Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Krzysztof Gierałtowski mieszka w podsuwalskiej wsi i toczy bój o wigierską skarpę

Helena Wysocka [email protected]
Krzysztof Gierałtowski fotografuje przede wszystkim ludzi starszych. - Tylko im mogę ukraść wspomnienia - mówi wybitny portrecista.
Krzysztof Gierałtowski fotografuje przede wszystkim ludzi starszych. - Tylko im mogę ukraść wspomnienia - mówi wybitny portrecista. H.Wysocka
Ze szkoły filmowej wyleciał jako leniwy i mało zdolny. Wziął się więc za fotografię. I dziś mieszkający nad Wigrami Krzysztof Gierałtowski jest wybitnym portrecistą wybitnych Polaków.

Osiadł w naszym regionie, ponieważ... skończył się wiatr. - Pływałem po Wigrach żaglówką, zapadał zmrok - wspomina. - W pewnej chwili przestało wiać, musiałem więc dobić do brzegu. Spędziłem noc na skarpie, a rano, gdy zobaczyłem wijącą się przez pola srebrną drogę, poszedłem handlować ziemię do chłopa.

Dziś nie martwi się aurą, tylko stanowiskiem lokalnych włodarzy. Obawia się, że planowana na wigierskiej skarpie inwestycja zniszczy przyrodę.
- Smuci mnie to, że wiele decyzji jest uznaniowych i wydanych z pogwałceniem prawa - nie ukrywa fotografik.

Buntownicze podejście

Dziadek Krzysztofa Gierałtowskiego był organistą w Bakałarzewie. Ojciec - służył w 41. Suwalskim Pułku Piechoty im. Józefa Piłsudskiego.
- Dzięki temu moje pierwsze wakacje spędziłem w Gawrych Rudzie - wspomina. - Pływałem po Wigrach, ale na brzeg jeziora nie wychodziłem. Pełno tam było min.

Później rodzina przeniosła się do Warszawy. Gierałtowski próbował swoich sił w szkole filmowej, ale - jak mówi - bez powodzenia. Andrzej Wajda, ówczesny wykładowca w łódzkiej uczelni uznał, że student jest zbyt leniwy. Przejawia natomiast "buntownicze podejście do fotografii". Gierałtowski postanowił to wykorzystać. Najpierw przeszedł krzyżową drogę fotoreportera dokumentującego przecięcia wstęg, dygnitarskie uściski dłoni i radosne pochody. Nazwisko "zrobiły" fotografie mody dla kultowego wówczas miesięcznika "Ty i Ja". A później, w 1970 roku zyskał dzięki kolegom z branży, którym nie chciało się jechać do Wrocławia. Gierałtowski podjął się wówczas zadania i sportretował słynnego matematyka Hugona Steinhausa.

- Okazało się, że portrety są moim przeznaczeniem - mówi. - W mojej głowie i na karteluszkach powstał spis nazwisk ludzi, których chciałbym uwiecznić na fotografii.

Uważa, że w jego pracy najważniejsze są uczucia. By zrobić dobre zdjęcie trzeba kochać, albo znienawidzić człowieka stojącego przed kamerą. Przyznaje, że popełnił wiele zawodowych błędów. Czasem nie potrafił nawiązać kontaktu z fotografowaną osobą, innym razem brakowało mu szczęścia, albo obiektywu.
Było też tak, że spóźnił się i wykonanie prac nie było już możliwe.

Dacze dla towarzyszy

Fotografika dziwnie ciągnęło na Suwalszczyznę. Wprawdzie bliskich już tutaj nie było, bo dziadek w ostatnim dniu wojny wszedł na minę, ale Gierałtowski szedł tropem wspomnień. Gdy w 1976 roku, z powodu braku wiatru zatrzymał się w Mikołajewie - wsi położonej w krasnopolskiej gminie, nad brzegiem Wigier postanowił kupić tam ziemię. Dogadał się z rolnikiem i przez trzy lata załatwiał formalności. Wydawało się, że wszystko jest dopięte na ostatni guzik, gdy rolnik zerwał umowę.

- Okazało się, że ówczesny wojewoda wykroił kawał pola na dacze dla ówczesnych prominentów - wspomina fotografik. - Pojechałem do urzędu upomnieć się o swoje. Prosiłem wojewodę, by odstąpił mi kawałek ziemi, ale się uparł. Uległ, gdy zagroziłem, że ściągnę mu na głowę warszawskich dziennikarzy.
Wojewoda podzielił skarpę na dziewięć części. Jedną z nich, za dziesięć tysięcy złotych kupił Gierałtowski. Pozostałe trafiły w ręce m.in. zastępcy komendanta wojewódzkiego MO, znanego w Suwałkach przedsiębiorcy i dyrektora partyjnej szkoły. Fotografik, mówi, że w warszawskim mieszkaniu, na kartonach rysował plany niewielkiej daczy.

