Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kronika wypadków umysłowych. Minister zadbał o bezpieczeństwo

Konrad Kruszewski [email protected]
Usprawiedliwiam ministra Bartłomieja. On przecież powiedział wyraźnie: Idziemy po was. A nie: Przyjdziemy. Albo: Dojdziemy. Co oznacza, że jego celem jest droga, a nie meta.
Usprawiedliwiam ministra Bartłomieja. On przecież powiedział wyraźnie: Idziemy po was. A nie: Przyjdziemy. Albo: Dojdziemy. Co oznacza, że jego celem jest droga, a nie meta.
Kiedy zapytać polskiego nacjonalistę, kogo nienawidzi najbardziej, da aż trzy odpowiedzi do wyboru: Żydów, Niemców i Ruskich. Czyli szanse trafienia są jak jeden do trzech. Za duże jak na ministerialny rozum.

Będę bronił pana Bartłomieja, ministra spraw wewnętrznych. Wielu ma do niego pretensje.

Zapowiedział bowiem faszystom, rasistom, szowinistom i innej swołoczy: "Idziemy po was". I oni czekają. Hajlują w Białymstoku na grobach akowców (swoją drogą nieźle trzeba mieć pod kopułą nasrane, żeby oddawać cześć antyhitlerowskim żołnierzom hitlerowskim pozdrowieniem), bo chcą być widoczni, żeby minister łatwo do nich trafił. Ale doczekać się nie mogą.

Usprawiedliwiam ministra Bartłomieja. On przecież powiedział wyraźnie: Idziemy po was. A nie: Przyjdziemy. Albo: Dojdziemy. Co oznacza, że jego celem jest droga, a nie meta. Że jest on jak dawniejsi bohaterowie amerykańskiego kina drogi, dla których droga i wędrówka były celem samym w sobie. Taki minister romantyk.

W przekaziorach widziałem ministra Bartłomieja, jak wszystkim wytłumaczył, że nie można było przewidzieć, iż ci, do których on jeszcze nie doszedł, zaatakują rosyjską ambasadę. Potwierdzam, rzeczywiście może to przekraczać jego możliwości umysłowe. Kiedy bowiem zapytać polskiego nacjonalistę, kogo najbardziej nienawidzi, daje on aż trzy odpowiedzi do wyboru: Żydów, Niemców i Ruskich. I to niekoniecznie w tej samej kolejności. Czyli szanse trafienia są jak jeden do trzech. Za duże, jak na ministerialne możliwości. I nie ma znaczenia, że manifestacja 11 listopada nie szła ani pod ambasadą niemiecką, ani izraelską, tylko rosyjską, bo to mogła być zmyłka.

Chociaż nie dało się tego przewidzieć, to jacyś policjanci jednak pod ambasadą rosyjską byli. Tyle, że od frontu. Ochraniali główne wejście. Bo, znowu według ministra Bartłomieja, nie można było przewidzieć, że hołota zaatakuje od zaplecza. Minister bowiem wie, że w przeciwieństwie do hołoty zagranicznej polska hołota jest szlachetna, rycerska i występuje zawsze z podniesioną przyłbicą (tylko w kominiarkach, które akurat zsunęły się jej na oczy). Zanim da w gębę, wyzwie na pojedynek. Czekał więc na te wystąpienia przed bramą, a tymczasem na zapleczu już płonęła budka wartownicza. Taki pech.

Nie jest też prawdą, że policja nie podjęła żadnych działań profilaktycznych, aby zapobiec burdom na ulicach Warszawy. Na przykład dogadała się z narodowcami, że policja nie będzie widoczna na ulicach i nie była. Bo policyjny mundur bardzo narodowców denerwuje, więc w trosce o ich skołatane nerwy zabroniono funkcjonariuszom pokazywania się w pobliżu manifestantów.

Policja ostrzegła też mieszkańców warszawskiego squotu (takiej bezpańskiej rudery, którą wybrali oni sobie na dom), że zaraz przyjdą do nich z wizytą faszyści, żeby ich pobić cegłówkami. Niech zatem lepiej szybko się wyprowadzą, może gdzieś pod most, albo do kanalizacji, bo będzie gorąco. Niestety, policja nie mogła ich bronić, bo przecież uzgodniła z organizatorami, że nie będzie się rzucać w oczy. Szybko się zatem schowała, żeby bandytów nie drażnić swoim widokiem. Bo rozdrażnionemu bandycie drżą dłonie z cegłówką, więc nie jest precyzyjny. Mógłby tą cegłówką trafić w kolegę.

Za to minister Bartłomiej rozsławił nasz kraj na cały świat. W tej części zachodniej cywilizacji nie zdarzały się bowiem ataki na ambasady. A jeśli już, to tak dawno, że nie pamiętają tego nawet najstarsi górale.

Do tej pory tego rodzaju widowiska kojarzone były z krajami arabskim, bo zdarzało się, że tam występowały. A tu proszę, taka niespodzianka w środku Europy. Rację miał chyba amerykański dziennik Washington Post, który tydzień temu zilustrował wizytę amerykańskiego sekretarza stanu w Polsce zdjęciem tegoż sekretarza wśród arabskich szejków. I umieścił to zdjęcie w dziale Bliski Wschód.

Bardzo to niektórych w Polsce rozbawiło, zwłaszcza ministra spraw zagranicznych Sikorskiego. Teraz będzie on musiał swoją radością zarazić rosyjskie MSZ, któremu po ataku na ich ambasadę jakoś nie jest do śmiechu.

A na koniec całkiem poważnie. Facet (piszę o ministrze Bartłomieju) robi sobie z nas publiczne jaja. Trzeci rok z rzędu motłoch wychodzi na ulice Warszawy 11 listopada i urządza burdy. Jest to zjawisko bardziej przewidywalne od śniegu w styczniu. A on, minister w polskim rządzie, zachowuje się jak drogowiec zaskoczony, że w styczniu na ulicy pojawił się śnieg. A on nie ma piasku, soli i pługa, bo go zastawił za pół litra.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna