Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kupiliśmy rowery i w drogę...

Urszula Ludwiczak [email protected]
Przejażdżka na słoniu to jedna z głównych atrakcji turystycznych w Indonezji.
Przejażdżka na słoniu to jedna z głównych atrakcji turystycznych w Indonezji.
Wietnam, Kambodża, Tajlandia, Laos. 1200 km w 16 dni. Na rowerach. Z takiej wyprawy właśnie wrócili białostoczanie Jan i Gabriel Kochanowicz, ojciec i syn. Gabryś 18. urodziny miał na trasie.
Jan i Gabriel Kochanowicz przejechali przez Indochiny na rowerach.
Jan i Gabriel Kochanowicz przejechali przez Indochiny na rowerach.

Jan i Gabriel Kochanowicz przejechali przez Indochiny na rowerach.

Nigdy nie lubiliśmy zorganizowanych wycieczek, gdzie cały pobyt jest zaplanowany, sztampowy, a człowiek staje się zakładnikiem firmy turystycznej - zaznacza Jan Kochanowicz, na co dzień białostocki lekarz neurolog . - Gdy jeździliśmy kiedyś na takie zorganizowane wyjazdy, szybko zaczęliśmy się odłączać od grupy i zwiedzać indywidualnie.

Potem rodzina Kochanowiczów wszystkie wyjazdy zaczęła organizować sama. - Każdy wyjazd to przygoda. Nie przywiązujemy się do tego, gdzie chcemy jechać - opowiada lekarz. - Po prostu gdy już wiemy, kiedy możemy jechać, szukamy miejsca, gdzie będzie najtaniej i najciekawiej.

Tegoroczny wyjazd do Wietnamu też nie był planowany. Szukali miejsca na zimowy urlop i trafiły się w promocyjnej cenie bilety do Ho Chi Minh (dawny Sajgon), w południowym Wietnamie. Decyzja była szybka.

- Od razu postanowiliśmy, że będzie to wycieczka rowerowa i że rowery kupimy na miejscu - opowiada Jan Kochanowicz. - Spakowaliśmy się do worków podróżnych i polecieliśmy przez Paryż do Ho Chi Minh.

Bez dokładnych planów

W sumie 1200 km. - Z tej perspektywy najlepiej zwiedzać świat - przekonuje 18-letni Gabryś.
W sumie 1200 km. - Z tej perspektywy najlepiej zwiedzać świat - przekonuje 18-letni Gabryś.

W sumie 1200 km. - Z tej perspektywy najlepiej zwiedzać świat - przekonuje 18-letni Gabryś.

Jechali bez konkretnie ustalonego planu, a jedynie z ogólnym zarysem, co chcą zobaczyć.
- Po dwunastogodzinnym locie z Paryża do Sajgonu zameldowaliśmy się w hotelu i poszliśmy kupić rowery - opowiada pan Jan. - Musiały być lepsze, takie, które wytrzymają naszą trasę. Zapłaciliśmy ok. 200 dolarów, przy okazji podpytaliśmy, gdzie będziemy mogli potem te rowery odsprzedać, jak będziemy opuszczać Wietnam. Przespaliśmy w hotelu noc i na drugi dzień rano wyruszyliśmy trasą z Sajgonu do Kambodży.

Zimowe ubrania zostawili w hotelu, mieli przy sobie tylko podstawowe rzeczy.
- Nie braliśmy ze sobą namiotu, bo planowaliśmy nocowanie w tanich hotelach i pensjonatach - tłumaczy. - To akurat w Wietnamie pora sucha i zima, temperatura sięga ok. 30 st. C. Tubylcy chodzili w rękawiczkach i czapkach, my jechaliśmy na rowerach w krótkich spodenkach i podkoszulkach, chroniąc się przed słońcem.

Już pierwszego dnia wyprawy - głównie polnymi drogami, wśród ryżowych pól - dojechali do Kambodży i przekroczyli granicę. Drugiego dnia dotarli do rzeki Mekong, a trzeciego do stolicy, Phnom Penh.

- Trafiliśmy akurat na uroczystości pogrzebowe zmarłego w październiku ubiegłego roku króla - wspominają białostoccy rowerzyści. - Widać było, że cieszył się on uznaniem wśród ludzi, bo w wielu prywatnych domach wisiały jego portrety z kirem.

