Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kulfony trzęsą całą wioską

Helena Wysocka [email protected]
Archiwum
Robert mówi, że napadły i skatowały go Kulfony. Tak we wsi nazywają braci A. - Bzdura - oponuje ich ojciec. - Robią z nas aferzystów i tyle.

Dodaje, że przez te ludzkie języki synów ledwo na wolność wyciągnął. - Zakuli w kajdanki, trzymali dwie doby - opowiada Stanisław A. - To kto jest bardziej poszkodowany, moje chłopcy, czy ten Robert?

Prokurator śledztwo w sprawie pobicia chce umorzyć. Podobnie, jak kilka innych, które dotyczą Kulfonów.
- To nie mieści się w głowie. Robią co chcą, trzęsą wioską i nie ponoszą żadnej kary - denerwują się we wsi. - Pewnie dlatego, że ojciec współpracuje z policją.
Stanisław A. mówi, że to kłamstwo. Ani nie współpracuje, ani zaufania do miejscowych policjantów nie ma za grosz.
- Jak jadę na komendę to drżę cały - przekonuje. - Nie raz mnie tam w ścianę wpierali.

Skatowali w środku nocy

Niewielka podsejneńska wieś. Ludzie mówią, że do niedawna żyło się im spokojnie. Zmieniło się, gdy dorosły Kulfony.
- Gdy jadą drogą, to wiadomo, że jakaś bieda zaraz będzie - twierdzą rolnicy. - A to coś zginie, a to komuś krzywdę zrobią.
Ale to, co wydarzyło się w połowie minionego roku nikomu nie mieści się w głowie. Dwóch zamaskowanych bandytów, pod osłoną nocy, wdarło się do domu mieszkającego nad rzeczką Marychą Leszka. Wyważyli drzwi i skatowali nocującego tu Roberta. Pobili go kołkami wydartymi z pobliskiej zagrody.
- Myślałem, że zabili dzieciaka - opowiada Leszek. - Cały był we krwi, nie odzywał się, tylko jęczał. Lekarka krzyczała do ratowników, by jechali szybciej, bo schodzi. To było coś strasznego.

I Leszek, i Robert twierdzą, że napaści dokonali dwaj bracia, synowie Stanisława A.
- Złość mieli do mnie - argumentuje pokrzywdzony. - Zresztą, wcześniej grozili. Byłem z tym na komendzie, ale dyżurny policji wyśmiał mnie. Powiedział, że to żarty, a nie pogróżki. Nawet nie zarejestrował tego zgłoszenia.

21-latek, na wszelki wypadek, przestał nocować w domu. Przeniósł się do Leszka, ale niewiele to dało. Tam też go dopadli.

Krewni dali alibi

Robert ma 21 lat i prowadzi niewielkie gospodarstwo rolne. Odziedziczył je po ojcu, który dwa lata temu popełnił samobójstwo. Targnął się na życie, bo nie radził sobie ze spłatą długów. Pozostawił je wraz z lichą ziemią synowi.

- Muszę oddać do banków 80 tysięcy zł - wyznaje Robert. - To ogromna kwota, przynajmniej dla mnie.
Tymczasem połowy ojcowizny zażądała siostra Roberta. Kobieta, nie przejmując się długami przodka, sprawę skierowała do sądu. A ten nakazał Robertowi zapłacić kilkadziesiąt tysięcy. Tyle, że w ratach. Pierwszą z nich ma przekazać w przyszłym roku.

Wyrok nie podoba się nikomu. Robert nie wie, skąd ma wziąć tak dużą kwotę, a jego siostra - nie chce czekać. Potrzebuje kasy już, natychmiast. 21-latek mówi, że w sprawę spłaty pieniędzy zaangażował się jeden z Kulfonów, - partner siostry.

- Pewnie pomyślał, że jak mnie zatłucze, to będzie miał całe gospodarstwo - kalkuluje nasz rozmówca.
Kilka godzin po pobiciu Roberta policjanci zatrzymali braci A., ale obaj szli w zaparte. Mówili, że tej nocy, kiedy doszło do napaści, w ogóle nie wychodzili z domu. Potwierdzali to ich krewni.