- Zbudowałem ostatnią - przyznaje. - Zaprosiłem biskupa Jana Chrapka, by ją poświęcił. Gdy usłyszał, kto mieszka na skarpie, złapał kropidło i wybiegł na drogę. Święcił po kolei.

Walczy z wiatrakami

Nad Wigrami spędza tyle czasu, ile może. Fotografuje i odpoczywa. Pod gościnną strzechę trafiają i miejscowi, i osobistości z pierwszych stron gazet. Ot, choćby mieszkający niedaleko, bo w Budzie Ruskiej prezydent Bronisław Komorowski, który trzykrotnie wchodził do Sejmu na portretach Gierałtowskiego. Do Mikołajewa przyjeżdżają też Andrzej Strumiłło, czy Stanisław Tym.

Od kilku miesięcy Gierałtowski, zamiast fotografować walczy z urzędniczą machiną. Próbuje obalić plan rozbudowy altany, która znajduje się na sąsiedniej działce. Artysta mówi, że przypomina to walkę z wiatrakami.

- Urzędnicy nie chcą, albo nie potrafią słuchać - uważa. - A najgorsze jest to, że nie trzymają się litery prawa.
O co chodzi? Otóż, właściciel położonej w sąsiedztwie działeczki chce drewnianą altanę zamienić na murowany dom. Duży i całoroczny. Wigierski Park Narodowy, w sercu którego ma powstać budynek nie widzi w tym przeszkód.

- Nie zmieni się przeznaczenie obiektu, tylko czas użytkowania - argumentuje Janina Kamińska, która odpowiada za inwestycje. - Właściciele będą korzystali z obiektu nie tylko latem, ale też zimą.

Rzecz w tym, że obiekt ma być znacznie większy niż te, które znajdują się w sąsiedztwie. A to jest sprzeczne z przepisami.
Wstępną zgodę na rozbudowę wydały też władze gminy. Gierałtowski zauważa, że kłóci się ona z zapisami studium uwarunkowań i kierunków rozwoju. Dokument ten nakazuje bowiem ochronę terenów zielonych oraz wprowadzanie zakrzewień i zadrzewień w strefie ochronnej jeziora Wigry.

- Tymczasem w tym przypadku trzeba będzie wyciąć sześć około 30-letnich świerków - zauważa Gierałtowski. - Uważam, że to barbarzyństwo.
Fotografik ma złudną nadzieję, że interwencję w tej sprawie podejmie ministerstwo środowiska. Aleksandra Majchrzak z biura prasowego mówi, że resort nie będzie tym się zajmował, ponieważ nie otrzymał skargi na opinię dyrektora WPN.

A niezadowoleni z planowanej inwestycji mogą zaskarżyć decyzję wójta do Samorządowego Kolegium Odwoławczego. Gierałtowski zapowiada, że tak się stanie. - Nie pozwolę zniszczyć środowiska - zapowiada. - To zbyt cenny obszar, by traktować go po macoszemu.
I dodaje, że jeśli będzie trzeba, to o rozstrzygnięcie sporu poprosi sąd.

Portret leśniczego

Kilka lat temu fotografik zorganizował wystawę swoich prac w bakałarzewskim ośrodku kultury. Później - w klasztorze wi-gierskim. Dlaczego tylko dwie?
- Być może miejscowym nie podobają się moje fotografie - zastanawia się.

Mimo to wciąż dokumentuje Suwalszczyznę. Robi nad-wigierskie pejzaże, posiada zdjęcia z ośrodka słupiańskiego oraz portrety mieszkańców Czerwonego Krzyża, którzy widzieli, jak "Ruskie zabijali ich krewnych". W bogatych zbiorach jest też zdjęcie leśniczego z Krzywego, którego ojciec był organistą w suwalskim kościele.

Krzysztof Gierałtowski mówi, że nie raz mierzył się z trudnościami. Ale nie przypuszczał, że, tak jak nad Wigrami, potknie się o urzędniczą bezduszność.
- Nie poddam się - zapowiada. - Będę walczył o tę skarpę. Nie tylko dla siebie, ale też zwierząt, ptaków i potomnych.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna