? Czego jeszcze chce?
Złapała Pana Boga za nogi
Bożena ma 32 lata, Stefan - o osiem więcej. Bożena pochodzi z niewielkiej wsi na Suwalszczyźnie, Stefan - też. Poznali się siedem lat temu na dyskotece w Suwałkach. Ona była wtedy kelnerką. On - prowadził blisko 40-hektarowe gospodarstwo, które przejął od rodziców. Młodzi przypadli sobie do gustu, a rok później stanęli na ślubnym kobiercu. Bożena myślała, że złapała Pana Boga za nogi. Mąż był troskliwy i pracowity. Miała więc prawo snuć dalekosiężne plany. Marzyła o domu pełnym miłości, gromadce dzieci i spokojnej starości.
- Zamieszkaliśmy wspólnie z teściami - wspomina. - Nie, nie było awantur. Nie mieliśmy na to czasu.Od rana do nocy harowałam albo w polu, albo w obejściu.
Pięć lat temu urodziła pierwsze dziecko i już wtedy zaczęły się ze strony męża pierwsze docinki. Wypominał, że przyszła na gospodarkę goła i bosa, nie wniosła nawet garści ziemi w posagu.
- To prawda - przyznaje. - Rodzicom źle się powodziło, ledwo wiązali koniec z końcem. Nie chciałam od nich żadnych prezentów.
Dwa lata temu przyszło na świat kolejne dziecko i w domu Bożeny zaczęła się gehenna. Kobieta mówi, że nie było dnia, by nie słyszała od męża jakichś przytyków. A to wysyłał ją do psychiatry, a to kazał pakować manatki i się wynosić, a to robił piekło, że kupiła dzieciom kawałek wędliny.
- Skąpił na wszystko, ciągle mi wygadywał, że trwonię pieniądze, ale to nie była prawda - opowiada Bożena. - W końcu zaczął ograniczać mi wyjazdy. Nawet te do lekarza. Czułam się jak niewolnica.
Kilka tygodni temu zaproponował Bożenie, że wynajmie jej mieszkanie. Na kilka miesięcy, w Suwałkach. Mówił, że będzie mogła przeprowadzić się tam wraz z dziećmi. Po co? Rozłąka miała scementować ich związek. Przystała na tę propozycję, a wtedy postawił warunek: znajdzie i opłaci lokal, jeśli Bożena zrzeknie się majątku, który nabyli podczas wspólnego gospodarowania. Chodziło przede wszys-tkim o warte prawie 400 tysięcy złotych maszyny rolnicze. Na to też się zgodziła. Dziś mówi, że zrobiłaby wszystko, by dzieci miały ojca.
Po tym, jak podpisała u notariusza dokument dotyczący rozdzielności majątkowej, w domu zaczęło się prawdziwe piekło.
- Nie miałam dostępu do bankowego konta, a mąż przestał dawać mi pieniądze - opowiada Bożena. - Przez kilka dni nic nie jadłam, potem wylizywałam resztki z talerzy dzieci.
Prosiła o pomoc mieszkającego w Warszawie ojca. Ale nawet wtedy, gdy dostawała od niego pieniądze, nie mogła zrobić zakupów. Nie chciała pozostawić dzieci bez opieki, a mąż nie pozwalał korzystać z auta.
Syn krzyczał: Wynocha!
W połowie lipca była u kresu wytrzymałości. Najbardziej bolało, gdy starszy syn wbiegał z podwórza do pokoju i krzyczał: Bożena, wynocha. Krzyczał tak samo, jak mąż.
Poczuła, że nie wytrzyma ani dnia dłużej i wezwała miejscową policję. Ta zaproponowała, że założy Stefanowi Niebieską Kartę.
- Mąż śmiał się szyderczo - wspomina. - Mówił, że mogę zakładać, co chcę. I tak nic mu nie zrobią.
Faktycznie, niewiele pomogła. Sytuacja w domu nie zmieniła się ani trochę. Zdeterminowana kobieta na początku sierpnia zgłosiła się do Komendy Miejskiej Policji w Suwałkach, gdzie opowiedziała o swojej gehennie.
- Wszczęliśmy postępowanie w sprawie znęcania się psychicznego - informuje Edyta Kimera, oficer prasowy suwalskiej policji.
Stefan nie ma sobie nic do zarzucenia.
- Nie daję żonie pieniędzy, ponieważ nimi szasta - tłumaczy. - Nie mogę pozwolić na to, by roztrwoniła majątek, na który ciężko pracowali moi rodzice.
Mężczyzna zarzuca żonie, że za długo śpi i nie zajmuje się domem tak, jak powinna.
- Nie robię żadnych awantur - przekonuje. - Ona po prostu kłamie.
Sąsiedzi: pomóżcie dziewczynie!
Tymczasem po pierwszej publikacji, opisującej w "Gazecie Współczesnej" tę sytuację, rozdzwoniły się w naszej redakcji telefony.
- Pomóżcie tej dziewczynie - prosili ludzie przedstawiający się jako sąsiedzi. - Ona ledwo trzyma się na nogach.
Po naszej interwencji w domu Bożeny pojawili się pracownicy socjalni. Głównie po to, by się dowiedzieć, kto doniósł o sprawie do "Gazety". Przy okazji zajrzeli do lodówki. Bożena podejrzewa, że wcześniej uprzedzili o wizycie jej męża.
- Rano nieoczekiwanie zrobił zakupy. Przyniósł kilka serków i kawałek kiełbasy - opowiada kobieta. - Oddałam to dzieciom. Sama ze strachu miałam ściśnięte gardło. Nie mogłam nic przełknąć.
Dzieci? Sąd zdecyduje.
Pracownicy socjalni z gminy Wiżajny, w rejonie działania których mieszka opisywana rodzina, o formach udzielonej pomocy rozmawiać nie chcą. Zasłaniają się ustawą o ochronie danych osobowych. Sprawą zainteresował się wydział pomocy społecznej Podlaskiego Urzędu Wojewódzkiego.
- Urzędnicy zwrócili się już do gminnego ośrodka pomocy społecznej z zapytaniem, jakie działania podjął - informuje Joanna Gaweł, rzecznik prasowy wojewody.
Ale to nie wszystko. Stefan wystąpił do sądu rodzinnego z prośbą o orzeczenie, że synowie będą mieszkali tam, gdzie on. Wniosek tłumaczy tym, że maluchy są emocjonalnie związane z dziadkami, a matka zajmuje się nimi źle.
- To pierwszy krok do tego, by odebrać mi dzieci - uważa Bożena. - Nigdy na to się nie zgodzę! Dla nich do tej pory znosiłam domowe katusze.
Posiedzenie sądu w tej sprawie odbędzie się w ostatnich dniach sierpnia. Co dalej? Prokuratorskie postępowanie w sprawie znęcania się potrwa kilka miesięcy. Bożena chce znaleźć pracę, by przynajmniej trochę się usamodzielnić. Czy, jeśli mąż wyrazi skruchę, pogodzi się z nim?
- Oszukał mnie - mówi. - Nie wiem, czy potrafię mu wybaczyć.
Imiona bohaterów zmieniłam
Czytaj e-wydanie »Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?