Na ich trasie znalazł się też kompleks zabytków Angkor, zajmujący ok. 100 km kw. powierzchni. To mnóstwo kamiennych budowli, głównie świątyń, położonych w terenach leśnych kilka kilometrów od Siem Reap w Kambodży. Kompleks Angkor wpisany jest na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO i jest uważany za największe miasto na świecie w okresie sprzed rewolucji przemysłowej. Szacuje się, że zamieszkiwało go około miliona mieszkańców. Kamienne, monumentalne budowle zrobiły na naszych podróżnikach ogromne wrażenie.

- Powstały w latach 1000-1200, w Polsce z tego okresu nie zostało nic - wyjaśnia pan Jan. - Kompleks świątyń jest piękny, ogromny, za 20 dolarów można go zwiedzać cały dzień. Są tam nawet ścieżki rowerowe, prowadzące od świątyni do świątyni. Oczywiście jest też mnóstwo turystów.

Szóstego dnia wyprawy ojciec z synem dojechali do granicy kambodżańsko-tajskiej.

- Co ciekawe, granice są tam otwarte tylko w dzień, gdy świecie słońce - opowiada Kochanowicz. - Generalnie nie mieliśmy żadnych problemów z ich przekraczaniem, kupowaniem wiz, tylko dziwiono się na nasz widok, bo tam żaden Europejczyk rowerami granicy nie przekracza...

Policjanci postawili nam obiad

Na ulicach można kupić wszystko, na miejscu przyrządzane są także posiłki.
Na ulicach można kupić wszystko, na miejscu przyrządzane są także posiłki.

Na ulicach można kupić wszystko, na miejscu przyrządzane są także posiłki.

W Tajlandii poznali miejscowych policjantów. - Zatrzymaliśmy się w przydrożnej restauracji, dosiedli się do nas policjanci - wspominają białostoczanie. - Zjedliśmy, przyszło do płacenia. W Kambodży można płacić rielami lub dolarami, wymiennie. A tu okazało się, że przyjmowane są tylko baty. Nikt od nas dolarów nie chciał wziąć. Pytam więc, gdzie jest najbliższy bank, okazało się, że 8 km dalej. Chciałem podjechać rowerem, ale policjanci na to, że... bank jest zamknięty. Będzie otwarty dopiero jutro. Skończyło się na tym, że policjanci postawili nam obiad.

Tajlandia okazała się generalnie bardziej cywilizowanym krajem niż Wietnam. I co ciekawe wszyscy rowerzyści mają tam obowiązek jazdy w kaskach.

Z Tajlandii wjechali do Pakse, na południu Laosu. - Tam życie toczy się wokół rzeki Mekong. Przeprawa z jednego brzegu na drugi, promem, kosztuje dolara - opowiadają. - Najpierw na prom ładowane są wszystkie autobusy i ciężarówki, potem rowery i motorynki. Wszystko musi się zmieścić.

W Laosie największe wrażenie na podróżnikach zrobiły wodospady w przełomie rzeki Mekong.
Z Laosu rowerzyści znowu wrócili do Kambodży.

- Postanowiliśmy przenocować w najbardziej wystawnym hotelu w Kambodży, nad rzeką Mekong. W recepcji zapytano nas, czy chcemy mieć pokój z widokiem na Mekong czy od zaplecza. Pytamy, jaka jest różnica w cenie. Okazało się, że z widokiem kosztuje 11 dolarów, a bez - 9. To zaszaleliśmy i wzięliśmy pokój z widokiem.

100 kilometrów dziennie

Świątynia w Angkor Wat robi ogromne wrażenie.
Świątynia w Angkor Wat robi ogromne wrażenie.

Świątynia w Angkor Wat robi ogromne wrażenie.

Wyprawa przez Indochiny zajęła im 16 dni. Przejechali 1200 km. - Zaczynaliśmy dzień dość wcześnie, wstawaliśmy o 5.30, gdy było w miarę chłodno, o godz. 6, gdy się rozwidniało, wyjeżdżaliśmy, jechaliśmy do godz. 10-11 - opowiada Jan Kochanowicz. - Potem szukaliśmy miejsca do zwiedzania i odpoczynku. Gdy nie było noclegu, jechaliśmy po południu dalej, czasem kilkadziesiąt kilometrów. Średnio dziennie robiliśmy około 100 km.