- Fałszywie nas oskarżyli - twierdzi Stanisław A.
I sugeruje, że obrażenia Roberta powstały w wyniku wypadku, który miał kilka dni wcześniej. Powołany przez prokura-turę biegły uznał, że nie można tego wykluczyć. Tym bardziej, że gdyby przyjąć opisywany przez pokrzywdzonego przebieg zdarzenia, to - zdaniem specjalisty - powinien doznać większych obrażeń. Zwłaszcza na głowie.

- Coś podobnego?! - dziwi się opinii pani Janina, sąsiadka Roberta. - To nie był żaden wypadek. Samochód zsunął się z niewielkiej skarpy i tyle, a Robertowi nic się wtedy nie stało. Dzień później kosił trawę, pół wsi może to potwierdzić. Natomiast jak wrócił ze szpitala po tym napadzie, to wyglądał okropnie. Miał fioletową twarz i plecy. Patrzeć na to nie mogłam.

Pod koniec minionego miesiąca prokurator uznał, że śledztwo w sprawie pobicia należy umorzyć. Dowodów winy Kulfonów nie ma.
- Czy to mało, że ich rozpoznałem? - dziwi się Robert. - Po czym? Po sylwetce, ubraniu, sposobie poruszania się i krzywych nogach.
Leszek też ich rozpoznał, bo - jak mówi - zna braci A. od dziecka. Poza tym, słyszał, jak jeden z bandytów zwrócił się do drugiego po imieniu.
- Nie trzeba iść do wróżki, by wiedzieć, kto to zrobił - dodaje. - Znali dom, wiedzieli, gdzie śpi Robert. Nikt obcy na to odludzie nie przyjechał.
Pokrzywdzony zaskarżył prokuratorskie postanowienie do sądu. Ten zaś nie podjął jeszcze decyzji, czy śledztwo umorzyć, czy - nie.

Kosym okiem patrzą

- Kulfonom wszystko uchodzi płazem - irytują się we wsi. - Niedawno w ich chlewie znaleźli kradzione cielaki. Też nie ponieśli za to kary. Policja uznała, że zwierzęta... same przyszły. Ot, wybrały się na spacer.

Nie znalazł się też winny zniszczenia samochodu Leszka. Ktoś oblał auto farbą. Taką samą, jaką były pomalowane w domu Kulfonów okna.
- Trzeba być ślepym, by tego nie widzieć - uważa sołtys.

Organy ścigania chcą też umorzyć kolejną sprawę. Chodzi o transakcję, której miał dokonać Leszek. Mężczyzna twierdzi, że dał Stanisławowi A. blisko 18 tysięcy zaliczki za mieszkanie. Akt notarialny mieli podpisać za jakiś czas. Teraz nie ma ani kasy, ani lokalu.
- A skąd on miałby tyle pieniędzy? - ironizuje A. - Owszem, dał zadatek, ale o połowę mniejszy, niż rozpowiada.
Czy odda pieniądze, rozmówca unika odpowiedzi na to pytanie.

- Wystarczy, że chlew mi zniszczył - dodaje. - Po prokuratorach mnie włóczy, jak bandytę jakiego. Jedna sprawa się nie skończy, a już druga się zaczyna.
Fakt. Postępowań w sej-neńskiej policji i prokuraturze jest jeszcze kilka. Stanisław A. miał m.in. grozić swojej znajomej, a byłemu zięciowi zniszczyć samochód. - Ja?! - irytuje się. - A po co na moje podwórko się wpychał? Nikt go tutaj nie zapraszał. A poza tym, to on mi szkody narobił.

I dodaje, że ma już dość tych waśni. - We wsi kosym okiem na mnie patrzą - przekonuje mężczyzna. - A prokuratorskie sprawy nie po mojej myśli, tylko w odwrotną stronę idą.

Robert też chce unikać konfliktów. Mówi, że jeszcze nie doszedł do siebie po napaści. Pozostały mu jakieś lęki. - Boję się - przyznaje. - Jak ktoś zapuka do drzwi, to zrywam się i chcę uciekać. Byłoby łatwiej, gdyby bandytów spotkała kara.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna