Topór wojenny zakopały obie strony. Mieszkańcy okolicznych wsi, od ponad dwóch lat, nie potępiają już w czambuł dyrekcji Wigierskiego Parku Narodowego. W rewanżu nie słyszą natomiast publicznych zarzutów, że są kłusownikami i wandalami, którzy chcą zniszczyć przyrodę.
Tak było, kiedy parkiem rządził Zdzisław Szkiruć.
- Nie chcę nawet słyszeć tego nazwiska - krzywi się mieszkaniec Rosochatego Rogu. - Do niego nie trafiały żadne argumenty. Uważał, że roślinki i żaby są ważniejsze od ludzi.
Nieustanne wojny i podchody nagłaśniała prasa, często nad Wigrami pojawiały się ekipy telewizyjne. Chłopi skarżyli się, że nie mogą na dachu domu położyć nawet paru nowych dachówek, dopóki nie pozwoli im dyrektor WPN.
Czas rozejmu
Następcą Z. Szkirucia został Jacek Łoziński.
- Przepisy się nie zmieniły, ale łatwiej o kompromis - uważa Michał Mackiewicz, wiceprzewodniczący Wigierskiego Stowarzyszenia Mieszkańców Wsi. - Choć sporów nie brakuje, sprawy trafiają do sądu, ale jest jakościowa różnica. Poprzedni dyrektor traktował nas jako ostatnie ogniwo w łańcuchu ekologicznym.
Nie szukam konfliktów
Taką deklarację składa Jacek Łoziński. Na Suwalszczyznę przeniósł się z Warszawy. Przez wiele lat był nadleśniczym.
- Poznałem mieszkańców nadwigierskich wsi i doskonale rozumiem ich problemy - twierdzi dyrektor. - Oczywiście, że bronię, jak potrafię, przyrody, ale nie jestem ortodoksyjny.
Zdaniem dyrektora, stawianie spraw, nawet dość błahych, na ostrzu noża często bardziej szkodzi niż przynosi pożytek. Sporów nadal nie brakuje, ale hałasu i medialnego zamieszania jest chyba znacznie mniej niż kilka lat wcześniej.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?