Gabriel Kochanowicz wspomina, że ogromne wrażenie zrobiła na nim podziemna sieć tuneli Cu Chi, położona niedaleko miasta Ho Chi Minh. To około 200 km podziemnych labiryntów, zbudowanych podczas wojny amerykańsko-wietnamskiej. Wietnamczycy stworzyli wtedy doskonale ukryte podziemne miasto, gdzie przebywali mieszkańcy i żołnierze. Armia wychodziła tylko nocą, by atakować Amerykanów.

Teraz kilka takich podziemnych korytarzy zostało udostępnionych turystom.
- Są dwukrotnie powiększone na potrzeby turystów spoza Indochin, ale i tak trudno jest się tam zmieścić - śmieje się Jan Kochanowicz. - A w czasie wojny Amerykanie w ogóle nie byli w stanie do nich wejść.
Wiele emocji budziło podróżowanie wietnamskimi ulicami.

- Bo Sajgon to miasto rowerów i motorynek, a samochodami źle się tam jeździ - wyjaśniają podróżnicy. - Ruch jest prawostronny, jednak najbardziej skrajny pas prawej strony jezdni służy tym, którzy mają do podjechania niewielki kawałek i mogą to robić... pod prąd. Niesamowicie to wygląda na skrzyżowaniach, gdzie nie ma świateł, gdy z czterech stron jednocześnie jadą motorynki i rowery, nie zatrzymując się. Tak jeżdżą wszyscy, także policja.

Podczas tej wyprawy białostoczanie mieli okazję spróbować wiele lokalnych specjałów. Szczególnie smakowały im zupy i różne dania przyrządzone na bazie ryżu. Jednak w ofercie restauracji i barów, w których bywali, były też dania bardziej egzotyczne, np. z ropuch czy karaluchów... Przed zjedzeniem można było nawet wybrać, którego osobnika chce się spożyć. Nasi podróżnicy jednak nie skusili się na te przysmaki.

- Zamówienie w restauracji robiliśmy najczęściej palcem, pokazując co nam się najbardziej podobało na innych talerzach - opowiada Jan Kochanowicz. - Różnie to wychodziło w smaku, ale zawsze ostro można było danie doprawić i dało się zjeść.

Mieszkańcy Indochin zrobili na podróżnikach bardzo pozytywne wrażenie. Czuli się bezpiecznie, zwłaszcza w tych miejscach, w których nie było zbyt wielu turystów.

- Generalnie ludzie są tam bardzo życzliwi, zawsze można liczyć na ich pomoc, na podwiezienie - wspominają. - Niesamowite jest to, że wszędzie jest bardzo dużo dzieci, uśmiechniętych, zadowolonych. Gdy spotykają turystów mówią "hello", albo "thank you", nie do końca pewnie wiedząc, co to znaczy. My staraliśmy się porozumiewać po angielsku, a jak się nie dało, to po rosyjsku. Jak i to nie było skuteczne, to po polsku z ręcznym wspomaganiem, i doskonale nas rozumieli - śmieje się Kochanowicz.

Dodaje, że przed wyjazdem trzeba pamiętać o wykonaniu podstawowych szczepień ochronnych, bo opieka medyczna na miejscu pozostawia wiele do życzenia.

Najdroższy był przelot

Mnisi podczas uroczystości pogrzebowych króla Kambodży.
Mnisi podczas uroczystości pogrzebowych króla Kambodży.

Mnisi podczas uroczystości pogrzebowych króla Kambodży.

Białostoczanie wyliczają, że najdroższym elementem całej wyprawy był przelot. Na miejscu obiad dla dwóch osób można było zjeść za 2,5 - 5 dolarów, a noclegi kosztowały w granicach 7-10 dolarów.
Ameryka Południowa, Afryka, Europa...

Indochiny to najbardziej egzotyczny region, jaki dotychczas odwiedził Jak Kochanowicz z synem. Wcześniej byli m.in. w Wenezueli, Egipcie, Grecji, Czarnogórze, Francji, Hiszpanii, Bułgarii, Rumunii i Serbii.

- Zaliczyliśmy z Gabrysiem pieszą wędrówkę szlakiem GR20 na Korsyce - mówi lekarz. - To 180 km przez góry z północnego zachodu na południowy wschód Korsyki, jeden z najtrudniejszych szlaków pieszych w Europie. My nawet się specjalnie do tej wyprawy nie przygotowywaliśmy. Po prostu mieliśmy buty, kupiliśmy bilety, spakowaliśmy plecaki i ruszyliśmy...

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na wspolczesna.pl Gazeta Współczesna